Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Niedziela, 26 kwietnia 2009, godz. 17:00
Ekstraklasa - 25. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 10' Chinyama
1 (1)
Herb Lech Poznań Lech Poznań
  • 75' Lewandowski
1 (0)

Sędzia: Paweł Gil
Widzów: 6000
Pełen raport

Z dużej chmury mały deszcz

W hicie sezonu remis! Warszawska Legia zremisowała 1-1 z Lechem Poznań. Pierwsza połowa rozpoczęła się od trafienia Takesure'a Chinyamy. Niestety, choć gospodarze dominowali na murawie, nie udało się tego przypieczętować golem i do przerwy było 1-0. Druga odsłona to przede wszystkim przebudzenie Lecha zwieńczone trafieniem Roberta Lewandowskiego na kwadrans przed końcem. I choć "Kolejorz" przyzwyczaił wiosną do zdobywania bramek w ostatnich sekundach, to tym razem nie powiodła im się ta sztuka i skończyło się na sprawiedliwym 1-1.

Gdyby piłkarskie mecze trwały nie 90 a 45 minut, to w niedzielne popołudnie przy Łazienkowskiej wszyscy byliby zadowoleni. Cieszyliby się legioniści, bo wygraliby 1-0 i w tabeli nadal rozdawaliby karty. Cieszyliby się kibice Legii, bo powrót dopingu zbiegłby się z wygraną nad niezbyt lubianym Lechem. Cieszyliby się pewnie i piłkarze „Kolejorza”. Przez pierwsze trzy kwadranse zagrali bowiem tak marnie, że przegrana jedną bramką była dla nich jak dar z niebios. No ale mecze piłkarskie trwają 90 minut. Niestety...

„Lepiej nie mówić o tym co robiliśmy w pierwszej połowie. Arboleda zamiast wybić piłkę usiłuje wymusić faul. Potem jeszcze nie wiadomo po co, dyskutuje z arbitrem. Bosacki nie potrafi upilnować Chinyamy i jest już 1-0. A przecież to mieliśmy zaatakować od pierwszej minuty” - narzeka Franciszek Smuda. Trener poznaniaków trochę przesadził, bo gol „Tejkszura” zwieńczył bardzo dobre podanie Rogera i więcej było w tym umiejętności niż przypadku. Umiejętności zabrakło jednak Rogerowi kilka minut później. Pomocnik Legii piętą usiłował pokonać Krzysztofa Kotorowskiego, ale golkiper tym razem był górą. Niestety...

Przez pierwsze trzy kwadranse lechici zostali zupełnie zdominowani przez legionistów. Gdyby wówczas udało się strzelić jeszcze jedną bramkę, pewnie byłoby po meczu. Ta sztuka się jednak nie udała i przyszła druga połowa. Niestety...

„W szatni padły ostre słowa i wreszcie zagraliśmy tak jak chciałem” - przyznaje Smuda. I trudno się dziwić, że uśmiecha się przy tym szelmowsko, bo po przerwie to Lech rządził i dzielił na boisku. Tylko dzięki Janowi Musze i rozregulowanym celownikom poznaniaków, „wojskowi” mogą zawdzięczać remis. „Kolejorz” w drugiej połowie miał wiele okazji do zapewnienia sobie wygranej. Wykorzystał tylko jedną. A Legia była tak zagubiona, że pod koniec meczu Chinyama nie potrafił wykorzystać prezentu poznaniaków. Obrońca Lecha nie trafił w piłkę we własnym polu karnym. „Tejkszur” miał przed sobą już tylko bramkarza, ale nie trafił w piłkę. Niestety...

Wynik w Warszawie najbardziej ucieszył Wisłę Kraków. Bo choć Legii udało się utrzymać fotel lidera to krakowianie zrównali się z nią punktami. A już za dwa tygodnie obie drużyny spotkają się pod Wawelem. A tam o wygraną legionistom nie będzie łatwo. Niestety...

Autor: Tomek Janus