Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Czwartek, 16 lipca 2009, godz. 20:00
Liga Europy - 2. runda eliminacyjna
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 20' Paluchowski
  • 72' Kiełbowicz
  • 83' Szałachowski
3 (1)
Herb Olimpi Rustawi Olimpi Rustawi
    0 (0)

    Sędzia: Anastassios Kakos (Grecja)
    Widzów: 5000
    Pełen raport
    Doping podczas spotkania z Olimpi Rustawi był bardzo dobry - fot. Mishka

    Gdzie konkrety?

    W czwartek przy Łazienkowskiej rozegrany został pierwszy mecz nowego sezonu 2009/2010. Spotkaniem tym Legia zainaugurowała swoje występy w Lidze Europy, znanej dotychczas jako Puchar UEFA. Rywalem "wojskowych" był gruziński zespół Olimpi Rustawi, który w poprzedniej rundzie wyeliminował drużynę B36 Thorshavn z Wysp Owczych.

    Chętnych do obejrzenia polsko-gruzińskiej konfrontacji nie brakowało. Bilety, zwłaszcza te najtańsze – na trybunę przed Krytą, rozeszły się niczym świeże bułeczki. Wejściówki na trybunę Krytą nie sprzedawały się już tak dobrze i to mimo iż najdroższa z nich kosztowała zaledwie (lub aż) 55 zł. Ostatecznie na stadionie zgromadziło się około 5000 fanów, którzy, jak się później okazało, nie szczędzili gardeł, zagrzewając piłkarzy donośnymi okrzykami do walki na boisku. A to wszystko w iście subtropikalnych (jak na tę strefę klimatyczną) warunkach. Temperatura powyżej 30 stopni Celsjusza i potworna duchota dały się we znaki z pewnością niejednemu kibicowi.

    Niekorzystne warunki atmosferyczne były jednak tego dnia najmniejszym zmartwieniem. Dużo większe stanowiło bowiem ryzyko braku jakiegokolwiek dopingu. Niektórzy fani szeroko otwierali oczy ze zdziwienia, gdy zobaczyli ściągane z płotu flagi. Sytuację starał się wyjaśnić nasz gniazdowy, Staruch, który powiedział, że ze względu na dalsze trudności w rozmowach z zarządem klubu, zwłaszcza w kwestii braku gwarancji niewygórowanych cen biletów na mecze na nowym stadionie, doping nie będzie prowadzony przez pierwszy kwadrans spotkania. "Staramy się o to, aby każdego z was było stać na przyjście na mecz, kiedy zostanie już wybudowany nowy stadion. Jak do tej pory klub nie dał nam takiej gwarancji, nie przedstawił żadnych konkretów w tej kwestii. Brakiem dopingu przez pierwsze piętnaście minut chcemy pokazać członkom zarządu, jak wiele mają do stracenia" – tłumaczył nasz wodzirej.
    I faktycznie – zamiast silnego, wokalnego uderzenia od pierwszej minuty meczu, kibice napominali jedynie zarząd bezpośrednimi pytaniami typu: "Walter! Co?! Gdzie konkrety?". Pytaniami, na które jak na razie nie doczekaliśmy się odpowiedzi.

    Tak jak to zostało ustalone przed meczem, doping rozpoczął się po kwadransie. Trybuny zagrzmiały pieśnią "My kibice z Łazienkowskiej nie poddamy się..." Miał to być kolejny sygnał dla przedstawicieli naszego klubu, aby wzięli sobie do serca możliwość wznowienia protestu fanów na Estadio WP. Chwilę później, gdy zaintonowano "Mistrzem Polski jest Legia!", wszystkie sektory na Krytej dosłownie ryknęły. 1,5-miesięczna przerwa w rozgrywkach, spotęgowana dodatkowo początkową ciszą, tak nakręciła stołecznych fanatyków, że ci z każdą minutą dawali z siebie nie 100, a 150 lub nawet 200% normy! Fani wręcz z niedowierzaniem nasłuchiwali donośnych okrzyków, które wydobywały się niemal z każdego zakamarka stadionu, wyłączając oczywiście sektor, w którym zasiadali kibice z Gruzji. Tak głośno nie było już od bardzo długiego czasu.

    Co do samych Gruzinów, to zjawili się oni w liczbie około dwudziestu, zajęli miejsca w loży honorowej i wywiesili kilka flag państwowych.
    Warto podkreślić, że udało się wreszcie ustalić ostateczną wersję piosenki "W tramwaju jest tłok..." Długo deliberowano nad tym, którzy piłkarze "mają strzelać" dla Legii gole. Niektórzy chcieli Chinyamę, inni woleli, żeby został Włodarczyk. W końcu zapadła ostateczna decyzja – nie "Tejksiur", nie "Nędza", a Maciej Iwański i tak jak do tej pory "Szałach" będą się pojawiać na ustach legionistów.
    To jednak nie koniec innowacji. Modyfikacji uległo również tańczenie legijnego walczyka – zamiast rytmicznych podskoków w miejscu zaordynowano stworzenie czegoś na kształt poziomej fali. Wyglądało to naprawdę bardzo ciekawie.

    W momencie, gdy Adrian Paluchowski pokonał golkipera Olimpi, trybuny eksplodowały. Bardzo dobrze wychodziło nam odśpiewywanie "Za nasze miasto i za te barwy" oraz "Warszawy" na dwie trybuny. Nie mogło również zabraknąć "hymnu Krytej", czyli "Ole, ola..." oraz pytania o to, kto wygra mecz.

    Po przerwie doping nieco osłabł, by wznów wezbrać na sile kiedy sędzia podyktował rzut karny dla gości. Po kolejnych bramkach zdobytych przez Tomasza Kiełbowicza i Sebastiana Szałachowskiego, trybuny zadudniły gromkim "Trójka do zera, trafiła Legia frajera!". Nie zabrakło też "Wyginam śmiało ciało!" ;)
    Gdy sędzia odgwizdał koniec meczu, legioniści podziękowali zawodnikom za dobry wynik i odśpiewali z nimi "Warszawę".

    Wynik 3-0 daje legionistom niejako gwarancję awansu do trzeciej rundy kwalifikacyjnej. Kibice mogą być zatem raczej spokojni o rewanż w Rustawi i powinni powoli myśleć o eskapadzie do Kopenhagi lub Tallina.

    Frekwencja: 5000
    Kibiców gości: 30
    Doping Legii: 9