|
Warszawa - Czwartek, 6 sierpnia 2009, godz. 20:00 Liga Europy - 3. runda eliminacyjna |
|
Legia Warszawa
|
2 (1) |
|
Brøndby IF
- 7' von Schlebrugge
- 59' von Schlebrugge
| 2 (1) |
Sędzia: Fredy Fautrel (Francja) Widzów: 5500 Pełen raport |
|
Piłkarze Legii opuszczali boisko ze spuszczonymi głowami - fot. Mishka |
Wypowiedzi pomeczowe
Jan Urban (trener Legii): Boli taka porażka, bo mieliśmy wiele okazji. Szybko straciliśmy bramkę. A to wszystko przez złe krycie i niepotrzebny rzut rożny. Drużyna zareagowała prawidłowo i szybko wyrównaliśmy. Potem była walka. Nic nie mogę zarzucić moim piłkarzom. Walczyli do końca. Zabrakło nam jednak skuteczności. Druga bramka to znów dziecinny błąd, za który zapłaciliśmy surową cenę. Przy stanie 2-2 rzuciliśmy wszystko na jedną szalę. Było okazje i drużyna pokazała, że stać ją na dobrą grę. Wiemy, że awans nam uciekł, ale pretensje możemy mieć tylko do siebie. Zabrakło nam zimnej krwi. Nie zgodzę się jednak, że po wyjściu na prowadzenie odpuściliśmy. Walczyliśmy do ostatniej sekundy. O rozluźnieniu nie mogło być mowy. Ale przeciwnik zbyt łatwo strzelał nam bramki. Szansa była ogromna, a my ją znów zmarnowaliśmy.
Kent Nielsen (trener Broendby): Mieliśmy dziś dużo szczęścia i jesteśmy zadowoleni z tego, że awansowaliśmy dalej. Legia grała bardzo dobrze i walczyła do upadłego. Obie drużyny miały wiele okazji do zdobycia goli. Przyznam jednak, że Legia lepiej zagrała tydzień temu. Dziś to my pokazaliśmy się z dobrej strony i to my cieszymy się z awansu do kolejnej rundy.
Legia zaskoczyła nas swoim ustawieniem. To zmusiło nas do wielkiej walki w środku pola. Legioniści często zmieniali pozycje i to zmuszało nas do biegania. Bardzo dużo krwi napsuli nam szczególnie Piotr Giza i Maciej Iwański. Problem obu drużyn polegał na słabej skuteczności. Gdyby któraś ze stron była skuteczniejsza, to szybko cieszyłaby się z awansu.
Sebastian Szałachowski: Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej mieliśmy sporo sytuacji bramkowych. Pozostał pewien niesmak, że odpadliśmy. Obie bramki dla gości padły po stałych fragmentach gdy, choć jak oglądaliśmy, to drugi gol był zdobyty po ewidentnym spalonym. Zabrakło troszeczkę szczęścia, bo zarówno w Kopenhadze, jak i tu mieliśmy kilka okazji, po których powinny paść gole dające awans.
Adrian Paluchowski: Na pewno było można wygrać. Tym bardziej, że przeciwnicy niczym nas nie zaskoczyli. Zabrakło nam nieco szczęścia. Rywale oddali dwa strzały na bramkę i wpadło, my momentami uderzaliśmy po cztery razy i piłka nie chciała znaleźć drogi do bramki. Szkoda.
Tomasz Kiełbowicz: Czuję niedosyt po tym meczu, bo nie graliśmy źle, stwarzaliśmy sytuacje. Natomiast Broendby choć nie zagrażało nam po składnych akcjach, to zdołało zdobyć dwa gole ze stałych fragmentów gry. Na pewno czujemy żal, niedosyt, że tak szybko żegnamy się z europejskimi pucharami. Tym bardziej, że zagraliśmy lepiej niż w Danii. Wiadomo, że stają naprzeciw siebie drużyny o zbliżonej klasie, to później decydują niuanse. Ten remis jest dla nas porażką i sądzę, że nie zasłużyliśmy na to, aby odpaść w taki sposób. Aczkolwiek nie podłamiemy się. Skupimy się teraz na meczach ligowych i zrobimy wszystko, aby ten sezon był dla Legii jednak udany.
Wojciech Szala: Zagraliśmy dobry mecz i stworzyliśmy dużo sytuacji do strzelenia gola. Z tego co wiem druga bramka dla Broendby padła ze spalonego i tak odpadliśmy. Jednak ważne jest dla nas także to, że zagraliśmy na takim poziomie, jaki chcieliśmy zaprezentować. Nie zawsze się układa spotkanie od początku jak się chce. Ale później potrafiliśmy się podnieść i spotkanie było pod nasze dyktando. Ale piłka jest właśnie taka i taki jest pucharowy dwumecz. Można nie przegrać i odpaść. I tego nam przede wszystkim żal, bo z remisu wywiezionego z Danii mogliśmy być zadowoleni.
Prawdą jest, że tydzień temu to nam sprzyjało szczęście. Nie można jednak zaprzeczyć, że Duńczycy mieli tego szczęścia dziś zdecydowanie więcej. Przecież nie stworzyli tylu sytuacji co my dziś. Chciałbym, żebyśmy w każdym meczu ligowym mieli tyle okazji do strzelania goli. Oby to była zapowiedź dobrych meczów przed ciężką jesienią.
Maciej Iwański: Nie ma się z czego cieszyć. Tym bardziej, że przegraliśmy po ewidentnym błędzie sędziego. Po tym golu ruszyłem do bocznego arbitra, bo miałem wrażenie, że był spalony, a po spotkaniu mogę powiedzieć, że był on aż nadto widoczny. Szkoda tylko, że nie widział tego główny sędzia, który był w tej akcji najlepiej ustawiony. Cóż, z tego, że zostawiamy dużo zdrowia na murawie, jak później jedna pomyłka przekreśla wszystko. Karnego strzeliłem jak w Kopenhadze, choć chciałem nieco wyżej uderzyć.
Aczkolwiek mieliśmy dzisiaj nie tylko super momenty, ale super mecz z niezliczoną ilością okazji. Dzisiaj było wszystko! I koncentracja, i sytuacje, i bramki, ale niestety o jedną za mało Graliśmy jak nigdy, a nie awansowaliśmy jak zawsze. Szkoda, tym bardziej, że już przed startem sezonu prezentowaliśmy się dobrze w sparingach. Sądzę, że jesteśmy w stanie grać tak również w lidze.
Na pewno ten mecz nas wzmocni mentalnie, choć będziemy go rozpamiętywać przez najbliższych kilka dni. I choć łatwo się mówi, to będziemy musieli szybko o nim zapomnieć.