Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Wrocław - Sobota, 23 maja 2009, godz. 17:00
Ekstraklasa - 29. kolejka
Herb Śląsk Wrocław Śląsk Wrocław
  • 69' Gancarczyk
1 (0)
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 15' Rzeźniczak
1 (1)

Sędzia: Adam Kajzer
Widzów: 10000
Pełen raport

Mistrza nie będzie

Zdaniem Jana Urbana mecz ze Śląskiem Wrocław miał odegrać kluczową rolę w ostatecznym rozrachunku, kto będzie mógł się mianować Mistrzem Polski AD 2009. To właśnie w 29. kolejce pretendenci do tytułu grali swoje wyjazdowe spotkania. Krakowska Wisła jechała do broniącej się przed spadkiem Lechii, a "Kolejorz" zawitał na obiekt warszawskiej Polonii. Jednak jak to w życiu często bywa, zamiast oglądać się na innych, trzeba skupić się na sobie i zaprezentować się jak najlepiej. Z takim zamiarem piłkarze Legii udali się do Wrocławia.

Pierwsze minuty należały do gospodarzy. Szczęścia próbował Vuk Sotirović, który najpierw zwiódł Inakiego Astiza, a następnie posłał futbolówkę w kierunku Jana Muchy. Słowak stanął na wysokości zadania i rywale mogli zadowolić się jedynie rzutem rożnym. Okres panowania Śląska na połowie legionistów, wrzutek i niecelnych podań przerwał po kwadransie gry Jakub Rzeźniczak. W 15. minucie defensor z Łazienkowskiej zapędził się pod pole karne wrocławian, gdzie wykorzystał dogranie Macieja Rybusa i ponad 1000 fanów z Warszawy eksplodowało z radości! Aż 77 ligowych spotkań musiał czekać "Rzeźnik", aby móc się cieszyć z własnego trafienia. Cóż, chyba warto było czekać. W tym momencie przy wynikach z Gdańska i Warszawy, skromne prowadzenie dawało fotel lidera, który po chwili Maciej Iwański i spółka mogli stracić. Antybohaterem mógł zostać sam... Rzeźniczak. Po jego interwencji pod własną bramką piłka uderzyła w słupek, ale błąd kolegi natychmiast naprawił Dickson Choto i gracze Śląska mogli skupić się na ustawieniu do rzutu rożnego. Po chwili w doskonałej sytuacji znalazł się Adrian Paluchowski. Niestety młody napastnik w akcji sam na sam z Wojciechem Kaczmarkiem uderzył prosto w niego. Kolejne minuty to nieznaczna dominacja wrocławian, ale im szybciej wskazówka zegara zbliżała się do końca pierwszej połowy, tym bardziej we znaki dawali się gospodarzom przyjezdni. Sporo mieszało trio Roger Guerriero, Maciej Iwański oraz Maciej Rybus, ale nijak to się miało do zmiany rezultatu. W efekcie Adam Kajzer wkrótce zakończył pierwszą część spotkania, po której to goście schodzili do szatni w lepszych nastrojach.

Pierwsza połowa dla Legii, ale swoje akcje ofensywne mieli również gospodarze, czym zdarzało się spychać gości do defensywy. Mimo wszystko to warszawski zespół kontrolował przebieg wydarzeń na boisku.

Na drugą połowę stołeczna drużyna wyszła bez zmian w składzie. Co innego gospodarze. Ryszard Tarasiewicz postanowił dać szansę Januszowi Gancarczykowi, kosztem Sotirovicia. Jak się później okazało, Gancarczyk pokonał Jana Muchę, ale nie ten wprowadzony, lecz... Marek. Wyrównanie miało miejsce w 69. minucie spotkania. Do tego czasu obie strony walczyły, starały się stwarzać zagrożenie. Aktywny był Roger, który próbował uruchamiać w akcjach ofensywnych swoich partnerów z drużyny. Natomiast w tylnej formacji Dickson Choto z kolegami powstrzymywali szarże gospodarzy, wybijając piłki na rzut rożny. Po doprowadzeniu do remisu, Śląsk ruszył z kontrą, ale akcja Tomasza Szewczuka została w porę powstrzymana przez legionistów. W odpowiedzi Maciej Iwański próbował dośrodkowywać z rzutów rożnych, ale żadna z zagrywanych piłek nie wylądowała między słupkami Wojciecha Kaczmarka. Efekt? Do końca pozostawał niespełna kwadrans, a wobec wyników w Gdańsku i w Warszawie Legia po prostu musiała objąć prowadzenie. Pomóc miał w tym Miroslav Radović, który zmienił Rogera. Na placu gry pojawił się również niezwykle waleczny Piotr Rocki. Niestety nic z tego! To gospodarze sprawiali wrażenie jakby się bili o tytuł mistrzowski do samego końca, choć przecież dla nich ten mecz był o przysłowiową pietruszkę. I choć gospodarze byli bliscy podwyższenia na 2-1, po chwili Adam Kajzer zagwizdał po raz ostatni.

A Legia? Remisując we Wrocławiu, przy jednoczesnym zwycięstwie Białej Gwiazdy, ostatecznie pożegnała się z marzeniami o mistrzowskim tytule. Tym samym potyczka z Ruchem Chorzów na Łazienkowskiej będzie jedynie okazją dla piłkarzy do godnego pożegnania się z kibicami po kończącym się słabym sezonie.