|
Warszawa - Sobota, 2 maja 2009, godz. 16:00 Ekstraklasa - 26. kolejka |
|
Legia Warszawa
|
1 (0) |
|
ŁKS Łódź
| 0 (0) |
Sędzia: Tomasz Mikulski Widzów: 4000 Pełen raport |
|
Około 4 tysięcy kibiców w ostatniej minucie zerwało się do dopingu i padł gol! - fot. Mishka |
Żyleta w transie!
Takiej atmosfery i dramaturgii na naszym stadionie nie było dawno. Mniejsze zainteresowanie spotkaniem z ŁKS-em przełożyło się na... poprawę dopingu. Na trybunach było mniej pikników i dzięki temu, szczególnie w drugiej połowie, fani dopingowali niczym w transie. Przez 45 minut z naszego młyna niosła się jedna pieśń - "Legia gol alle alle". Fanatyczny doping poniósł piłkarzy do zwycięstwa, które zapewniliśmy sobie w doliczonym czasie gry. W momencie, gdy piłka wylądowała w bramce, stadion eksplodował, a kibice starym dobrym zwyczajem z radości wskoczyli na ogrodzenie.
Przedłużony weekend i w jego środku mecz Legii. Wielu kibiców musiało wybierać pomiędzy wypoczynkiem ze znajomymi i rodziną a spotkaniem na Łazienkowskiej. Dla ponad 4 tysięcy osób wybór był prosty - gdy na Legii jest mecz, wszystkie inne sprawy schodzą na dalszy plan. Jeszcze pół godziny przed rozpoczęciem spotkania trybuny były pustawe. Na szczęście nasz młyn tuż przed meczem powiększył się nieco. Niektórych mogło dziwić zdjęcie flag z płotu podczas śpiewania "Snu o Warszawie". Fani w ten sposób zademonstrowali swoją dezaprobatę dla działań ochrony, która uniemożliwiła kibicom wywieszenie klubowych płócien na budowie - tak, jak miało to miejsce przed spotkaniem z Lechem. W drugiej połowie flagi wróciły na płot, zaś w pierwszej jego części na ogrodzeniu wywieszony został transparent "STOP policyjnej prowokacji", odnoszący się do słynnej akcji Widelec 741 oraz zajść pod Pałacem Kultury przy okazji demonstracji Stoczniowców.
Pierwsze okrzyki z trybun odnosiły się właśnie do prewencji, która w obu przypadkach nadużywała swoich uprawnień. Fani zaczęli od skandowania haseł "Zawsze i wszędzie...", "Drugi września - pamiętamy!" i "Stoczniowcy jesteśmy z Wami". Na trybunach powiewały zaś malowane transparenty Solidarności. Po chwili rozpoczął się doping dla Legii. Ten rozkręcał się pomału. W pierwszej połowie przerobiliśmy prawie cały legijny repertuar, parę razy zachęcając do dopingu także sektory koneserów piłki. Cały stadion odśpiewał "Warszawę" i odtańczył walczyka. Najlepsze przyszło jednak po przerwie.
Tę kibice rozpoczęli od pozdrowień dla Marcina Smolińskiego. "Wracaj do domu, hej Marcin wracaj do domu" - śpiewali pod adresem legionisty wypożyczonego do ŁKS-u. Później zaś rozpoczął się doping na najwyższym poziomie. "Legia gol alle alle" - zaintonował z gniazda "Staruch". Fani z młyna dawali z siebie wszystko i z minuty na minutę coraz bardziej nakręcali się. W końcu wpadli w trans i jedną pieśń ciągnęli aż do ostatniego gwizdka sędziego. To było coś, czego nie byliśmy świadkami od czasu meczu ze Śląskiem, kiedy żegnaliśmy "Żyletę". Dziś potwierdziliśmy, że nasza Żyleta ma się bardzo dobrze. W ostatniej minucie do dopingu zerwał się cały stadion. Trochę szkoda, że wcześniej tak zwani "oglądacze" nie mieli ochoty na wspieranie piłkarzy, ale najważniejsze, że osiągnęliśmy cel. Wrzawa była na maksa i nareszcie piłka wylądowała w bramce Bodzia W. Nikt nie zastanawiał się wówczas, kto skierował ją do siatki. Wszystko wyskoczyli w górę i po chwili wylądowali na płocie. Byliśmy świadkami radości, jakiej dawno nie doświadczyliśmy na naszym stadionie. Dla takich chwil warto być kibicem...
Chwilę później sędzia zakończył spotkanie i kibice rozpoczęli świętowanie zwycięstwa razem z piłkarzami. Ci podbiegli pod trybunę i kilku z nich rzuciło fanom swoje koszulki. Chwilę później fani wraz z zawodnikami zaśpiewali "Warszawę". Do trzech razy sztuka. Nareszcie, po trzecim spotkaniu w tym tygodniu, po raz pierwszy opuszczaliśmy stadion w dobrych nastrojach. Teraz czekamy na wygraną w Chorzowie - awans do finału Pucharu Polski po prostu trzeba wywalczyć. Nie mamy nic przeciwko, by doszło do tego w podobnie dramatycznych okolicznościach co dzisiaj.
Frekwencja: 4000
Kibiców gości: 0
Doping Legii: 9
Autor: Bodziach