Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Piątek, 19 listopada 2010, godz. 20:00
Ekstraklasa - 14. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 40' Vrdoljak (k)
  • 81' Mezenga
  • 90+4' Kiełbowicz
3 (1)
Herb Arka Gdynia Arka Gdynia
    0 (0)

    Sędzia: Masaki Toma
    Widzów: 21255
    Pełen raport

    Trzy gole, trzy punkty!

    Legia Warszawa wypunktowała Arkę Gdynia, wygrywając po niezbyt porywającym spotkaniu 3-0. Pierwszą bramkę z rzutu karnego zdobył Ivica Vrdoljak, drugą Bruno Mezenga, a w ostatniej sekundzie spotkania po rzucie wolnym pokonał bramkarza Tomasz Kiełbowicz!

    Rozpoczęli goście i.. zostali szybko powstrzymani. Gospodarze zaczęli szybko narzucać swój styl, spychając przyjezdnych do obrony. Nie oznaczało to jednak "obrony Częstochowy". Kontrataki gdynian były groźne. Co więcej, to goście w pierwszym kwadransie mieli lepsze okazje. W 20. minucie powinien paść gol dla Arki. Nieudana pułapka ofsajdowa sprawiła, ze Budziński znalazł się sam na sam ze Skabą. Golkiper Legii bardzo dobrze wyszedł na piętnasty metr i wygrał pojedynek z piłkarzem gości. Pierwszy strzał i zarazem pierwszą składną akcję gospodarze przeprowadzili pod koniec drugiego kwadransa gry. Szybka wymiana piłki w trójkącie Rzeźniczak – Iwański – Mezenga, i ten ostatni zakończył akcję strzałem z linii pola karnego. Bez problemów poradził sobie jednak z tym uderzeniem Witkowski. W 38. minucie nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji. Ivica Vrdoljak wpadł w pole karne i... podał piłkę do bramkarza. Po chwili konsternacja w szeregach gości. Arbiter z Japonii dopatrzył się faulu na Radoviciu w polu bramkowym. W momencie, kiedy "Rado" chciał wstać z murawy po starciu z Brumą, został przez niego "sprowadzony na ziemię". Wszystko działo się na oczach Masaki Toma, który błyskawicznie wskazał na punkt oddalony jedenaście metrów od bramki. Szczęśliwym strzelcem okazał się kapitan Legii. Bramkarz gości w ciemno poszedł w swój prawy róg – dokładnie przeanalizował rzuty karne Ivicy – i pechowo dla siebie wpuścił piłkę pod brzuchem. To był zły strzał, chociaż ostatecznie skuteczny, legionisty. Arka odpowiedziała jeszcze strzałem głową Noll’a i zawodnicy mogli udać się do szatni.

    Po pierwszej połowie, w której lepiej zaprezentowali się przejezdni, gospodarze szczęśliwie prowadzili. Niby dłużej byli przy piłce, ale nic z tego groźnego nie wychodziło.

    Początek drugiej połowy podobny był do przebiegu pierwszej. Legia prowadziła grę, ale groźniejsze okazje stwarzała Arka. Przyjezdni od samego początku grali pressingiem, stwarzając legionistom ogromne problemy. Po nudnym pierwszym kwadransie, drugi rozpoczął się od bardzo dobrej okazji gospodarzy. Iwański podał w pole karne do wbiegającego Borysiuka. Ten uderzył wzdłuż bramki, ale Mezenga dobrze blokowany przez obrońcę, nie sięgnął piłki, a zamykający akcję Rzeźniczak nie zdołał skierować piłki do bramki. Ponownie jak w pierwszej części gry, po okresie, w którym nic nie działo się pod bramką Witkowskiego, gospodarze strzelili gola. Bruno Mezenga przejął piłkę z lewej strony i prawie z zerowego kąta huknął wzdłuż bramki. Błąd popełnił golkiper Arki, wbijając sobie futbolówkę do bramki. Była to 81. minuta meczu. W końcówce drugą szansę na gola zmarnował Mezenga, fatalnie pudłując z kilku metrów. Sędzia doliczył do meczu cztery minuty. W ostatniej Legia wykonywała rzut wolny. Do piłki podszedł Kiełbowicz i po fatalnym błędzie Witkowskiego, który przepuścił piłkę między rękami, zdobył trzeciego gola.

    Po słabym meczu Legia zaskakująco wysoko wygrała z Arką Gdynia. Bardzo pozytywnie w tym spotkaniu zaprezentowali się goście, którzy nie murowali bramki. Pomimo wysokiego zwycięstwa liczymy, że gra wojskowych w kolejnych meczach będzie "o niebo lepsza".

    Autor: Kamil