|
Białystok - Piątek, 13 marca 2009, godz. 20:00 Ekstraklasa - 20. kolejka |
|
Jagiellonia Białystok
- 28' Frankowski
- 63' Jarecki
|
2 (1) |
|
Legia Warszawa
| 1 (1) |
Sędzia: Adam Lyczmański Widzów: 7000 Pełen raport |
|
Pokaz ultras przygotowany przez fanów Jagiellonii - fot. Piotr Galas |
Niegościnne Podlasie
Po raz ostatni kibice Legii gościli w Białymstoku w maju 2008. Wtedy na stadionie Jagiellonii pojawiliśmy się w 600 osób. Tym razem zainteresowanie bliskim wyjazdem również było spore. Warto dodać, że prawdopodobnie przez co najmniej rok legioniści nie wybiorą się do Białegostoku, bowiem w lutym PZPN wydał decyzję o zdegradowaniu białostockiej drużyny do niższej klasy rozgrywkowej.
Początkowo nic nie wskazywało na to, aby na stadionie Jagiellonii pojawiła się jakakolwiek reprezentacja fanów z Warszawy. Wszystko za sprawą trwającego na obiekcie przy ulicy Słonecznej remontu. Na szczęście dzięki uprzejmości fanów "Jagi", legioniści otrzymali sto biletów. Te rozeszły się w mgnieniu oka. Jako że chętnych na podróż na Podlasie było znacznie więcej, część warszawskich kibiców postanowiła załatwić wejściówki na własną rękę i w piątek udała się w stronę Białegostoku.
Podróżujący w kierunku wschodnim kibice mogli doznać swego rodzaju temperaturowego szoku. O ile w Warszawie wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, iż lada moment rozpocznie się wiosna, o tyle już około 30 km od stolicy trudno było oprzeć się wrażeniu, że czas stanął w miejscu. Na widok mijanych po obu stronach trasy połaci śniegu, którego próżno szukać obecnie w Warszawie, wielu fanów szeroko otwierało oczy ze zdziwienia. Warunki atmosferyczne nie stanowiły jednak dla legionistów większego problemu i ostatecznie ok. 250 kibiców z Warszawy zasiadło na trybunach stadionu Jagiellonii. Nie obyło się jednak bez pewnych trudności. Okazało się bowiem, że grupę posiadającą bilety eskortowano bocznymi drogami, zamiast główną trasą, a pozostali przed dojazdem do stadionu, musieli do niej dołączyć. Ostatecznie wszyscy dotarli na miejsce i po pozostawieniu samochodów na wyznaczonym nieopodal obiektu parkingu, zwartą grupą udali się w kierunku obiektu Jagiellonii. Wejście na trybuny przebiegało stosunkowo sprawnie i po kilkunastu minutach w przeznaczonym dla nas skrajnym sektorze A1 zgromadziła się cała grupa.
Legioniści wywiesili reprezentacyjną flagę Legia oraz transparent skierowany do jednego z fanów "wojskowych": "Roman, nigdy nie będziesz szedł sam! Pozdrawiamy i czekamy!". Prowadzeniem dopingu tradycyjnie zajął się "Staruch". Już na samym początku meczu głośno zaznaczyliśmy swoją obecność, krzycząc "Jesteśmy zawsze tam, gdzie nasza Legia gra!". Chwilę później kibice "Jagi" zaproponowali, aby cały stadion śpiewał z nimi. I faktycznie, zagrzmiały wszystkie trybuny znanym w Warszawie hasłem, odnoszącym się do właścicieli klubu z Łazienkowskiej. Był to niestety jeden z niewielu momentów w pierwszej połowie (może poza chwilą euforii po zdobytym przez Chinyamę golu), kiedy nasz doping stał na przyzwoitym poziomie. Trudno zatem dziwić się zdenerwowaniu naszego gniazdowego, który robił, co mógł, by zachęcić fanów do śpiewu. Ci jednak nie kwapili się do zbyt wytężonego zdzierania gardeł. Być może pewien wpływ na taką sytuację miała ujemna temperatura.
Warty odnotowania jest tragiczny stan białostockich trybun. Nie wszystkie rzędy przymocowanych do metalowych prętów krzesełek wytrzymywały bowiem ciężar stojących na nich kibiców...
Trzeba przyznać, że kibice "Jagi" pokazali się z bardzo dobrej strony. W pierwszej połowie zaprezentowali oprawę, na której ukazane były wizerunki czterech postaci: delegata PZPN, policjanta, ultrasa oraz młodego piłkarza. Całość opatrzona została hasłem: "Delegat jest wściekły, policji posiłki, a to tylko nasz wkład w rozwój młodzieżowej piłki". Dlaczego akurat takie hasło? Pieniądze, które PZPN nakłada na kluby za odpalanie przez kibiców środków pirotechnicznych, przeznaczane są na rozwój młodych zawodników. Oprawę dopełniły więc race, stroboskopy i fajerwerki, które rozświetliły trybuny. Wszystko to wyglądało bardzo efektownie. Wielu naszych kibiców patrzyło na ten widok z lekkim rozrzewnieniem, zdając sobie sprawę, że prędko (jeśli w ogóle kiedykolwiek) czasy ultrasowskiej świetności nie powrócą na Łazienkowską. Za to pirotechnika w sektorze fanatyków Jagiellonii odpalana była podczas meczu jeszcze kilkukrotnie. Doping gospodarzy również stał na bardzo dobrym poziomie.
Natomiast doping w sektorze Legii, po słabszej pierwszej połowie, w drugiej znacznie się poprawił. Bardzo dobrze wychodziło nam śpiewanie "Dziś zgodnym rytmem...". Równie donośnie odśpiewaliśmy "Za nasze miasto i za te barwy...". Niestety, w przeciwieństwie do legionistów na trybunach, których forma zwyżkowała z każdą minutą, poczynania "wojskowych" na murawie nie napawały optymizmem. Legia zdawała się być wprawdzie aktywniejszą na boisku drużyną, ale to zespół Jagiellonii zdobył gola na wagę zwycięstwa. Paradoksalnie, w chwili utraty przez legionistów bramki, w naszym sektorze zaczęło się prawdziwe piekło. Kibice robili, co mogli, by zmotywować swych pupili do ambitniejszej walki. Ostatecznie ani "Do boju, Legio marsz!", ani "Legia gol!" nie pomogły naszym graczom w odrobieniu strat i po 90 minutach musieliśmy uznać wyższość białostockich zawodników.
Po meczu piłkarze podeszli pod nasz sektor i brawami podziękowali za doping. My z kolei zaintonowaliśmy dwie adekwatne do sytuacji piosenki: "Ch... z wynikami, hej Legio jesteśmy z wami!" oraz "Walczyć, trenować, Warszawa musi panować!"
W ten sposób zakończył się pierwszy ligowy wyjazd w rundzie wiosennej. Szkoda jedynie, że piątek trzynastego okazał się pechowy dla Legii.
Frekwencja: 7000
Kibiców gości: 250
Flagi gości: 1
Doping Jagiellonii: 8
Doping Legii: 6
Autor: Hugollek