|
Warszawa - Sobota, 6 listopada 2010, godz. 15:45 Ekstraklasa - 12. kolejka |
|
Legia Warszawa
- 44' Vrdoljak
- 90+5' Rzeźniczak
|
2 (1) |
|
Jagiellonia Białystok
| 0 (0) |
Sędzia: Paweł Gil Widzów: 21963 Pełen raport |
|
fot. Piotr Galas |
...aby bawić się na całego!
"Bo Warszawa, bo Warszawa, bo Warszawa jest od tego, aby bawić się, aby bawić się, aby bawić się na całego" - to pieśń, która dziś na trybunach rozbrzmiewała chyba najgłośniej i nieźle rozruszała stadion pod koniec I połowy. Dziś nasz doping był naprawdę niezły. Co nie znaczy, że nie może być lepiej.
Lejący od rana deszcz nie zniechęcił fanów Legii i na Łazienkowskiej, nie pierwszy już raz, zanotowaliśmy komplet widzów. Fatalna pogoda uwidoczniła błahe, wydawało by się, niedociągnięcia przy budowie stadionu, a mianowicie brak chodnika prowadzącego do wejść na Żyletę od strony ulicy Łazienkowskiej. Od dawna wiadomo, że kibice na stadion zmierzają na skróty, przechodząc przez półtorametrowy pas zieleni. Gdyby ułożono tam chodnik, wszyscy byliby zadowoleni. A tak, osoby zasuwające ok. sto metrów naokoło (i później drugie tyle z powrotem), żeby iść chodnikiem, można policzyć na palcach jednej ręki. Pozostali dziś skakali przez olbrzymie kałuże i błoto.
Wchodzenie przebiegało sprawnie. Jako że padał deszcz, w końcu przekonaliśmy się, jak to jest z tymi parasolami na Legii (wszak zgodnie z klubowym FAQ, u nas deszcz nie pada ;). Ostatecznie na trybuny nie pozwalano wnosić jedynie parasoli z ostrym zakończeniem. Te zawisły na płocie obok ochrony - depozyt na najwyższym poziomie, na co już nie pierwszy raz zwracamy uwagę.
Na gniazdo, po rocznej przerwie, wrócił "Staruch", który już przed meczem mobilizował wszystkich do wzmożonego dopingu przez 90 minut. Chociaż Jagiellonia próbowała nas sprowokować pieśniami anty legijnymi, szybko usłyszeli od spikera, aby zajęli się swoim klubem. Hadaj w swoim stylu skomentował też wygraną Wisły w derbach Krakowa. Gospodarze przed meczem postanowili starym zwyczajem nakarmić psa.
Tym razem "Sen o Warszawie" odśpiewaliśmy chwilę później, tak by bardzo dobrze słyszeli go piłkarze (na ich własne życzenie). Na płocie po raz drugi zawisło nowe płótno Ursynowa. Wywieszona została także, tyle że do góry kołami, flaga Arisu Saloniki. Warto zauważyć, że w sobotę na górnej trybunie wywieszone zostały same flagi dzielnicowe, zaś na dole płótna fan-klubów, które najliczniej nas w tej rundzie odwiedzają. Tym razem po raz pierwszy na Żylecie pojawiły się trzy bębny, w tym jeden na górnej trybunie. Synchronizacja obu pięter przy niektórych pieśniach pozostawiała trochę do życzenia. Dół, który pierwszy słyszy słowa gniazdowego (nagłośnienie na górze ledwo słychać, a w niektórych miejscach wcale), śpiewa wyraźnie szybciej w porównaniu z górnymi sektorami.
Tego dnia kilka razy naprawdę daliśmy nieźle czadu. Pewnym mobilizatorem był dobrze już znany but gniazdowego, który ostatecznie tylko straszył i dziś nie znalazł nowego właściciela. W pierwszej połowie olbrzymia radość zapanowała w końcówce, po bramce Vrdoljaka. Chwilę później cała trybuna, a po chwili stadion śpiewały pieśń wymienioną we wstępie. Zakończyliśmy, gdy piłkarze dawno zniknęli już w tunelu.
Trzeba przyznać, że tego dnia Żyleta trzymała wysoki poziom przez cały mecz, w przeciwieństwie do spotkania z Górnikiem, nie było dłuższej zamuły. Znacznie lepiej spisywały się także pozostałe trybuny, chętniej przyłączające się do inicjowanych przez Żyletę pieśni. Wyjątkowo tego dnia klub postanowił w ogólnej frekwencji wyróżnić liczbę dzieciaków w sektorze rodzinnym. Fajna inicjatywa, w końcu za kilka/kilkanaście lat wszyscy spotkamy się na trybunie za bramką :)
W drugiej połowie Jagiellonia rozpoczęła od bluzgania pod naszym adresem. Nie pozostaliśmy im dłużni. "Na ulicy Jurowieckiej ma siedzibę swą" - odpowiedziała białostoczanom dobrze znana pieśń. "Jaga" do Warszawy przyjechała specjalem i w koszulkach - pszczółkach prezentowała się całkiem nieźle. Pod względem dopingu Jagiellonia nieźle spisywała się w I połowie, choć i tak szans na przebicie się ze swym śpiewem nie mieli - Żyleta tylko raz do roku może mieć słabszy dzień i ten przypadł na mecz z Górnikiem. W drugiej połowie białostoczanie mocno spuścili z tonu i właściwie nie było ich zupełnie słychać. Jagiellonię wspierało 11 fanów Siarki. 30 osób na sektor nie weszło ze względu na zbyt duże stężenie alkoholu w wydychanym powietrzu.
Legioniści w młynie przez dłuższy czas machali flagami na kiju. Flagowisko prezentowało się całkiem nieźle, choć zdecydowanie brakowało pirotechniki jak na meczu z Den Haag :) W czasie meczu dwukrotnie pozdrawiano nieobecnego "Kelnera". Spiker natomiast mocno zachęcał do aktywnej niedzieli - wizyty na turnieju Legia Cup, z udziałem młodzieży legijnej, następnie wspierania koszykarzy Legii na Bemowie, a wieczorem do udziału w koncercie z okazji 5-lecia NS dla Mariego.
Prowadzenie 1-0 zupełnie nie zadowalało publiczności, stąd okrzyki "Hej Legio, my chcemy gola". Prośby kibiców zostały wysłuchane i w ostatniej minucie Rzeźniczak strzelił gola na 2-0, dobijając lidera. Doping już do samego końca stał na bardzo wysokim poziomie. Oby za dwa tygodnie na meczu z Arką było jeszcze lepiej. Po meczu tradycyjnie świętowaliśmy wygraną z zawodnikami. Przyjezdni natomiast usłyszeli, że czeka ich jeszcze dwugodzinne czekanie na opuszczenie sektora. Jako że pociąg specjalny do Białegostoku miał wyjechać dość późno, policja chciała mieć żółto-czerwonych pod czujnym okiem.
Niestety, za tydzień nie zobaczymy na żywo meczu z Wisłą, bowiem budowa stadionu w Krakowie, w przeciwieństwie do naszego, ma spore opóźnienie i sektora gości na Reymonta nie przygotowano. Przed nami pracowita niedziela, a za dwa tygodnie ostatni mecz w tym roku na naszym stadionie.
Frekwencja: 21963
Kibiców gości: 1400
Flagi gości: 12
Doping Legii: 9
Doping Jagiellonii: 7
Autor: Bodziach