|
Warszawa - Środa, 29 kwietnia 2009, godz. 17:45 Puchar Polski - 1/2 finału |
|
Legia Warszawa
|
0 (0) |
|
Ruch Chorzów
| 1 (0) |
Sędzia: Włodzimierz Bartos Widzów: 2500 Pełen raport |
|
Pance Kumbev walczy o piłkę - fot. Mishka |
Ruch postępowy wsteczny
"Musimy się skoncentrować i zapewnić sobie jak największą zaliczkę przed meczem rewanżowym" - mówił przed spotkaniem z Ruchem Chorzów Jan Urban. Tymczasem piłkarze Legii nie tylko nie zapewnili sobie żadnej zaliczki przed wyjazdem na Śląsk, ale co gorsze pozwolili przyjezdnym na wywiezienie z Łazienkowskiej zwycięstwa. Choć to legioniści byli stroną przeważającą w środowe popołudnie, to wystarczyła jedna akcja gości i słaba interwencja Jana Muchy, by Ruch wygrał 1-0.
Przed meczem Jan Urban zapowiadał, że rozgrywki Pucharu Polski traktuje równie prestiżowo, jak ligową rywalizację. Widać to było po składzie, który w środowe popołudnie szkoleniowiec "wojskowych" wysłał na boisko. Praktycznie tylko w linii ataku zaszły zmiany. Takesure Chinyamę zastąpił Piotr Rocki. Wspierał go Kamil Majkowski, jednak "Maja" nie pograł zbyt długo. Już w 10. minucie musiał opuścić boisko z powodu kontuzji.
I choć legioniści zagrali w dość mocnym zestawieniu, to w pierwszych trzech kwadransach ich gra nie mogła się podobać. Mecz był senny i piłkarze też przysypiali na murawie. Przebudzić można było się tylko dwa razy. Najpierw Rocki dostał dobrą piłkę 16 metrów od bramki Krzysztofa Pilarza. "Rocky" zdecydował się na błyskawiczne uderzenie. Piłka powędrowała jednak wprost w ręce golkipera. Jeszcze lepszą okazję zmarnował pod koniec pierwszej połowy Marcin Komorowski. Doskonałym podaniem z rzutu wolnego obsłużył go Maciej Iwański. "Komor" strzelał głową, mając przed sobą tylko bramkarza. Strzał był jednak minimalnie niecelny.
I na tym zakończyły się emocje w pierwszej części gry. Gorąco robiło się jeszcze, gdy piłkarze Ruchu Chorzów z piłki nożnej przerzucali się na połączenie rugby i zapasów. Pance Kumbev zalał się krwią, gdy walczył o piłkę z jednym z chorzowian. Na murawę raz po raz padali kolejni legioniści, a w pierwszej połowie przyjezdni nieprzepisowo powstrzymywali graczy Legii aż 12 razy.
W przerwie w szatni Legii musiały paść ostre słowa, bo gospodarze wreszcie się przebudzili. W ataku przebojowo zaczął grać Rocki. Problemem było jednak wykańczanie akcji. W 48. minucie prostopadłym podaniem drogę do brami "Rockyemu" otworzył Iwański. I choć legionista miał przed sobą tylko bramkarza, posłał piłkę obok słupka. Minuty mijały, a Legia nadal nie potrafiła zapewnić sobie zaliczki przed meczem rewanżowym. Widząc to, Urban zdecydował się posłać w bój Chinyamę.
Tyle, że gola zdobyli goście. W 71. minucie Jan Mucha musiał wyjmować piłkę z siatki po pozornie niegroźnej sytuacji. Wszystko zaczęło się od błędu Komorowskiego, który dał się przepchnąć Wojciechowi Grzybowi. Ten zdecydował się na dośrodkowanie, które zmierzało do Muchy. Bramkarz Legii chciał wybić piłkę, uczynił to jednak na tyle nieszczęśliwie, że futbolówka zaczęła zmierzać w kierunku bramki Legii. Całą sytuację starał się jeszcze ratować Inaki Astiz, ale bez skutku. I tak chorzowianie zamienili na bramkę jeden ze swoich pierwszych strzałów.
Zszokowani legioniści rzucili się do ataku. Trzy minuty po straceniu gola wydawało się, że musi paść wyrównująca bramka. Z bliska strzelał najpierw Iwański. Jego strzał odbił bramkarz. Dobijał jeszcze Piotr Giza, ale uderzenie ugrzęzło w gąszczu nóg obrońców. W końcówce szarpać próbował jeszcze Chinyama. Okazało się jednak, że Puchar Polski to nie to samo co liga i "Czini" nie był zbawcą Legii.
Miała być zaliczka, a zamiast niej są straty. Jeśli Legia chce obronić Puchar Polski, to w Chorzowie musi wygrać. Tylko czy z taką grą jest to możliwe?
Autor: Tomek Janus