|
Warszawa - Wtorek, 17 marca 2009, godz. 20:00 Puchar Polski - 1/4 finału |
|
Legia Warszawa
- 19' Rocki
- 45+2' Paluchowski
- 90' Rzeźniczak
|
3 (2) |
|
Stal Sanok
| 1 (1) |
Sędzia: Wojciech Krztoń (Olsztyn) Widzów: 1500 Pełen raport |
|
Kamil Majkowski w akcji podczas meczu ze Stalą Sanok - fot. Mishka |
Wygwizdani choć wygrali
Po golach Piotra Rockiego, Adriana Paluchowskiego i Jakuba Rzeźniczaka Legia wygrała ze Stalą Sanok. Ale i goście mieli swoje powody do radości, gdy po bramce Marcina Borowczyka doprowadzili do remisu. Choć legioniści we wtorkowy wieczór popełniali błędy, które nieczęsto przytrafiają się na podwórkach, to na czwartoligową Stal i tak było to dużo. Przyjezdnym na pewno nie można odmówić ambicji, ale przed rewanżem to "wojskowi" są zdecydowanym faworytem.
Zgodnie z zapowiedziami, Jan Urban wystawił w ćwierćfinałowym spotkaniu Pucharu Polski zawodników, którzy zazwyczaj rzadziej pojawiają się na boisku. Okazję do debiutu dostał więc Krzysztof Ostrowski. Po dłuższej przerwie w wyjściowej jedenastce wybiegł też Inaki Descarga. Choć legioniści od pierwszej sekundy rzucili się do ataków, to szybko dało się zauważyć, że we wtorkowy wieczór gra nie idzie im za dobrze. By policzyć niedokładne podania i łatwe straty, szybko zabrakło by palców u obu rąk. Jednak, gdy w 20. minucie Piotr Rocki pokonał Dawida Pietrzkiewicza, wydawało się, że worek z bramkami został rozwiązany. Nic bardziej mylnego.
Pięć minut później było już 1-1. Ambitnie grający piłkarze Stali przeprowadzili akcję, w której dużo było przypadku, ale jeszcze więcej czystej przyjemności płynącej z gry w piłkę. A futbolówka po podaniu z lewej strony pola karnego przeleciała wzdłuż bramki, minęła po drodze kilku legionistów i trafiła wprost pod nogi Borowczyka. Temu nie pozostało nic innego jak skierować ją do siatki. Co nieczęste na Łazienkowskiej, trafienie gości zostało nagrodzone brawami.
Z czasem oklaski dla sanoczan zaczęły pojawiać się coraz częściej. Wszystko dlatego, że Legia wciąż raziła nieporadnością, a goście dosłownie gryźli trawę. Legionistom udało się jednak uniknąć pokaźnej porcji gwizdów dzięki trafieniu do szatni Adriana Paluchowskiego.
Po przerwie obraz gry nie uległ zbyt dużym zmianom. Legionistom nadal plątały się nogi i momentami aż żal było patrzeć jak drużyna z IV ligi dusi w zarodku kolejne zrywy "wojskowych". Blisko prawdziwej sensacji było w 86. minucie. Legia nadal prowadziła tylko 2-1, a piłka po uderzeniu gości trafiła w słupek bramki Wojciecha Skaby. Kompromitacja była o włos.
Na szczęście legioniści potrafili zdobyć się na jeszcze jeden zryw w końcówce spotkania. Wynik meczu na 3-1 ustalił uderzeniem głową Jakub Rzeźniczak. Jednak nawet i to trafienie nie może zmienić wrażeń po wątpliwej jakości spektaklu, który "wojskowi" zafundowali swoim kibicom. Stal mogłaby uczyć się od Legii prawie wszystkiego. Prawie, bo to legioniści powinni wziąć przykład z amatorów z Sanoka i zacząć poważnie podchodzić do każdego meczu.
Autor: Tomek Janus