|
Bytom - Piątek, 7 listopada 2008, godz. 20:00 Ekstraklasa - 12. kolejka |
|
Polonia Bytom
|
1 (0) |
|
Legia Warszawa
| 0 (0) |
Sędzia: Jacek Walczyński Widzów: 5000 Pełen raport |
|
Takesure Chinyama w akcji - fot. Woytek |
Sensacyjna porażka!
Takiego wyniku chyba nikt się nie spodziewał. Legia przegrała zasłużenie w Bytomiu 0-1. Legioniści popełniali mnóstwo błędów, nie potrafili stworzyć dogodnych sytuacji strzeleckich i prezentowali katastrofalną wręcz skuteczność. Polonia umiejętnie się broniła i potrafiła wykorzystać błędy legionistów. To druga porażka Legii w rundzie jesiennej i druga na Śląsku. Porażka tym bardziej bolesna, że punkty stracone w meczach w Bytomiu i wcześniej w Wodzisławiu Śląskim mogą odbić się legionistom czkawką na koniec sezonu.
Przed wyjazdem na Śląsk Jan Urban ostrzegał przed lekceważeniem rywala. „Wiele razy mówiłem, że z drużynami słabszymi nie można popełniać błędów” - mówi trener Legii. Okazało się jednak, że jego słowa nie dotarły do piłkarzy. Swoją część dołożył do tego sam szkoleniowiec, który znów zdecydował się na grę z jednym napastnikiem. Legia rozpoczęła jednak mecz i tak dość odważnie. W pierwszej połowie była stroną zdecydowanie dominującą, ale nie potrafiła swojej przewagi udokumentować golem. O tego było szczególnie trudni, bo legioniści mieli ogromne problemy z oddaniem strzału w światło bramki. Udało się to Rogerowi, którego strzał z półobrotu obronił bramkarza. Jeszcze kilka niecelnych strzałów i na tym skończyła się gra Legii w całym meczu.
Polonia za szczyt swoich marzeń postawiła sobie wywalczenie bezbramkowego remisu. Dziewięciu piłkarzy z Bytomia ustawionych w obronie, było więc normą. I to wystarczyło na Legię, która nijak nie mogła znaleźć sposobu na bytomski mur. Legioniści próbowali na wiele sposobów, ale ich gra była na tyle nieudolna, że gospodarze nie mieli większych problemów z przerywaniem ich akcji. Dodatkowo wśród „wojskowych” mnożyły się niecelne podania i bezsensowne straty piłki w środku pola.
Po przerwie Polonia zobaczyła, że w piątkowy wieczór Legia w niczym nie przypomina drużyny, która z kwitkiem odprawiła Wisłę Kraków. Kontry bytomian stawały się coraz groźniejsze. Z atakami nie dawał sobie rady nawet Inaki Astiz, który musiał uciekać się do fauli. Legia wciąż biła głową w mur i nie miała najmniejszego pomysłu na zdobycie zwycięskiej bramki. Nie pomogło wprowadzenie Bartłomieja Grzelaka i Macieja Rybusa. Legioniści wciąż grali nieporadnie i z każdą chwilą rósł strach w ich oczach. Strach przed kompromitacją, bo ta zbliżała się z każdą chwilą.
Szczęście sprzyjało Legii i po pięknie wykonanym rzucie wolnym piłka wylądowała tylko na poprzeczce bramki Jana Muchy. Ale w 77. minucie słowacki golkiper był bez szans. Na zaskakując uderzenie z ok. 30. metrów zdecydował się Rafał Grzyb. Ku zaskoczeniu Mucha nawet nie drgnął i piłka wylądowała w siatce. W tym momencie trzeba było być niepoprawnym optymistą, żeby wierzyć w pomyślne zakończenie meczu dla Legii. Nie wierzyli chyba sami legioniści, którzy do ostatniego gwizdka dali taki popis nieporadności, że każdy kibic Legii, który miał wątpliwą przyjemność oglądania tego widowiska, powinien dostać odszkodowanie. Takesure Chinyam nie był w stanie skierować piłki do siatki, nawet gdy był na spalonym. W jednej z akcji Roger nie mogąc sobie poradzić z rywalem... stanął, domagając się faulu.
W Bytomiu Legia miała zdobyć pewne trzy punkty. Nie zdobyła nic i w Bełchatowie będzie musiała wygrać. Bo po porażkach w Wodzisławiu i Bytomiu nie mają innego wyjścia.
Autor: Tomek Janus