|
Warszawa - Sobota, 8 maja 2010, godz. 16:00 Ekstraklasa - 28. kolejka |
|
Legia Warszawa
|
0 (0) |
|
Wisła Kraków
- 16' Brożek
- 47' Brożek
- 70' Brożek
| 3 (1) |
Sędzia: Paweł Gil Widzów: 4500 Pełen raport |
|
|
Nokaut...
Legia Warszawa prawdopodobnie podarowała Wiśle Kraków tytuł mistrzowski. Po trzech golach Pawła Brożka, warszawianie stracili szansę na wyprzedzenie Ruchu Chorzów.
Na mecz przeciwko wiślakom Stefan Białas zdecydował się wystawić jednego napastnika. Miejsce w składzie stracił Marcin Mięciel, a rolę defensywnego pomocnika pełnił Ariel Borysiuk. Na stoperze w miejsce kontuzjowanego Dicksona Choto zagrał Wojciech Szala. Na prawej obronie do łask wrócił Jakub Rzeźniczak.
Od początku spotkanie stało na bardzo niskim poziomie. Pierwsze groźne sytuacje stworzyli goście, ale na szczęście strzały Diaza mijały bramkę Muchy. Jednak w 17. minucie Patryk Małecki idealnie dośrodkował na głowę Pawła Brożka i ten umieścił piłkę w siatce obok bezradnego Muchy. Od tego momentu wiślacy grali spokojnie, a legioniści wcale nie kwapili się do ataków - do końca pierwszej części gry ani razu poważnie nie zagrozili bramce Juszczyka, który zastępował między słupkami kontuzjowanego Mariusza Pawełka.
Tuż po zmianie stron kibice byli świadkami prawdziwej żenady w wykonaniu gospodarzy. Boguski wyminął Szalę, Muchę i mając przed sobą pustą bramkę spudłował z 7. metrów. Chwilę później ponownie Boguski ograł Szalę, ale jego strzał na rzut różny wybił Mucha. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego z ostrego kąta głową na długi słupek uderzył Paweł Brożek... żaden legionista nie przeciął lotu piłki i ta odbiła się od słupka i wpadła do bramki. Przez kolejne minuty nic się nie zmieniło - Wisła spokojnie atakowała, a Legia bezradnie człapała po boisku. W 60. minucie na boisku Ariela Borysiuka zastąpił Marcin Smoliński. Gdy do wejścia szykowali się Kosecki i Banasiak, Paweł Brożek znalazł się sam na sam z Muchą i zza pola karnego podwyższył na 3-0 dla krakowian.
Tuż po wejściu na boisko groźną akcję prawą stroną przeprowadził Jakub Kosecki. Dograł płaską piłkę na piąty metr, ale wiślacy uprzedili Macieja Rybusa. Ambitna gra młodego "Kosy" spodobała się kibicom, ale poza tym do końca meczu z trybun zniecierpliwieni fani dogryzali piłkarzom i właścicelom. A Wisła grała swoje i mogła strzelić kolejne bramki. Na szczęście jeszcze między słupkami mamy Jana Muchę.
Dramat, nokaut... Brak słów
Woytek