Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Wrocław - Piątek, 20 sierpnia 2010, godz. 20:00
Ekstraklasa - 3. kolejka
Herb Śląsk Wrocław Śląsk Wrocław
    0 (0)
    Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    • 80' Rybus
    1 (0)

    Sędzia: Dawid Piasecki (Słupsk)
    Widzów: 8500
    Pełen raport

    Warriorsi, nie Walterowcy

    550 fanów Legii pojechało na pierwszy wyjazd w nowym sezonie, by wspierać Legię we Wrocławiu. Niestety nasz doping, szczególnie w pierwszej połowie, stał zdecydowanie poniżej naszych możliwości. Śląsk od początku prowokował legionistów okrzykami odnośnie porozumienia z ITI, nazywając nas "Walterowcami".

    Wrocławianie z krytej rozpoczęli od okrzyku "Gdzie jest Staruch?", później śpiewali coś o tym, że "Legia kocha ITI" oraz "Walterowcy" - starając się za wszelką cenę sprowokować przyjezdnych. Gospodarzom odpowiedziano w sposób wulgarny, a później legioniści wyrazili swoje zdanie o zgodach WKS-u - Lechii i nożownikach z Krakowa.

    Na mecz we Wrocławiu dostaliśmy 450 biletów, które o dziwo rozchodziły się dłużej niż zwykle. Być może wpływ na to miał urlopowy termin lub piątek. Osobno wejściówki kupowały fankluby, które zaopatrywały się w nie w kasach Śląska. W dniu meczu zebraliśmy się na dworcu Warszawa Zachodnia i ponad 8 godzin przed meczem ruszyliśmy w drogę "specjalem". W czasie drogi działo się... niewiele. Pilnowano, by nikt nie pił alkoholu i być może to miało wpływ na nieco mniej zabawowy nastrój po drodze. Najważniejsze, że było spokojnie i nie zanotowano żadnych strat.

    Pociąg dojechał do Wrocławia o czasie, a z dworca na stadion przewiozły nas podstawione autobusy. Ponad godzinę przed meczem wszyscy znajdowali się już na sektorze (wbrew doniesieniom pewnego, niegdyś szanowanego w całej Polsce, wrocławskiego bajkopisarza), w którym wysypano mnóstwo piachu, przez co niektórzy poczuli się jak na plaży. Jedna z piłek, która wpadła przed meczem do naszego sektora, została szybko wykorzystana i kilkanaście osób w kółku rozgrywało pasjonujące zawody siatkówki plażowej. Emocji nie brakowało. Ze względu na brak zgrania, parokrotnie piłka uciekała poza pole gry, ale za każdym wracała do drużyny. Gdy piłka wyleciała na tył sektora, miała miejsce dość komiczna sytuacja. Jeden z kibiców postanowił przynieść futbolówkę zza ogrodzenia. Wówczas na górce za sektorem pojawili się policjanci, którzy nie zdawali sobie sprawy, dlaczego ktoś przeskakuje płot. Pół sektora natychmiast znalazło się w jednym miejscu, nie mając pojęcia, skąd wzięło się zamieszania, zaś Śląsk skandował "Zostaw kibica". Po chwili wszyscy zaśmiewając się do rozpuku wracali na swoje miejsca. Z odzyskaną zgubą.

    Niestety, pod względem dopingu śmiesznie nie było. Wiele osób jakby zapomniało po co jedzie się przez pół Polski, mruczało lub "pasjonowało" się występem naszych piłkarzy. Szkoda tym bardziej, że Śląsk dopingował mocno przeciętnie, żeby nie powiedzieć słabo. Na początek spotkania wrocławscy ultrasi przygotowali oprawę, rozciągając sektorówkę z hasłem "Przyjdź na Oporowską" oraz transparent "A w jedną krótką chwilę, pojmiesz po co żyjesz!". Na tym właściwie skończyły się atrakcje ultras na tym meczu, nie licząc skromnego flagowiska WKS-u.

    Fani Legii tym razem oprawy nie przygotowali. Wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego na płocie wywiesili odnowioną, świetnie znaną flagę "Warriors", która przez kilkanaście lat prezentowała się na wielu spotkaniach naszej drużyny. Doping, szczególnie w I połowie był cieniutki - cichy i bardzo nierówny. Większość pieśni, które na Łazienkowskiej śpiewamy szybko - było śpiewanych wolno i na odwrót. To tylko sprawiało, że prowadzący doping "Szczęściarz" co chwila musiał pytać całą grupę, czy jej nie wstyd.

    Trochę poprawiło się po przerwie, kiedy doping Śląska osłabł, a my przez kilka minut nie najgorzej śpiewaliśmy "Legia, Legia Warszawa", czy "Hej Legia gol" - tym razem ze względu na spore problemy z trzymaniem rytmu - bez bębna. W końcówce spotkania niespodziewanie bramkę dla Legii zdobył Rybus (jedyny celny strzał w meczu), co wywołało oczywiście radość w naszym sektorze. "Mistrz, mistrz, Legia mistrz" - skandowali legioniści, by po chwili świętować zdobycie trzech punktów tradycyjnym "Hej sialala... Legia dziś trzy punkty ma".

    Po meczu piłkarze podeszli pod nasz sektor, podziękowali za doping, a następnie wspólnie odśpiewaliśmy "Warszawę". Gdy później wyszli na rozbieganie, mobilizowaliśmy ich do jeszcze większego wysiłku w kolejnych meczach, okrzykiem "Walczyć trenować, Warszawa musi panować". Po 20 minutach sprawnie opuściliśmy sektor i podstawionymi autobusami udaliśmy się na dworzec. W Warszawie zameldowaliśmy się ok. 6 rano.

    Oby na kolejnych meczach doping w naszym wykonaniu ponownie był naszym znakiem rozpoznawczym. Najbliższa okazja za 3 tygodnie w Chorzowie. Wcześniej, bo już za tydzień, czeka nas kolejne show na Żylecie, przy okazji meczu z GKS-em Bełchatów.

    P.S. W czasie wyjazdu do Wrocławia fanom Legii towarzyszyła ekipa filmowa, która przygotowywała materiał o warszawskich fanatykach.

    Frekwencja: 8500
    Kibiców gości: 550
    Flagi gości: 1

    Doping Śląska: 6,5
    Doping Legii: 5,5

    Autor: Bodziach