Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Sobota, 2 października 2010, godz. 19:15
Ekstraklasa - 8. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    0 (0)
    Herb Lechia Gdańsk Lechia Gdańsk
    • 70' Buval
    • 88' Wołąkiewicz
    • 90+4' Nowak
    3 (0)

    Sędzia: Paweł Gil
    Widzów: 17000
    Pełen raport
    fot. Mishka

    Nauka to potęgi klucz

    Za nami mecz, o którym jak najszybciej chcielibyśmy zapomnieć. Wychodzi na to, że wygrana z Lechem była tylko wypadkiem przy pracy. Na trybunach niestety również trochę brakowało do poziomu sprzed tygodnia - szczególnie w końcówce. W najbliższym czasie przydałaby się zbiórka pieniędzy na słownik angielsko-polski dla dyrektora ds. bezpieczeństwa.

    Bilety na Lechię sprzedawały się nieźle, choć oczywiście nie tak dobrze jak na mecz z Lechem. Ostatecznie część osób posiadających wejściówki na stadion nie przyszła i mecz na żywo obejrzało "tylko" 17 tysięcy widzów.

    Przed wejściem na trybuny można było kupić bilety na mecz z Den Haag. Na Żyletę pozostały ostatnie sztuki. Radzimy się spieszyć. Już przed meczem rozpoczęły się śpiewy w naszym młynie. Te miały miejsce po wejściu połowy kibiców gości, którzy głośnym okrzykiem zaznaczyli swoją obecność. To właśnie wtedy byli najlepiej słyszalni tego dnia. Legioniści w czasie rozgrzewki całkiem nieźle śpiewali "Do końca moich dni". Szkoda, że w czasie meczu nie wyszło już tak dobrze. Jako, że na trybuny odesłany został Maciej Skorża, na ławce trenerskiej dyrygował drużyną ulubieniec trybun, Jacek Magiera. Na tę okazję Żyleta odświeżyła stary, dobry hit i zaśpiewała "Jaceeeek Magieraaaaa aejaejaejaeja Jacek Magiera" :)

    Znacznie mniej przyjaźnie przywitano na Łazienkowskiej Łukasza Surmę. "Dopięliśmy swego celu, Łukasz Surma w Izraelu" - to jedyna pieśń nadająca się do przytoczenia, jaką usłyszał przed i po meczu były zawodnik Legii. Tradycyjnie już przed meczem miały miejsce cyrki z naszymi flagami. Delegat z poprzedniego meczu, mister Tomaszewski już sporo przed meczem nalegał, by dzisiejszy delegat meczu nie pozwolił na eksponowanie płótna grupy OFMC. Przypomnijmy, że to ten sam jegomość, który kilkanaście miesięcy temu przerwał mecz z Jagiellonią, dopatrując się niestworzonych rzeczy na fladze ultrasów z Białegostoku.

    Wówczas delegat miał problemy z rozróżnianiem barw. Problemy językowe dyrektora ds. bezpieczeństwa sprawiły, że na Żylecie tym razem nie wywieszono płótna "Wild Boys", które na poprzednich meczach wisiało bez problemu. Tym razem (drugi raz w historii dodajmy), skomplikowane słowo "Wild" pomyliło się wspomnianemu panu z "White" i uznał tę flagę za rasistowską. Już wkrótce wielka zbiórka na słownik angielsko-polski w białej okładce; na naukę nigdy nie jest za późno! Good luck, że tak się wyrażę. Transparent, który w pierwszej połowie wisiał pośród naszych flag, musiał zostać zdjęty z ogrodzenia na wniosek delegata, jako że nie miał związku z meczem. Wracajcie szybko!

    Nasz doping od samego początku stał na dobrym poziomie, ale jednak czegoś brakowało. Tym bardziej, że tydzień wcześniej pokazaliśmy, że stać nas na więcej. Przyjezdnych dość długo nie było słychać (nie licząc gwizdów na początku "Snu o Warszawie") i dopiero po dłuższym czasie coś tam się działo w sektorze gości. Nam tego dnia najlepiej wychodziła prosta, ale jakże piękna pieśń "Legia, Legia Warszawa". Apogeum miało miejsce na początku drugiej połowy, kiedy do śpiewu przyłączyła się także trybuna im. Kazimierza Deyny. Bez kitu - przed dobrych kilka minut po prostu była miazga! Tym bardziej szkoda, że w końcówce mocno spuściliśmy z tonu.

    Doping siadł już trochę po pierwszej bramce dla gości. Jednak i wtedy bywały dobre momenty, kiedy głośniej zdzierano gardła. Raz na jakiś czas śpiewy urozmaicano wspólnymi tańcami, pogo, czy podrzucaniem koszulek. Wszak zgodnie z tradycją, ubrana początkowo na biało Żyleta (czy to również nie przejaw rasizmu?!), w II połowie pozbyła się koszulek. Marność nad marnościami zapanowała po stracie trzeciej bramki. Wtedy właściwie leciały już tylko wrzuty na gości z Gdańska. Ci co prawda również nie pozostawali nam dłużni, coś tam mrucząc o berle i koronie, które wszakże nigdy nie było, i jeszcze długo nie będzie, w ich posiadaniu. W końcówce lechiści, co w sumie nie dziwi, dopingowali znacznie lepiej niż przez cały mecz. Na trybunie wschodniej po drugiej i trzeciej bramce dało się zauważyć kolejki do wyjścia. Wcześniej oczywiście zdjęcie na portale społecznościowe, gdzie przez najbliższe tygodnie będzie się można polansować, że się było na meczu. Pazie na razie. Oby jak najmniej kibiców sukcesu na naszym stadionie.

    Żyleta dopingowała do końca, ale niestety mocno poniżej swojego poziomu. "Czy wygrywasz, czy NIE, ja i tak kocham Cię, w moim sercu Legia - i na dobre, i na złe" - śpiewali legioniści i te słowa kieruję do wszystkich "uciekinierów". Po meczu goście świętowali zwycięstwo, my zaś skandowaliśmy pod adresem naszego zespołu "Walczyć trenować, Warszawa musi panować". Wygląda na to, że po meczu z Lechem niektórzy za bardzo uwierzyli w swoje umiejętności, które zweryfikowała dziś Lechia.

    O dopingu lechistów już wspomnieliśmy - był mocno przeciętny. Znacznie lepiej wyglądało oflagowanie sektora gości, które po przerwie nieco zmieniono i na dole wywieszona została flaga "Władcy Północy", istniejąca od czasu zdobycia identycznego płótna Arki. Lechia miała ze sobą także ok. 100 flag na kiju, którymi machano przez kilkanaście minut. Trzykrotnie odpalono również po jednej racy. To druga ekipa po Lechu, której udało się wnieść piro na nasz stadion. Po zakończeniu spotkania przyjezdni zostali poinformowani, że na wyjście z sektora będą musieli poczekać 45 minut (dla porównania Lech czekał dwie godziny), na co odpowiedzieli "ITI sp...".

    Przerwa na reprezentację nas nie obowiązuje. Za tydzień spotykamy się na Legii przy okazji meczu, jakiego jeszcze nie było. Na spotkanie z naszymi przyjaciółmi z Hagi warto przyjść sporo wcześniej. Później czekają nas dwa wyjazdy - do Łodzi i Kielc. O zapełnienie sektorów gości w obu przypadkach nie ma się co obawiać. Już teraz wiadomo, że zainteresowanie tymi wyjazdami kilkakrotnie przekracza liczbę przyznanych nam biletów.

    Frekwencja: 17034
    Kibiców gości: 1400
    Flagi gości: 36

    Doping Legii: 7,5
    Doping Lechii: 5,5

    Autor: Bodziach