|
Szczecin - Wtorek, 21 września 2010, godz. 19:00 Puchar Polski - 1/16 finału |
|
Pogoń Szczecin
|
0 (0) |
|
Legia Warszawa
| 1 (0) |
Sędzia: Dawid Piasecki Widzów: 10000 Pełen raport |
|
|
Przełamanie?
Po serii wstydliwych porażek przyszedł czas na wykonanie pierwszego kroku ku rehabilitacji. Tym krokiem miał być pucharowy mecz z Pogonią Szczecin postrzegany poniekąd, jako próba generalna przed piątkowym starciem z Lechem Poznań. Tym samym nie mogło być mowy o eksperymentach personalnych i niezliczonych roszad w składzie. W porównaniu do potyczki z Zagłębiem Lubin Maciej Skorża dokonał zaledwie dwóch zmian w wyjściowej jedenastce.
Jednak wstawienie między słupki Marijana Antolovicia i danie szansy od pierwszej minuty Maciejowi Rybusowi nie przyniosły znaczącej różnicy. O pierwszej połowie można napisać, że... się odbyła. Legioniści owszem, częściej byli przy piłce, ale nic z tego nie wynikało. Najgroźniejsze akcje były po stałych fragmentach gry, które... nie były groźne. Poza akcją Miroslava Radovicia w 37. minucie, kiedy to pomocnik uderzył tuż obok słupka, z boiska wiało nudą. Tym bardziej, że do ataków nie kwapili się gospodarze. Dość powiedzieć, że nie oddali choćby jednego strzału. Dzięki temu kibice z Łazienkowskiej nie musieli drżeć zbytnio o postawę Antolovicia, który w poprzednich spotkaniach potrafił "popisać się" nieudanymi interwencjami.
Ożywienie nastąpiło dopiero po zmianie stron. Coraz śmielej zaczęli sobie poczynać przede wszystkim gracze Pogoni. A szczególnie akcja Bartosza Ławy, który po kwadransie od zmiany strony ruszył naprzeciw bramkarza Legii. Mimo goniących go defensorów z Warszawy, piłkarz naszych przyjaciół zdołał oddać strzał. Płaskie uderzenie po ziemi wędrowało w stronę Marijana, ale ostatecznie futbolówka ugrzęzła między nogami interweniującego bramkarza i kibice mogli odetchnąć z ulgą. Zachęciło to "Portowców" do śmielszych ataków. Jednak dobra postawa Inaki Astiza i Dicksona Choto zażegnały niebezpieczeństwo w szesnastce gości. Na odpowiedź podopiecznych Macieja Skorży nie trzeba było długo poczekać. Maciej Rybus do spółki z Michałem Kucharczykiem i Manu szukali w jednej z akcji szczęścia, ale ostatecznie piłka przeszła obok dalszego słupka. Po chwili na listę strzelców mógł się wpisać Jakub Rzeźniczak, ale po jego dośrodkowaniu Radosław Janukiewicz minął się z futbolówką, a ta uderzyła w słupek! Czas upływał nieubłaganie, a żadna z drużyn nie chciała spędzić na murawie dodatkowych 30 minut na dogrywce. Większą determinację wykazała Legia. Najpierw Bruno Mezenga próbował w ekwilibrystyczny sposób stać się bohaterem meczu. Po chwili z 16. metra z pierwszej piłki uderzył Maciej Rybus, ale... obok celu. Pogodził ich Michał Kucharczyk, który przez całe spotkanie wykazywał ambitną postawę. W 88. minucie Ivica Vrdoljak zagrał na dobieg Kucharczykowi, który z kilku metrów wpakował piłkę do siatki.
I choć arbiter doliczył jeszcze 4 minuty do regulaminowych 90, to rezultat nie uległ już zmianie. Legia wygrała w Szczecinie, ale mimo wszystko trudno być optymistą przed pojedynkiem z Lechem Poznań. Pozostaje wierzyć, iż spotkanie z naszymi przyjaciółmi było z kategorii "na przełamanie" i teraz będzie już tylko lepiej.
Autor: Fumen