Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Gliwice - Piątek, 17 kwietnia 2009, godz. 20:00
Ekstraklasa - 24. kolejka
Herb Piast Gliwice Piast Gliwice
    0 (0)
    Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    • 65' Chinyama
    1 (0)

    Sędzia: Hubert Siejewicz
    Widzów: 4000
    Pełen raport
    Tak cieszył się zdobywca zwycięskiej bramki - fot. Mishka

    Trzy punkty jadą do Warszawy!

    Przed meczem z Piastem Jan Urban obawiał się jednego - tego, że legioniści zlekceważą przeciwnika. "Takie mecze to pułapki - każdy dopisał nam już trzy punkty. Piłkarze wiedzą, że rywale są teoretycznie słabsi, a takie myślenie może być zgubne" - ostrzegał.

    Legioniści pojechali do Gliwic bez Dicksona Choto, który narzekał na uraz mięśniowy. Na środku obrony zastąpił go Jakub Rzeźniczak, a Pance Kumbev musiał zadowolić się miejscem na ławce rezerwowych. Nie mając na ławce wartościowego zmiennika, Urban musiał z mocniej bijącym sercem wystawić do ataku Takesure Chinyamę. Było to o tyle ryzykowne, że "Chini" miał już na swoim koncie trzy żółte kartki i kolejna eliminowała go z udziału w spotkaniu z Lechem Poznań. Ten sam problem dotyczył zresztą także innych "wojskowych", którzy w Gliwicach wybiegli na boisko od pierwszych minut - Jakuba Rzeźniczaka i Inakiego Astiza. W składzie Piasta zabrakło z kolei Marcina Bojarskiego, który podczas meczu z Lechem... wywrócił się na gumie leżącej obok boiska i doznał urazu. Nawet na ławce nie znalazł się wypożyczony do Piasta Przemysław Wysocki. W rezerwie mecz zaczął za to inny dobry znajomy "wojskowych" - Piotr Bronowicki.

    Piast, żeby się utrzymać, musi szukać punktów we wszystkich meczach, także tych z faworytami. Przekonał się o tym Lech, który wygrał w Gliwicach cudem - po bramce Kikuta w doliczonym czasie gry. "Chcemy wygrać z Legią" - zapowiadał Dariusz Fornalak i tak samo mówili jego podopieczni. "Wojskowi" mieli za to nietypowe wsparcie - zza płotu dopingowała ich kilkusetosobowa grupa kibiców z Warszawy, a z trybuny VIP Aleksandar Vuković, który wpadł do Polski na kilka dni i wybrał się na Śląsk obejrzeć starych kolegów.

    Po tym jak wybiegli na rozgrzewkę, piłkarze Legii, pilnowani przez Tomasza Jarzębowskiego, ustawili się niespodziewanie w... eLkę i w ten nietypowy sposób przywitali się z miejscową publicznością. Tymczasem kibice z Warszawy zasiedli na "górce" i wywiesili na płocie dwie flagi - Visitors i Deynę.
    Chwilę przed pojawieniem się w tunelu legioniści jeszcze zmobilizowali się w szatni głośnym zapytaniem: Kto wygra mecz? Legia!

    Pierwszy piłkę musiał łapać Jan Mucha, po interwencji głową Astiza. W rewanżu szybką kontrę przeprowadził Giza, który wrzucił piłkę w pole karne, wypatrując Chinyamy. Reprezentanta Zimbabwe ubiegł jednak obrońca gospodarzy. Chwilę później było groźnie, bo Jakub Smektała ograł Astiza i popędził na bramkę Muchy. Strzelił jednak za wcześnie i "na wiwat". W tej rundzie Inaki Astiz popełnia proste błędy, które jesienią mu się nie zdarzały.

    W szóstej minucie dobrze piłkę rozegrał Iwański. Pod linią końcową Rybus zdołał odegrać w stronę czającego się tuż pod bramką Chinyamy, ale napastnika Legii znów ubiegł obrońca. Mimo że Piast od początku starał się grać bardzo blisko legionistów, gospodarze nie mieli recepty na długie i tym razem celne podania Rogera. Po jednym z nich przed szansą stanął Piotr Giza, ale sprzed linii pola karnego trafił wprost w obrońcę. Jeszcze lepszą okazję miał Rybus, który po prostopadłym zagraniu Chinyamy strzelił minimalnie nad poprzeczką. "Wojskowi" szybko dostali jednak ostrzeżenie, że niefrasobliwa gra w obronie może się zemścić. Wystarczyły dwa szybkie podania i już przed szansą stanął Damian Seweryn. Na posterunku był jednak Mucha.

    Po 20 minutach jasne było, że obie drużyny zamierzają grać otwartą piłkę. Na jedną i drugą bramkę co chwila ciągnęły akcja za akcją. W Legii najaktywniejsi byli Giza, Rybus, Roger i Chinyama. Ten ostatni o mały włos trafiłby do bramki wślizgiem. Z drugiej strony fatalnie grali obrońcy "wojskowych" - Rzeźniczak, a szczególnie Descarga i Astiz kompletnie nie mogli się ze sobą porozumieć i dopuszczali piłkarzy Piasta do wyśmienitych sytuacji strzeleckich. Dwa razy sam na sam z Muchą stawał Smektała i dwukrotnie lepszy okazywał się bramkarz Legii. I tylko jemu podopieczni Jana Urbana zawdzięczali czyste konto z tyłu.

    W 35. minucie "Chini" długo holował piłkę w polu karnym. Iwański, który wyszedł do podania, dośrodkował ją głęboko wzdłuż linii. Kiedy wydawało się, że już po akcji, futbolówkę z daleka płaskim strzałem po ziemi posłał w stronę bramki Kasprzika Kiełbowicz. Piłka minęła słupek o metr. W szeregach Legii nie działo się już wtedy najlepiej. Po pierwsze pomocnicy w prosty sposób tracili piłki w środku pola, po drugie Sedlacek wchodził w pole karne "wojskowych" jak w masło, a Jan Urban nerwowo dreptał przy linii bocznej.

    Nerwowo zrobiło się w 41. minucie, kiedy Legia wykonywała rzut rożny. Sędzia odgwizdał faul "wojskowych", a na boisku pod bramką Kasprzika leżał Kamil Glik. Trener gospodarzy Fornalak wyskoczył z ławki jak z procy i doskoczył do sędziego technicznego, który musiał zagrozić mu wycieczką na trybuny, by arbiter wrócił na ławkę. Tymczasem Legia wciąż walczyła o gola. Giza miał do bramki Kasprzika może dwa metry, ale zdecydował się... przerzucić piłkę do Rybusa, a ten nie zdołał jej opanować. I tyle mieliśmy emocji w pierwszej połowie.

    Na drugą połowę Legia wyszła bez zmian, w Piaście Tomasz Podgórski zastąpił Seweryna. Początek należał do "wojskowych" - świetną akcję skonstruował Iwański, który przed polem karnym został powalony przez obrońców gospodarzy. Poszkodowany sam wykonał rzut wolny - piłka zatrzymała się na murze zbudowanym przez gliwiczan.

    W 57. minucie fantastycznie uderzał Tomasz Jarzębowski. Petarda "Jarzy" pomogła legionistom wywalczyć rzut rożny, ale nie przyniosła efektu w postaci bramki. A szkoda.

    Z każdą minutą "wojskowym" coraz trudniej przychodziło wypracować sobie sytuacje strzeleckie, a Piast coraz śmielej poczynał sobie pod bramką Muchy. I właśnie wtedy jeden z rajdów Chinyamy lewą stroną przyniósł gola. Reprezentant Zimbabwe minął wychodzącego z bramki golkipera i posłał piłkę z niemal zerowego kąta. Jeszcze chwila niepewności i goooool - "Chini" już tańczył na reklamie Warki ustawionej w narożniku boiska.

    Chwilę po tym jak padła bramka, Jan Urban zdecydował się na pierwszą zmianę w Legii. Długo tłumaczył założenia meczowe Arielowi Borysiukowi, który zastąpił poobijanego Jarzębowskiego. Trudów meczu kompletnie nie wytrzymywał także przeganiany przez kontrujących zawodników Piasta Descarga - najpierw "reanimował" go Mucha, a gdy i to nie pomagało na skurcze, na boisko za Hiszpana wszedł Krzysztof Ostrowski. Nim jednak "Ostry" uspokoił grę, Mucha sobie tylko wiadomym sposobem obronił strzał Smektały. Pod bramką Legii znów było gorąco, a jedną z sytuacji sprowokował sam Mucha, który podczas interwencji tak niefortunnie wybił piłkę, że trafiła ona w Glika.

    Kibicom Legii serca szybciej zabiły, kiedy w polu karnym Piasta upadł Chinyama. Nikt nie liczył oczywiście na rzut karny, wszyscy natomiast bali się o nogi naszego najlepszego i zarazem jedynego atakującego pełną gębą. "Chini" długo leżał na murawie, ale po interwencji sztabu medycznego wrócił do gry. Uf, można było odetchnąć z ulgą!

    Jeszcze cztery minuty doliczone przez sędziego i legioniści mogli się cieszyć z kolejnych trzech punktów. Teraz na Łazienkowskiej wszyscy myślą już tylko o meczu z Lechem Poznań. "Nie straciliśmy do nich dystansu i wciąż wszystko zależy tylko od nas samych" - cieszył się po ostatnim gwizdku Maciej Rybus.

    Autor: turi