|
Warszawa - Sobota, 2 maja 2009, godz. 16:00 Ekstraklasa - 26. kolejka |
|
Legia Warszawa
|
1 (0) |
|
ŁKS Łódź
| 0 (0) |
Sędzia: Tomasz Mikulski Widzów: 4000 Pełen raport |
|
Piotr Giza w pojedynku główkowym - fot. Mishka |
Szczęścia nie zabrakło!
Legia Warszawa wykorzystała szansę odskoczenia w tabeli Wiśle Kraków i po samobójczym golu Sieranta w doliczonym czasie gry wygrała z ŁKS-em 1-0! Raz gości uratował słupek, dwie świetne okazje zmarnował Chinyama, a ełkaesiacy umiejętnie się bronili... ale szczęście w końcu sprzyjało legionistom! Po meczu piłkarze długo cieszyli się z kibicami z trzech punktów. Oj, już od dawna brakowało na Łazienkowskiej takiego zwycięstwa!
Drużyna Legii przystąpiła do potyczki z ŁKS-em bez Inakiego Astiza, który musiał pauzować za cztery żółte kartki. W wyjściowym składzie zabrakło również miejsca dla Macieja Iwańskiego - na pozycji defensywnego pomocnika zagrał Ariel Borysiuk, a na prawym skrzydle Piotr Rocki.
W pierwszej połowie obie drużyny nie zachwyciły. Spotkanie było rozgrywane w spokojnym tempie, a legioniści nie stworzyli sobie w zasadzie żadnej klarownej sytuacji. Groźnie zrobiło się dopiero w 23. minucie, gdy z prawej strony pola karnego piłkę na 2 metr posłał Rocki, tam doskoczył do niej Chinyama, ale trafił w słupek. Kibice złapali się za głowy, ale... bramka i tak nie zostałaby uznana, bo najskuteczniejszy legionista był na spalonym.
W pierwszej połowie groźniejsze sytuacje stworzyli sobie goście. W 32. minucie bardzo ładnym podaniem popisał się Marcin Smoliński, który lekkim lobem wyłożył piłkę na 15 metr Ostalczykowi. Jednak napastnik ŁKS-u nie dał rady pokonać Muchy. Chwilę później ładnym uderzeniem głową popisał się Djenić, ale bramkarz Legii nie dał się zaskoczyć. W ostatniej minucie pierwszej części gry na strzał z 30 metrów zdecydował się Ariel Borysiuk - piłka jednak o centymetry minęła poprzeczkę.
Druga połowa była zdecydowanie żywsza. Lepiej dopingowali również kibice. A zaczęło się od mocnego uderzenia z 16 metrów Jakuba Rzeźniczaka prosto w słupek. Dobijać jeszcze próbował Ariel Borysiuk, ale wywalczył tylko rzut rożny. Dwie klarowne sytuacje zmarnował Chinyama. Mając przed sobą tylko bramkarza i obrońcę, kopał piłkę beztrosko i daleko od bramki. Ełkaesiacy cofnęli się całą drużyną na własną połowę, legioniści atakowali z każdej strony, ale zupełnie nieskutecznie. Aż cztery razy na pozycji spalonej został złapany Chinyama... może to i dobrze, bo sytuacja jaką zmarnował w 88. minucie woła o pomstę do nieba... W doliczonym czasie gry Piotr Giza jeszcze sprawił ogromne zamieszanie w polu karnym, ale tak długo zwlekał ze strzałem, że nic z tej akcji nie wyszło.
Dopiero po rzucie rożnym w doliczonym czasie gry piłkę do własnej bramki skierował Sierant i Legia wygrała 1-0!
Autor: Woytek