|
Chorzów - Wtorek, 16 marca 2010, godz. 18:00 Puchar Polski - 1/4 finału |
|
Ruch Chorzów
|
1 (0) |
|
Legia Warszawa
| 0 (0) |
Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz) Widzów: 4000 Pełen raport |
|
|
Czarna seria trwa
Legia Warszawa przegrała trzeci mecz z rzędu 0-1. W pierwszym ćwierćfinałowym spotkaniu Pucharu Polski podopieczni Stefana Białasa nie dali rady strzelić gola Ruchowi. Gospodarze natomiast w 73. minucie za sprawą Sobiecha zdołali przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Do momentu straconej bramki niewiele wskazywało na to, że po końcowym gwizdku sędziego cieszyć będą się gospodarze. To legioniści byli stroną przeważającą i częściej zagrażali bramce rywali.
W swoim debiutanckim meczu Stefan Białas wprowadził małe przemeblowanie w składzie. Na lewej obronie zabrakło miejsca nie tylko dla Jakuba Wawrzyniaka, ale nawet Tomasza Kiełbowicza. W pierwszym składzie pojawił się za to Marcin Komorowski. W ataku od pierwszej minuty wystąpił Marcin Mięciel. Nieobecność Bartłomieja Grzelaka spowodowana była chorobą napastnika Legii. Jednak to nie „Miętowy” czy „Komor” sprawili największą niespodziankę. Kibice mogli przecierać oczy ze zdumienia, bo na boisku dwoił się i troił Piotr Giza. W pierwszej połowie „Gizmo” cztery razy uderzał na bramkę Ruchu. Co więcej pomocnik Legii był bardzo aktywny i nie bał się podejmować ryzyka. Tyle, że nie przyniosło to „wojskowym” wymiernych rezultatów, a po przerwie Giza, podobnie jak cała drużyna, zaczął gasnąć.
W pierwszej połowie najlepszą szansę na wyprowadzenie Legii na prowadzenie zmarnował Maciej Rybus. Pomocnik „wojskowych” precyzyjnie przymierzył z linii pola karnego, ale Matko Perdijć nie dał się zaskoczyć. Po pierwszych trzech kwadransach utrzymywał się remis 0-0, ale gra legionistów mogła się podobać. Nawet Maciej Iwański wreszcie zaczął mocno i precyzyjnie dośrodkowywać z rzutów rożnych. Były to jednak miłe złego początki.
Po przerwie piłkarze Stefana Białasa zagrali zdecydowanie słabiej. Jednak nawet nędzna postawa legionistów mogła zakończyć się golem i prowadzeniem 1-0. W 57. minucie idealnym podaniem Piotr Giza obsłużył Miroslava Radovicia. Serb wpadł w pole karne i miał przed sobą tylko bramkarza Ruchu. „Rado” mógł zrobić wiele, ale zdecydował się na uderzenie na dalszy słupek. Piłka minęła Perdijcia. Minęła także słupek i gola nie było. Niespełna 20 minut później błędu Serba nie powtórzył Artur Sobiech. Chorzowianin minął Dicksona Choto i przy biernej postawie defensywy Legii zdecydował się na strzał. Po pięknym uderzeniu piłka minęła Jana Muchę i było 1-0.
Legioniści mieli jeszcze kwadrans na odrobienie strat, ale razili nieporadnością. Jednobramkowe prowadzenie gospodarzy utrzymało się do końca. Widać, że zmiana trenera przy Łazienkowskiej nie odmieniła stylu gry piłkarzy. Stefan Białas ma wiele pracy i niewiele czasu. Już w sobotę Legia zagra u siebie ze Śląskiem Wrocław. Rewanż z Ruchem za tydzień również przy Łazienkowskiej. Strata do odrobienia niewielka, ale w ostatnich trzech meczach legioniści nie potrafili pokonać bramkarzy rywali.