|
Warszawa - Piątek, 27 sierpnia 2010, godz. 20:00 Ekstraklasa - 4. kolejka |
|
Legia Warszawa
|
0 (0) |
|
GKS Bełchatów
- 11' Żewłakow
- 39' Żewłakow
| 2 (2) |
Sędzia: Sebastian Jarzębak Widzów: 18000 Pełen raport |
|
Maciej Bartoszek, trener GKS Bełchatów - fot. Mishka |
Wypowiedzi pomeczowe
Maciej Bartoszek (trener GKS-u Bełchatów): Mecz w pierwszej połowie ułożył się po naszej myśli. W drugiej części gry należało kontrolować sytuację i kontrować przeciwnika, gdy nadarzy się okazja. Nie udało się skontrować, ale udało się zagrać na zero z tyłu. Czy nie wygraliśmy za nisko? Mogliśmy wygrać nawet 1-0 - liczą się trzy punkty. Pokazaliśmy charakter, dobrą ułożoną grę. Graliśmy konsekwentnie i wywieźliśmy bardzo ważne punkty z trudnego terenu. Czy obrona Legii jest słaba? Powiem tak, że... ja jestem bardzo zadowolony z tego, że moi skrzydłowi mają asysty - zarówno w meczu z Ruchem, jak i z Legią. Na dyspozycję Żewłakowa wpływa doświadczenie jakie ma oraz to, że ma dobrych asystentów, bo bez tego trudno o gola.
Maciej Skorża (trener Legii): Muszę zacząć od tego, że trudno było w nas rozpoznać drużynę z poprzedniego meczu. Ja nie poznawałem tych zawodników... Sytuacja, po której straciliśmy bramkę... wróciły stare koszmary. To jest przerażające jak łatwo strzelić nam bramkę. Po pierwszej bramce zupełnie straciliśmy koncepcję gry, graliśmy chaotycznie, bez pomysłu. Było wiele podań - za wiele, bo nawierzchnia temu nie sprzyjała. Trzeba było więcej strzelać i grać szybciej. Naszym obowiązkiem było dziś zagrać dużo bardziej odpowiedzialnie. Popełniliśmy karygodne błędy, trudno nawet wytłumaczyć niektóre sytuacje. Dziś niektórzy z zawodników byli zupełnie nieskoncetrowani. Być może to zwycięstwo we Wrocławiu spowodowało, że dziś niektórzy pomyśleli, że przy tej publiczności nie da się przegrać.
Źle zestawiłem drużynę, ale nie chciałem robić zbyt wiele zmian, bo dobrze zagraliśmy we Wrocławiu. To był mój błąd. Mieliśmy problem z kreowaniem gry. W ataku pozycyjnym byliśmy taką drużyną, która nie wie czego chce. Za dużo było gry indywidualnej, za mało rozgrywania schematów, które ćwiczymy. Próbowaliśmy przejść na dwóch napastników. Nasza siła ognia była jednak bardzo mizerna. W drugiej połowie był fragment gdy przeważaliśmy, opanowaliśmy grę, ale nie udało się strzelić gola. Zabrakło klarownych sytuacji. Naszą himeryczną postawę kładę na karb tego, że pewne rzeczy jeszcze musimy pokuładać w tej nowej drużynie. Tydzień temu zrobiliśmy krok naprzód, a dziś trzy kroki w tył.
Widać jak na dłoni gdzie mamy braki. Uważam, że powinniśmy wzmocnić się w linii ataku. Mieliśmy problemy nie tylko ze strzałami, ale z utrzymaniem piłki pod linią obrony przeciwnika. Nie mamy już prawa pozwolić sobie na takie wpadki. Gratuluję zwycięstwa GKS-owi, który zagrał dobre spotkanie. Jeżeli szybko się nie pozbieramy, to możemy mieć problem żeby walczyć o najwyższe cele.
Maciej Iwański: Zawsze wygrywa i przegrywa jedenastu. Dzisiaj dobrze zaczęliśmy, bo już w pierwszych sekundach mieliśmy akcję sam na sam. Można jedynie żałować, że nie udało się pokonać rywala. Bełchatów ograniczał się do kontr i obie wykorzystali, choć równie dobrze mogli zdobyć więcej bramek. My z kolei staraliśmy przedrzeć się pod pole karne gości atakiem pozycyjnym. Mieliśmy sporo wrzutek, z których niestety nic nie wynikało. Zresztą podobnie się prezentowaliśmy zarówno rok, jak i dwa lata temu, gdy przeciwnik się cofnął na swoją połowę przy dobrym wyniku. Wydawało się, że po dwóch dobrych spotkaniach z Cracovią i Śląskiem dzisiaj będzie zdecydowanie lepiej. A dostaliśmy taki cios, że sami się dziwimy. Spodziewaliśmy się, że goście będą groźni z kontry i staraliśmy się je zabezpieczać. Nie mówię tu o pierwszej kontrze, gdzie sędzia nie gwizdnął faulu na Manu, a rywale to wykorzystali. Niestety sędzia się zdrzemnął, ale cóż... wiadomo, że to Bełchatów trafił do siatki, a nie prowadzący to spotkanie.
Możemy mieć tylko do siebie pretensje, że przez 90 minut nie potrafiliśmy trafić między słupki Sapeli. Tym bardziej, że sił nam nie brakowało. Im bliżej było do końca, tym więcej było okazji bramkowych, w których niemal wszyscy brali udział. Zabrakło zimnej krwi przy ostatnim podaniu bądź przy strzale.
Zdaję sobie sprawę, że nasza obrona nie jest w optymalnym składzie osobowym. Jednak mamy na tyle doświadczoną drużynę, że powinniśmy tak grać taktycznie, aby tych bramek nie tracić. Niestety jest inaczej.
Marcin Żewłakow: Nie spodziewałem się, że przyjeżdżając tutaj, po pierwszej połowie będziemy prowadzić 2-0, a ja zdobędę obie bramki. Aczkolwiek taki scenariusz i to zwycięstwo naprawdę cieszy. Udało się wrócić do Warszawy z tak miłym akcentem. Komplet punktów wędruje do Bełchatowa, ale uważam, że niejedna drużyna połamie sobie zęby przy Łazienkowskiej. Nie da się ukryć, że mecz się ułożył pod nas. Szybko zdobyta bramka, dobra taktyka, gdzie troszkę cofnięci czekaliśmy na błąd. Później kolejne trafienie. Tak się łatwiej gra, kiedy się oczekuje mając po swojej stronie wynik. Nawet z tak dobrą piłkarsko Legią. Wiadomo, że mogliśmy prowadzić znacznie wyżej, ale nie ma takiej drużyny, która ma stuprocentową skuteczność. Wypada się cieszyć, że zagraliśmy na zero z tyłu. Tym bardziej, że gospodarze wyszli na drugą połowę z większym apetytem.
Nie mogę skarżyć się na jakość dośrodkowań. Pierwsza piłka idealnie dograna. Nic tylko dołożyć głowę i podnieść ręce w geście tryumfu. Nigdy nie jest łatwo zdobyć bramkę i zawsze trzeba wyszukać sobie miejsce na murawie, aby pokonać rywala.
Dla nas był to pewnego rodzaju test. Sprawdzian, w którym pokazaliśmy, że potrafimy grać na wyjazdach, że uciszyliśmy tych, co w nas wątplili. A jesteśmy zgraną grupą z charakterem, która może powalczyć i pokrzyżować plany kandydatom do mistrzostwa. Aczkolwiek nie chcę na bazie tego jednego spotkania kreować celów na cały sezon dla drużyny. Z doświadczenia wiem, że dopiero pełna runda daje podwaliny pod konkretne cele – bardziej lub mniej ambitne. Podchodzimy do wszystkiego pokornie i ze spokojem kompletujemy punkty.
Przyznam, że fajnie było wrócić do ekstraklasy. Przed sezonem zastanawiałem się, jak będę w tym wszystkim funkcjonował i jak się odnajdę. W wieku 34 lat podszedłem do sezonu kompletnie bez okresu przygotowawczego, ale mam nadzieję, że nie jest najgorzej i klub ma ze mnie pociechę. Przede mną dwa tygodnie przerwy i będę mógł dalej popracować nad sobą, bo dziś starczyło sił na 70 minut.
Na Legii trochę zapachniało Europą. Nowy stadion, przyjemnie tu się gra, z chęcią przyjeżdża na mecz, ale najmilej jest wyjechać stąd z kompletem punktów.
Tomasz Wróbel: Na pewno nie było łatwo wygrać z Legią, co było widać po tym jak sędzia gwizdnął koniec spotkania. Zostawiliśmy tu dużo zdrowia. Spodziewaliśmy się trudnej przeprawy i tak faktycznie było. Można powiedzieć, że stworzyliśmy sobie więcej bramkowych sytuacji. Dwie z nich wykorzystaliśmy. Legia tego nie miała i wypada się z tego cieszyć. Tym bardziej, że przy Łazienkowskiej nie wygrywa się małym nakładem sił.
Czy mamy patent na Legię? Nie. Po prostu nasza forma rośnie. W poprzednim spotkaniu Maciej Małkowski asystował przy bramkach, teraz ja i miejmy nadzieję, że w kolejnym meczu ktoś inny będzie dobrze podawał. Nie ważne kto strzela, ważne, żebyśmy wygrywali spotkania. Równie dobrze mogłem zaliczyć dwie asysty, ale przegralibyśmy 2-3, to moglibyśmy mieć do siebie pretensje. A tak, wygrała cała drużyna i jej się należą słowa uznania.