Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Chorzów - Niedziela, 12 września 2010, godz. 17:00
Ekstraklasa - 5. kolejka
Herb Ruch Chorzów Ruch Chorzów
  • 29' Grzyb
1 (1)
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    0 (0)

    Sędzia: Paweł Gil
    Widzów: 6500
    Pełen raport
    fot. Piotr Galas

    I nie zmienia się nic

    Wydawać się mogło, że przerwa na mecze reprezentacji Polski dobrze zrobi drużynie Legii. Spodziewaliśmy się poukładania zespołu, zagrania, ograniczenia mankamentów. Niestety, nie zmieniło się nic. Przegrywając w Chorzowie legioniści doznali trzeciej porażki w piątym ligowym spotkaniu. Nie tak miało być.

    Już na początku spotkania warszawski zespół zażartował sobie z własnych kibiców. Manu pociągnął prawym skrzydłem, wpadł w pole karne, gdzie zdecydował się na strzał. Co prawda, Krzysztof Pilarz zdołał wybić futbolówkę na róg, ale akcja mogła się podobać. Można było uwierzyć, że dwa tygodnie przerwy wykorzystano perfekcyjnie. Można było uwierzyć, że kolejne minuty będą pod dyktando stołecznej jedenastki, a worek z bramkami rozwiąże się lada chwila. Niestety, nic bardziej mylnego. Po niespełna kwadransie wróciło stare. Szybki sygnał ostrzegawczy w kierunku gości wysłał Michał Pulkowski przenosząc z kilku metrów piłkę nad poprzeczką bramki Marijana Antolovicia. Legioniści nie wyciągnęli zbyt daleko idących wniosków z tej akcji. W 29. minucie Ariel Borysiuk stracił futbolówkę, a ta szybko powędrowała pod nogi Wojciecha Grzyba, który w dość ekwilibrystyczny sposób uderzył w kierunku bramki Legii. Piłka turlając się po ziemi odbiła się jeszcze od słupka wpadając do siatki. Efekt? Ponad 6000 widzów wyskoczyło w górę z radości. Kilka minut później strzelec jedynego gola, mógł ponownie uszczęśliwić chorzowską publiczność. Grzyb urwał się Jakubowi Wawrzyniakowi na skrzydle, wpadł w pole karne zdołając jeszcze oddać strzał, ale po interwencji Antolovicia, piłka odbiła się od słupka, ale tym razem wychodząc na róg. A Legia? Bez odpowiedzi. Bez zagrożenia, bez szarży, bez naporu pod polem karnym Ruchu. Tym samym gospodarze schodzili do szatni ze skromnym prowadzeniem, choć równie dobrze mogli wypracować sobie lepszą zaliczkę przed drugą odsłoną.

    W grze Legii musiały zajść zmiany. Aby odmienić oblicze zespołu, Maciej Skorża zdecydował się na wpuszczenie Alejandro Cabrala i Michała Kucharczyka. Piłkarze z „eLką” na piersi ruszyli do przodu. W jednej z akcji z dobrej strony pokazał się wspominany Kucharczyk, który wymienił kilka podań z Manu, oddając strzał dający tylko rzut rożny. Szansę na doprowadzenie do wyrównania miał także Bruno Mezenga. Po rzucie wolnym i zamieszaniu w szesnastce chorzowian napastnika Legii uprzedzili „Niebiescy” wybijając futbolówkę daleko przed siebie. Nie oznacza to, że ekipa Waldemara Fornalika skupiła się tylko na murowaniu bramki. W 62. minucie Marcin Malinowski huknął zza pola karnego, czym zmusił Antolovicia do interwencji jakiej jeszcze w jego wykonaniu nie widzieliśmy. W odpowiedzi Cabral zwiódł rywali na 15. metrze i posłał piłkę w boczną siatkę. Gdy zespół Skorży nabierał wiatru w żagle drugą żółtą kartkę ujrzał Jakub Rzeźniczak za odepchnięcie rywala. Ledwo „Rzeźnik” wrócił do składu, a już będzie musiał ponownie pauzować. Do wykorzystania liczebnej przewagi nie kwapili się piłkarze Ruchu. Prowadzili przecież 1-0, co było zadowalającym wynikiem. Jednak o mały włos, a ze skromnej zaliczki, szybko zrobiłoby się 1-1. Zrobiłoby, gdyby Paweł Gil gwizdnął rzut karny po faulu na Jakubie Wawrzyniaku. Jednak wszystko pozostanie w kategoriach gdybania, gdyż arbiter pozostał niewzruszony na protesty legionistów. Pod koniec spotkania uaktywnił się jeszcze Cabral, który ruszył prawym skrzydle, gdzie zdołał odegrać w szesnastkę. Niestety, tam czekał jedynie Krzysztof Pilarz. I choć sędzia doliczył jeszcze 4 minuty, to rezultat nie uległ zmianie.

    Trzecia porażka w sezonie stała się faktem. Gra Legii wciąż pozostawia wiele do życzenia. Nie można w pełni mamić postawą zespołu w drugiej połowie, bo przecież Ruch już nic nie musiał. Nie musiał się odkrywać, nie gonił wyniku. To Legia musiała gonić wynik i kolejny raz nie udała się ta sztuka. Za tydzień grupa indywidualności z Warszawy pojedzie powalczyć o korzystny rezultat w Lubinie. Czy wywiezie stamtąd komplet punktów? Ciężko być optymistą.

    Autor: Fumen