|
Gdańsk - Piątek, 28 listopada 2008, godz. 20:00 Ekstraklasa - 16. kolejka |
|
Słowacja
|
0 (0) |
|
Legia Warszawa
- 29' Chinyama
- 58' Chinyama
| 2 (1) |
Sędzia: Hubert Siejewicz Widzów: 9000 Pełen raport |
|
Radość Astiza i Chinyamy po pierwszej bramce dla Legii - fot. Woytek |
Zasłużona wygrana
Dobry mecz mogliśmy oglądać w Gdańsku. Nie brakowało emocji, ciekawych akcji i bramek. Legia była zespołem przeważającym i zasłużenie wygrała, chociaż Lechia również pokazała się z dobrej strony. Gdy po dwóch golach Takesure Chinyamy i samobójczym trafieniu Kosznika legioniści prowadzili 3-1, spotkanie wydawało się rozstrzygnięte. Kontaktowe trafienie Lechii spowodowało jednak, że emocji nie zabrakło do końca spotkania. Szczęśliwie „wojskowym” udało się dowieźć zwycięstwo do ostatniego gwizdka.
Lechia rozpoczęła mecz z wielkim impetem, ale to legioniści szybko przejęli inicjatywę. Z każdą minutą Legia coraz bardziej zdobywała przewagę i niepodzielnie panowała na murawie. Na pierwsze trafienie nie trzeba było czekać długo. W 12. minucie było już 1-0. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego w polu karnym przepychał się Chinyama. Warszawskiego napastnika starali się powstrzymać obrońcy Lechii. Czynili to tak niefortunnie, że jeden z nich wpakował piłkę do własnej bramki.
Minuty mijały, a przewaga Legii stawała się coraz wyraźniejsza. Gdy zaczęło pachnieć pogromem, gola zdobyli jednak gospodarze. Dobrze w polu karnym znalazł się Buzała. Po jego strzale bliski złapania piłki był Jan Mucha, ale ostatecznie futbolówka wylądowała w siatce. Stracona bramka nie podziałała jednak deprymująco na „wojskowych”. W 29. minucie to oni znów wyszli na prowadzenie. Tym razem Chinyamy nie dał się uprzedzić żadnemu z defensorów i sam wpakował piłkę do siatki.
Kolejnych okazji do podwyższenia legionistom nie brakowało. Zawodziła jednak skuteczność. Swoich szans na gole szukał Maciej Iwański. Bąk nie dał się jednak pokonać. Ponownie udało się to znów Chinyamie. Tym razem napastnika Legii dobrym podaniem obsłużył Jakub Rzeźniczak. Było to 11 trafienie napastnika rodem z Zimbabwe w tym sezonie. Jednak dwubramkowe prowadzenie, nie pozwoliło Legii na spokojną końcówkę spotkania.
W 68. minucie kontaktową bramkę dla Lechii zdobył Piotr Wiśniewski i ostatnie minuty meczu mogły dostarczyć wielu emocji. Gubić zaczęli się defensorzy Legii, ale na szczęście na posterunku był Jan Mucha, który kilka razy pokazał interwencje na wysokim poziomie. To znów dzięki niemu udało się dowieźć wygraną do ostatniego gwizdka.
Z Gdańska Legia wróciła z kompletem punktów. Przed legionistami w tym roku jeszcze tylko jeden mecz. Za tydzień do Warszawy przyjedzie GKS Bełchatów. Dla „wojskowych” będzie to dobra okazja do rewanżu za porażkę z 11 listopada. Tym bardziej, że czołówka ligi nie zwalnia tempa i Legia potrzebuje wygranej do utrzymania z nią kontaktu.
Autor: Tomek Janus