Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Brøndbyøster - Czwartek, 30 lipca 2009, godz. 19:00
Liga Europy - 3. runda eliminacyjna
Herb Brøndby IF Brøndby IF
  • 73' Farnerud (k)
1 (0)
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 40' Iwański (k)
1 (1)

Sędzia: Carlos Velasco Carballo
Widzów: 6955
Pełen raport
Wielu kibiców Legii pozostało pod stadionem - fot. Mishka

Kibice są klubowi nie na rękę

Słowa z tytułu to wypowiedź dyrektora ds. bezpieczeństwa Legii, który przed meczem oznajmił fanom, że nie zamierza się kontaktować z nikim z Broendby w sprawie zakupu biletów przez osoby, które nie zdążyły tego zrobić w Warszawie (ze względu na wakacje i przyjazd z różnych stron Polski i Europy). Dzień wcześniej ten sam Bogusław Błędowski zapewniał, że osoby bez biletów będą je mogły kupić przed meczem. Nie po raz pierwszy słowa pracowników klubu nie miały nic wspólnego z prawdą. Decyzja, którą podjął prezes Legii oraz inny członek zarządu KP sprawiła, że ponad tysiąc fanów Legii na stadion nie weszło, a i ci co bilety posiadali, obejrzeli nie więcej niż 60 minut spotkania.

Ten wyjazd mógł wyglądać zupełnie inaczej - można powiedzieć z perspektywy czasu. Przypomnijmy jeszcze, że rywala w III rundzie eliminacyjnej do Ligi Europy poznaliśmy tydzień wcześniej. Przed rewanżowym spotkaniem Broendby z Florą Tallin zdania na temat kolejnego rywala Legii były wśród nas podzielone. Kibicowsko z pewnością Kopenhaga wydawała się ciekawszym wyjazdem. Estonia natomiast była z pewnością lepszym wariantem pod względem finansowym i odległościowym. Nie od nas jednak zależał wybór.

Parę godzin po meczu Legii w Gruzji wiedzieliśmy już, że przyjdzie nam jechać do Danii. Niby kraj ten leży niedaleko Polski, ale po szczegółowej analizie możliwości dotarcia na miejsce, okazało się, że wcale nie będzie to takie proste. Najłatwiejsza wydawała się podróż do Świnoujścia i stamtąd przeprawa promem prosto do stolicy Danii. Godziny startu i ceny promów z Polski okazały się jednak mocno nieekonomiczne. Po pierwsze trzeba było sobie zarezerwować przynajmniej jeden dzień więcej urlopu, nie mówiąc już o dodatkowych kosztach podróży morskiej. Część osób postanowiła więc dojechać do Rostocku, by stamtąd przeprawić się do Danii (niekoniecznie od razu do Kopenhagi), zaś większość z nas wybrała drogę lądową wiodącą przez Berlin i Hamburg. Wyierając taką trasę musieliśmy przejechać w Danii most liczący aż 16 kilometrów (koszt 30 euro w jedną stronę). Choć trasa wydłużała się w ten sposób do ponad 1300 km, wcale nie zajmowała więcej czasu, a na pewno pozwalała zaoszczędzić parę złotych (lub koron). Ci, którzy nie dysponowali dwoma dniami wolnego w pracy, postanowili na miejsce dotrzeć samolotem, który zorganizowało SKLW (nim poleciało ponad 140 osób).

Klub z Łazienkowskiej sprzedaż biletów rozpoczynał w poniedziałek o godzinie 13, kiedy już część osób była w drodze. Największy problem mieli jednak fani Legii z innych miast w Polsce i Europie. Nimi nikt się nie interesował, a klub zapewniał, że na miejscu biletów kupić nie będzie można; nie pomyślano również o możliwości internetowej rezerwacji wejściówek (na co pozwala system KP). Na prośbę klubu identyczną informację podało Broendby. Mimo to fani organizowali autokary i busy z wielu zakątków Polski i Europy, m. in. z Londynu. Wszyscy jechali w ciemno, wierząc że jednak ktoś pójdzie po rozum do głowy i po spisaniu tych samych danych co w Warszawie, wejściówki w Kopenhadze będą dostępne. Dziś już wiemy, że pozostało to jedynie pobożnym życzeniem - Legia nie wyciągnęła wniosków z innych wyjazdowych spotkań. Wyjazd wraz z klubem chciało również zorganizować SKLW (propozycję złożono tydzień przed meczem), ale działacze Legii nie byli tym zainteresowani.

Naszą dokładną liczbę w Danii trudno określić - wielu fanów było bowiem rozsianych po całym przystadionowym placu, a jak się później okazało, było to jedyne miejsce, w którym byliśmy wszyscy razem. Do Danii legioniści zaczęli docierać już w poniedziałek. Większość jednak przybyła na miejsce w czwartkowy poranek. Już od godziny 6 pod stadionem Broendby zaczęli gromadzić się kibice. Po otwarciu sklepiku z pamiątkami dla kibiców, zaczęły się pierwsze pytania - co z biletami dla fanów Legii. Wiele osób było dobrej myśli, wszak w środę Bogusław Błędowski zapewniał SKLW, że bilety będą do nabycia w dniu meczu. Ci, którzy nie wierzyli w zapewnienia "ojca dyrektora", ruszyli do kas gospodarzy, gdzie za pośrednictwem Duńczyków kupowali bilety na ich sektory (im było bliżej meczu, tym robili to mniej chętnie). Około południa w baraku naprzeciwko wejścia na nasz sektor rozpoczęła się wymiana voucherów (sprzedawanych w Warszawie) na bilety. Później większość z nas ruszyła na szybkie zwiedzanie duńskiej stolicy. Właściwie na każdym kroku można było spotkać kibiców przybranych w legijne barwy.

Około godziny 16:30 fani zaczęli przenosić się znad morskiego deptaka, czy innych miejsc w stronę stadionu Broendby. Przy nim widać było przede wszystkim legionistów. Mecz bowiem nie cieszył się zbyt wielkim zainteresowaniem wśród gospodarzy. Ci nie wypłnili nawet jednej trybuny. Pod przeznaczonym dla nas sektorem (naprzeciwko młyna Broendby) zaczęli gromadzić się kibice. Działacze Legii wycofali się z wcześniejszej decyzji i postanowili nie sprzedawać biletów nikomu, kto nie kupił go w Warszawie. Atmosfera z minuty na minutę stawała się coraz bardziej napięta. Na sektor wpuszczano tylko osoby z biletem, voucherem i dowodem osobistym - ci byli szczegółowo kontrolowani przez ochroniarzy zatrudnionych przez Legię. Na sektor weszło kilkadziesiąt osób. Reszta nie chciała zostawiać kolegów "po szalu" pod stadionem. Dyskusje z dyrektorem Błędowskim na nic się zdały. Ten po telefonie do Leszka Miklasa przekazał, że tematu nie ma - osoby bez biletów na stadion nie wejdą w żaden sposób. Warto przy okazji wspomnieć, że w Kopenhadze pojawił się również zatrudniony przez KP w zeszłym roku pełnomocnik ds. kontaktu z kibicami, Damian Niedziałek. Ten jednak prawdopodobnie wybrał się na wycieczkę turystyczną, bowiem swojej w roli w żaden sposób nie spełniał - fani skazani byli na dyskusje z panem Błędowskim, których wynik był z góry skazany na porażkę.

Rosnący cały czas pod stadionem tłum zaczęły otaczać kolejne wozy policyjne. Duńscy "Politi" początkowo zachowywali się spokojnie, jednak drobne przepychanki sprawiły, że mundurowi zareagowali dokładnie tak jak polscy "stóże prawa" - za nic mając jakiekolwiek przepisy. Pałkami oberwały osoby będące najbliżej i nie mające nic wspólnego z łamaniem prawa. Niby bardziej poukładany kraj, ale policjanci podobnie jak u nas zachowują się jakby byli ponad prawem. Z tłumu poleciał jeden kamień w agresywnych funkcjonariuszy, co sprawiło, że policja "straciła głowę". Jedna z kabaryn staranowała naszego redakcyjnego kolegę, niemal łamiąc mu kołami nogę. Po chwili na miejsce przyjechały kolejne radiowozy - tym razem były to samochody z naczepami, z których wypuszczano psy. Policja dosyć szybko wywołała popłoch w tłumie. Fani uciekali przed biegnącymi na nich policjantami. Ci, którzy stali w miejscu, nie biorąc udziału z niczym niezgodnym z prawem, przekonali się, że nie było to najlepsze rozwiązanie. To właśnie oni byli bici przez mundurowych i wypowadzani na drugą stronę stadionu, gdzie (przy wejściu do młyna Broendby) kibiców zakuwano, a media miały wreszcie pożywkę. Nareszcie można było pokazać "rozbójników" z Łazienkowskiej. Nikt oczywiście nie przejmował się, czy zatrzymani byli faktycznie winni.

Z ponad tysięcznego tłumu poleciało w policjantów kilka rac. Fani w tym momencie stwierdzili, że szans wejścia na stadion już nie ma i oddalili się od stadionu, by nie podzielić losu osób, które zatrzymano. Kilkaset osób jednak cały czas wierzyło, że na stadion uda się dostać. Policja utworzyła szpaler, przez który przepuszczano pod sektor tylko tych z biletami. Cóż z tego, skoro wejść się nie dało. Dopiero po długich negocjacjach z działaczami, ci łaskawie postanowili wpuścić osoby z wejściówkami. Na stadion wchodziliśmy do końca pierwszej połowy, ale ze względu na przedmeczowe zajścia, na trybunach nie było dopingu. Co chwila skandowano jedynie hasło "ITI s...", a także okrzyki obrażające Mariusza Waltera i Leszka Miklasa oraz "Dla mnie luty, dla ciebie maj". Fani, którzy parę miesięcy temu zmienili formę protestu (rozpoczęli doping, choć cały czas nie podpisali ugody z ITI) byli rozwścieczeni postawą działaczy i skandowali "My z k... nie gadamy". Wydaje się więc, że o jakimkolwiek porozumieniu można raz na zawsze zapomnieć.

Także po strzelonej przez Legię bramkę po chwilowej radości, zamiast normalnego dopingu, słychać było jedynie hasła pod adresem właścicieli. Dopiero przez ostatni kwadrans pokazaliśmy, jak mogło być, gdyby... w klubie pracowały zdrowo myślące osoby. Alchim zarzucił głośne "Ceeee", które po chwili odbiło się od dachu po drugiej stronie stadionu. Zaśpiewaliśmy również "Jesteśmy zawsze tam..." i kilka innych legijnych piosenek. Te nawet w 500 osób wychodziły nam całkiem nieźle. Później jednak zaprzestano dopingu.

Mecz wśród gospodarzy nie cieszył się większym zainteresowaniem. Nawet w młynie było sporo wolnych miejsc. Najbardziej zagorzali fani zajęli miejsca pod samym dachem za jedną z bramek, na niższej trybunie rozkładając swoje flagi (płot na stadionie ma niecały metr i jest zasłonięty przez bandy reklamowe). Doping Duńczyków był momentami bardzo dobry - biorąc pod uwagę liczbę osób zaangażowanych w doping. Oprócz niezłych momentów, kiedy potrafili rozbujać pozostałe sektory, dopingowali bardzo przeciętnie. W czasie meczu machali kilkoma flagami na kiju, a także odpalili kilka rac (ze trzy razy po 2-3 sztuki). Na nikim z nas nie zrobili żadnego wrażenia - większość polskich ekip bije Broendby na głowę. Bez żadnego wyolbrzymiania można stwierdzić, że gdyby klub nie rzucał nam kłód pod nogi, tego dnia piłkarze Legii mogli się czuć jak na swoim stadionie. Jako ciekawostkę warto podać, że na stadionie bez problemu można było kupić piwo - roznosili je pracownicy firm cateringowych po trybunach, jak za starych czasów lody w Polsce. Ponadto w budkach z napojami i jedzeniem można było płacić w koronach, euro a także kartą płatniczą.

Po meczu zawodnicy, po bardzo szczęśliwym remisie (grali tragicznie), podeszli w naszą stronę. Nie było jednak przybijania piątek. Po tym, jak cały sektor gości skandował "ITI s...", zawodnicy odwrócili się na pięcie i ruszyli do szatni. Po meczu trzeba było jeszcze czekać 15 minut na opuszczenie stadionu. Tu policja cały czas była w pogotowiu. My natomiast dowiadywaliśmy się o kolejnych powinięciach kibiców. Policja informowała jedynie, że legioniści zostaną wypuszczeni najwcześniej 4 godziny po meczu. Warto przy okazji zweryfikować informację podaną przez PAP, jakoby legioniści... rzucali racami na stadionie w sektory zajmowane przez rodziny z dziećmi. Naprawdę trudno powiedzieć pod wpływem jakich środków była osoba podająca tę bzdurę - na stadionie bowiem było bardzo spokojnie, a jedyne piro odpalili na nim Duńczycy (nie robiąc przy tym nikomu krzywdy).

Część kibiców bezpośrednio po meczu ruszyła do Polski. Wiele osób zostało jednak w Kopenhadze do rana i w piątek spotkać można jeszcze było wielu fanów przystrojonych w legijne barwy. Szczególnie dobrze było ich widać przy stojącym na brzegu morza pomniku syrenki, którą przystrajano w legijne barwy. Szkoda, że dla ponad tysiąca osób mecz Legii z Broendby to zmarnowany przynajmniej dwudniowy urlop i stracone wcale niemałe pieniądze. Zamiast wspaniałej zabawy (ultrasi przygotowali efektowną oprawę), możliwości zmazania plamy po Wilnie, jesteśmy znów w punkcie wyjścia, albo i w jeszcze większej "dupie". Co więcej, wydaje się, że po ostatnich, delikatnie mówiąc nieporozumieniach, normalnie nie będzie jeszcze długo.

Frekwencja: 6955
Kibiców Legii: ok. 1500 (500 na stadionie)
Flagi Legii: 0

Doping Broendby: 6,5
Doping Legii: 2

Autor: Bodziach