Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Gdańsk - Środa, 6 kwietnia 2011, godz. 18:30
Puchar Polski - 1/2 finału
Herb Słowacja Słowacja
    0 (0)
    Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    • 88' Kucharczyk
    1 (0)

    Sędzia: Michał Mularczyk
    Widzów: 7250
    Pełen raport

    Wymęczona zaliczka

    Po serii niepowodzeń w lidze, piłkarzom Legii przyszło się zmierzyć z Lechią. Cel przed wyjazdem do Gdańska był jeden: wywieźć jak najlepszą zaliczkę przed rewanżem i zwycięstwem podbudować się przed kolejnymi spotkaniami. Udało się to dopiero w 88. minucie - do tego momentu zamiast walki o korzystny rezultat, ciekawych akcji i przede wszystkim bramek, oglądaliśmy nudny mecz. Mecz, w którym obie strony tak skupiły się na pilnowaniu szyków obronnych, że zapomniały o atakowaniu.

    Maciej Skorża dokonał kolejnych roszad w składzie. Przede wszystkim do jedenastki po kontuzji powrócił Dickson Choto, tworząc parę stoperów z Inaki Astizem. Między słupki ponownie wskoczył Wojciech Skaba, a Alejandro Cabral usiadł na ławkę. Zmian w ekipie dokonał także Tomasz Kafarski, który nie mógł skorzystać m.in. z Łukasza Surmy, który pokutował za żółte kartki.

    Pierwszy kwadrans meczu stał pod znakiem zachowawczej gry. Obie strony nie kwapiły się do szaleńczych ataków, często rozgrywając akcje z wykorzystaniem bloku defensywnego. Dość powiedzieć, że pierwsze zagrożenia pod bramką Wojciecha Skaby powstały po stałych fragmentach gry. Odpowiedź legionistów była niemrawa. Wymiana kilku podań zakończonych stratą na ok. 30 metrów od bramki. Sebastian Małkowski mógł co najwyżej rozgrzać się przy wybijaniu "piątek" po niecelnych, i przede wszystkim nielicznych akcjach Legii. Dopiero w 35. minucie stworzono poważne zagrożenie pod bramką gospodarzy. Miroslav Radović zdecydował się na strzał z okolic 16. metra, ale piłka po rykoszecie minęła nieznacznie dalszy słupek! Trzeba uczciwie przyznać, iż była to jedyna akcja ofensywna w wykonaniu legionistów godna uwagi. Inna sprawa, że pod polem karnym stołecznej ekipy nie poszaleli lechiści. Niestety, obraz gry z pierwszych minut spotkania, nie uległ zmianie i na przerwę oba zespoły schodziły przy nudnym 0-0.

    Nie wiemy co obaj trenerzy powiedzieli w szatni swoim piłkarzom, ale... po rozpoczęciu drugich 45 minut mogliśmy przeżywać deja vu. Nudne, bez wyrazu "widowisko", w którym każdy myślał tylko o tym, żeby nie popełnić błędu, który kosztowałby utratę bramki. Przypadkowe rzuty rożne, wolne, po których arbiter nawet nie sięgał po żółte kartki. Dopiero w 69. minucie korner wyrwał kibiców ze snu. Jednak żaden z piłkarzy Lechii nie domknął akcji ze skrzydła i na stadionowym zegarze nadal widniało 0-0. Trenerzy długo czekali ze zmianami, żeby wyrwać kibiców z letargu. Ze strachu? Trudno powiedzieć, ale Maciej Skorża jako pierwszy dokonał roszady wpuszczając Michała Kucharczyka - na ostatnie 20 minut. Ostatecznie okazało się to strzałem w "10". Z kolei opiekun Lechii sięgnął do rezerwy dopiero, gdy Marko Bajić doznał kontuzji. Kibice Legii przecierali oczy ze zdumienia na niespełna kwadrans gry przed końcem. Najpierw Michal Hubnik znalazł się w świetnej sytuacji, ale będąc w polu karnym huknął wysoko nad bramką. Natomiast po chwili wspomniany Kucharczyk będąc sam na sam z Małkowksim uderzył płasko prosto w nogi piłkarza gospodarzy. Pięć minut później legioniści mogli wpakować piłkę do siatki, ale w ostatniej chwili z linii wybili gdańszczanie. To pobudziło nieznacznie przyjezdnych, którzy nieco śmielej zaatakowali. To wystarczyło, żeby Michał Kucharczyk dał im prowadzenie. W 88. minucie napastnik Legii zdecydował się na minięcie rywala i strzał z 18. metrów. Małkowski jeszcze lekko odbił futbolówkę, która ugrzęzła w siatce.

    I choć arbiter doliczył jeszcze 4 minuty, to gospodarze nie zdążyli już doprowadzić do wyrównania. Przed meczem z Lechią Jakub Wawrzyniak mówił, iż nie jest ważny styl tylko liczy się zwycięstwo. Tak też się stało. Po nudnym meczu legioniści wrócili do Warszawy ze skromną zaliczką, ale poziom meczu był daleki od oczekiwań. Czy w sobotę to wystarczy na Zagłębie Lubin? Można się obawiać, że niestety nie.

    Autor: Fumen