|
Warszawa - Piątek, 19 listopada 2010, godz. 20:00 Ekstraklasa - 14. kolejka |
|
Legia Warszawa
- 40' Vrdoljak (k)
- 81' Bruno Mezenga
- 90+4' Kiełbowicz
|
3 (1) |
|
Arka Gdynia
| 0 (0) |
Sędzia: Masaki Toma Widzów: 21255 Pełen raport |
|
|
Born to be wild
Fantastyczna atmosfera towarzyszyła ostatniemu meczowi Legii w 2010 roku. Tego dnia mieliśmy całą masę jubileuszy. 55 lat temu nasz klub po raz pierwszy wywalczył mistrzostwo Polski, 25 lat temu powstała flaga "Żyleta jest zawsze z Wami", a przed 15 laty założono jedną z legijnych grup kibicowskich - Teddy Boys. Żyleta zdecydowanie stanęła na wysokości zadania. No i pojawiło się dawno niewidziane na meczu ligowym piro.
Na trybunach naszego stadionu pojawiło się ponad 21 tysięcy widzów. Przed wejściem na stadion rozdawane były ulotki zachęcające do wspierania koszykarskiej Legii (najbliższy mecz w sobotę o 17 na Bemowie). Informację przekazywał również spiker spotkania. Za bramkami natomiast trwała zbiórka pieniędzy na nową Wielką Flagę, której debiut planowany jest na początek rundy wiosennej. Pieniądze można wpłacać również za pomocą przelewów.
Tradycyjnie najszybciej wypełniła się Żyleta. To bardzo dobry znak, że na trybunę najbardziej zagorzałych kibiców Legii wciąż przychodzą fanatycy, dla których ważniejsze jest tworzenie stadionowej atmosfery, nie zaś obiadek w stadionowym barze. Pozostałe sektory zapełniają się w ostatnich minutach przed meczem, czyli tak jak jeszcze parę lat temu Kryta. Tego dnia właśnie obchodziliśmy 25-lecie powstania słynnej na cały kraj flagi "Żyleta jest zawsze z Wami". Na trybunach nie mogło zabraknąć najbardziej rozpoznawalnej legijnej flagi - na górnej trybunie północnej wywieszona została właśnie pierwsza, historyczna "Żyleta". Zresztą także "Żylecie" poświęcona została druga oprawa.
Wcześniej jednak, tuż przed wyjściem piłkarzy na boisko, legioniści zaprezentowali oprawę numer 1. Na nią składały się foliowe sektorówki tworzące hasło "Born To Be wild", podświetlone pirotechniką oraz sektorówka przedstawiająca białego niedźwiedzia. Całość dopełniały folie aluminiowe. Przekaz był jasny i czytelny.
Od początku spotkania doping stał na bardzo wysokim poziomie. W pierwszej połowie właściwie nie było słabszych momentów - cały stadion zdzierał gardła na 100% swoich możliwości. Nieźle do dopingu włączały się dwie pozostałe trybuny, co świetnie słychać było przy "Ceeee......", czy "Deszczach niespokojnych". Tego dnia właściwie Żyleta nie miała żadnego rywala. Arka zawiodła bowiem na całej linii.
Liczba gdynian w sektorze gości była niemiłą niespodzianką. Tę zwiastowała już skromna liczba autobusów dowożących gdynian ulicą Łazienkowską w stronę sektora gości. Zaledwie 500 Arkowców zasiadło na górnej trybunie. A warto przypomnieć, że wcześniej na Łazienkowską lokalni rywale Arki bez problemu sprzedali 1400 wejściówek. Wraz z Arką do Warszawy przyjechali: Zagłębie Lubin (19), Gwadria Koszalin (16) z flagą "Hołota", Cracovia (8), Górnik Wałbrzych (2), Lech (2). Wokalnie o gościach właściwie nie ma co pisać - przez większość meczu stali cicho. Słychać, że coś skandowali, było może ze dwa razy. Postawę przyjezdnych Żyleta skwitowała hasłami dobrze znanymi z naszego ostatniego oficjalnego wyjazdu do Gdyni - "Gdzie ta Arka z TVN-u" i "Wielka Arka ch... warta".
W naszym wykonaniu tego dnia chyba najlepiej wychodziła pieśń "Legia gol allez allez", którą przez dobrych kilka minut śpiewał na maksa nie tylko młyn, ale i pozostałe trybuny. Dość długo "jechaliśmy" "Warszawę", aż do osiągnięcia poziomu godnego najlepszych kibiców w Polsce. Zaraz po przerwie, patrząc na trybunę wschodnią, przyszły na myśl przemyślenia, że dobrze jednak, że przy kioskach gastronomicznych na naszym stadionie nie zamontowano telewizorów, jak to ma miejsce w Europie. Liczba wolnych miejsc na początku drugiej części gry dawała do myślenia, jak puste były by pozostałe trybuny, gdyby można było pałaszować bigos i inne serwowane potrawy, mając możliwość gapienia się w ekran, nie zaś uczestniczenia w widowisku na Łazienkowskiej.
W drugiej połowie legioniści zaprezentowali drugą oprawę. Ta nawiązywała właśnie do 25-lecia powstania słynnego płótna, odnoszącego się do nazwy trybuny, którą zapoczątkowała reklama żyletek Polsilver. Pomiędzy pierwszym a drugim piętrem Żylety rozwinięto spory transparent "Żyleta jest zawsze w Wami; 25 lat". Ponad nim odpalonych zostało kilkanaście rac i trochę stroboskopów. Choć dziś odpalanie pirotechniki jest na stadionach (a tym bardziej naszym, nazywanym przez pół Polski - Guantanamo) o wiele bardziej ryzykowne, można było poczuć zapach starej dobrej pirotechniki. Warto nadmienić, że dym z piro nie przesłonił boiska na tyle, żeby sędzia musiał przerwać spotkanie. Lekka mgiełka unosiła się jednak przez parę minut.
W czasie meczu odpalane były również petardy hukowe - naprawdę dobrego kalibru. Tego dnia Żyleta była dosłownie wybuchowa. Nie wiedzieć czemu, ale w piątek sporo osób gubiło przeróżne dokumenty. Jeden z kibiców, pan Jacek, zgubił dowód rejestracyjny, o czym poinformował Wojciech Hadaj. Informacja została szybko wykorzystana i po chwili legioniści skandowali "Hej Jacek, gdzie masz samochód?", a po chwili, po raz drugi tego wieczora intonując "hymn stolicy", czyli "Złodzieje i pijacy są..." - pieśń również historyczną, mającą prawie 40-letnie tradycje.
Ponownie świetnie cały stadion bawił się przy piosence "Bo Warszawa jest od tego, aby bawić się, aby bawić się, aby bawić się na całego". Po doborowej pirotechnicznej zabawie, legioniści zmodyfikowali delikatnie tę przyśpiewkę, zmieniając "Warszawa" na "Żyleta". Zabawa była faktycznie przednia! Największa radość tradycyjnie miała miejsce po bramkach. Spiker Legii nie może już po pytaniu "Ile goli ma Legia", pytać "A ile Arka?", więc zadaje pytanie, które słyszy cały stadion "Kto dziś wygra". Aby jednak było choć trochę po staremu, postarał się nasz gniazdowy, który na Żylecie obwieścił trzecie pytanie, dotyczące kibiców gości - które przez lata na Żylecie funkcjonowało po każdym golu... dla Legii.
W drugiej części meczu doping był jakby na minimalnie niższym poziomie, szczególnie w końcówce. Może to dziwić, tym bardziej, że nasi piłkarze, bez względu na to jak grali, prowadzili już 3-0. "Wyginam śmiało ciało, wyginam śmiało ciało, 3-0 - mało!" - radowali się legioniści po bramce z rzutu wolnego Tomasza Kiełbowicza. Po chwili Żyleta skandowała dawno niesłyszane, często kiedyś używane w takich przypadkach hasło pod adresem rywala - "Na kolana!".
Po zakończeniu spotkania dość długo trwała fiesta. Piłkarze zgodnie ze starą świecką tradycją przybiegli najpierw pod Żyletę, gdzie odśpiewali z kibicami "Warszawę". Później "obskoczyli" pozostałe dwie trybuny. Legioniści natomiast po podziękowaniach parę razy "pozdrowili" Arkowców, by nieco umilić im godzinę, którą musieli spędzić po meczu w sektorze (i tak krócej niż poprzednie ekipy goszczące na Łazienkowskiej). Następnie fani udali się świętować okazałą wygraną.
Odnośnie wracania do domów, apelujemy do kibiców o nie niszczenie środków komunikacji miejskiej. Pamiętajcie - autobus nie odda, a w ten sposób powielacie tylko zły obraz kibica Legii Warszawa. Jeśli za mało Wam emocji na stadionie, zachęcamy do wspierania legijnych sekcji boksu czy kick-boxingu, ew. inną, mniej oficjalną działalność - niekoniecznie skierowaną wobec rzeczy martwych.
P.S. Nieznani Sprawcy dziękują za pomoc przy oprawie grupie WFS i Tegorocznym juBilatom.
Frekwencja: 21 255
Kibiców gości: 500
Flagi gości: 9
Doping Legii: 9
Doping Arki: 1
Autor: Bodziach