|
Poznań - Sobota, 16 kwietnia 2011, godz. 15:45 Ekstraklasa - 22. kolejka |
|
Lech Poznań
|
1 (0) |
|
Legia Warszawa
| 0 (0) |
Sędzia: Robert Małek Widzów: 36240 Pełen raport |
|
|
Stadionowi zadymiarze
Wyjazdy do stolicy Wielkopolski od dawna cieszyły się ogromnym zainteresowaniem kibiców warszawskiej Legii. Prawdopodobnie z tego powodu bilety na sobotnie spotkanie rozeszły się w okamgnieniu. Chętnych do podróży na zachód Polski nie brakowało, co więcej, nie wszystkim udało się zdobyć upragnioną wejściówkę.
Na ten mecz, tak jak i na większość w bieżącym sezonie, udaliśmy się pociągiem specjalnym. Z powodu bardzo dużej liczby podróżujących (ponad 2000 fanów), trzeba było wynająć nie jeden, a dwa pociągi - łącznie aż sześć składów. Pierwszy z pociągów odjechał zgodnie z planem - krótko po 8 rano, zaś drugi przyjechał na stację Warszawa Zachodnia z ponad dwudziestominutowym opóźnieniem. Wchodzenie do pociągów przebiegało bardzo sprawnie, dzięki przydzieleniu danych składów konkretnym numerom biletów. Przy wejściu każdy z fanów otrzymał kibicowski zestaw, składający się z białej baseballówki z herbem Legii oraz okularów przeciwsłonecznych.
O ile legioniści podróżujący pierwszym pociągiem dotarli do Poznania stosunkowo szybko, o tyle tych z drugiego nie ominęły przygody. W Kostrzynie, czyli dwadzieścia kilometrów przed docelową stacją, doszło bowiem do awarii trzeciego składu pociągu. Kolejarze szybko odłączyli ostatni skład, a kibice w nim jadący przesiedli się do pierwszych dwóch, po czym podróż w "okrojonym" pociągu mogła być kontynuowana.
Wysiedliśmy na stacji Poznań-Starołęka, skąd podstawionymi autobusami zostaliśmy przetransportowani na stadion. Wejście na sektor gości przebiegało stosunkowo wolno i to mimo kilku bramek wejściowych. Przy wejściu niezbędne było okazanie dokumentu tożsamości, po czym sprawdzano nazwiska kibiców z listą imienną. Warto zaznaczyć, że pomimo dużej liczby przyjezdnych, wszystkim udało się zająć miejsce na sektorze przed rozpoczęciem spotkania.
Co się tyczy samego obiektu, trzeba przyznać, że z zewnątrz nie wygląda on zbyt zachęcająco – z jednej strony przypomina wielki płytowy moloch rodem z socjalizmu lub kilkupiętrowy parking, jaki możemy spotkać przy wielu stołecznych hipermarketach, z drugiej kształtem zbliżony jest do spłaszczonej purchawki lub wklęśniętego kartofla. Trzeba przyznać, że stadion znacznie lepiej prezentuje się z perspektywy trybun, jednak poruszanie się po nim nie należy do najłatwiejszych. Z pewnością tego zadania nie ułatwiały dziesiątki labiryntowych przejść albo ich brak w miejscach, gdzie teoretycznie powinny się znajdować.
Kilka minut przed początkiem spotkania na murawę wbiegła skąpo odziana grupa taneczna wraz z... parą poznańskich koziołków. Niektóre gesty wykonywane przez tych ostatnich spotkały się z szybką odpowiedzią legionistów, którzy zaintonowali odpowiednią przyśpiewkę. Chwilę później donośniej zaznaczyliśmy swoją obecność, śpiewając "Jesteśmy zawsze tam!" i krzycząc "Legia Warszawa!".
Tradycyjnie przy wyjściu piłkarzy Legii na murawę odśpiewaliśmy "Mistrzem Polski jest Legia!". Swoją obecność zaznaczyła również ok. trzystuosobowa grupa naszych przyjaciół ze Szczecina. Portowcy zajęli skrajną część górnego sektora. Warto wspomnieć, że na trybunach razem z nami znalazło się kilku fanów FC Den Haag, a także pojedyncze osoby z pozostałych zaprzyjaźnionych z Legią klubów.
Doping w naszym wykonaniu stał na bardzo przyzwoitym poziomie – i to zarówno w pierwszej, jak i w drugiej połowie meczu. Przed przerwą zdecydowanie najlepiej wychodziło nam "Legiaaa! Warszawaaa!" oraz "Legia gol, allez allez".
Na wyjście piłkarzy kibice Lecha zaprezentowali oprawę – sektorówkę z herbem swojego klubu, strzeżonym przez dwa lwy w koronach oraz przez ogromnego ptaka z rozłożonymi nad nim skrzydłami. Całość opatrzona została hasłem: "Robię to, co kocham, choć chcą mnie za to karać, nie zrezygnuję z tego - KOLEJORZ - bo w tym jest moja wiara". Oprawa wyglądała ciekawie, jednak nie powalała na kolana.
Podobnie jak w poprzednich meczach, i w sobotę nie mogło zabraknąć okrzyków skierowanych do dziennikarzy wiadomej gazety. Śpiewaliśmy również "Ole, to my kibole!". W pierwszej połowie w naszym sektorze pojawiła się duża sektorówka, stylizowana na pierwszą stronę "GW", na której znajdowały się podobizna redaktora naczelnego gazety, Adama Michnika oraz hasło "Szechter przeproś za ojca i brata!!!", a także adres jednej z nowo powstałych stron internetowych.
Lechici przyłączyli się do ogólnopolskiej akcji przeciwko nagonce mediów na kibiców - wywiesili dwa transparenty: "Niespełnione rządu obietnice, temat zastępczy – kibice!" oraz "Projekt Euro 2012, stadiony - przepłacone, autostrady - nie będzie, dworce - przypudrowane, lotniska - prowincjonalne, zawodnicy - słabi. Temat zastępczy kibice. Rząd - zadowolony!". Transparent o takiej samej treści jak pierwszy z ww. zawisł również w sektorze gości.
W dalszej części pierwszej połowy odśpiewaliśmy m.in. "Szkoła, praca, dziewczyna, rodzina...", zatańczyliśmy także słynnego walczyka "Labada". Nie obyło się bez bluzgów skierowanych do gospodarzy. Spalona została także flaga fanklubu Lecha z Tarnowa Podgórnego. Lechici nie pozostali nam dłużni, śpiewając o tym, że wychowano ich w nienawiści do Legii.
W drugiej połowie okazaliśmy zaufanie trenerowi Legii Maciejowi Skorży, skandując kilkukrotnie jego nazwisko. Daliśmy także do zrozumienia fanom "Kolejorza", dlaczego przybyli na mecz w liczbie przewyższającej 36 tysięcy. Odśpiewaliśmy również "Za nasze miasto i za te barwy...", ale i tak najlepiej i najdłużej wychodziło nam "Legiaaa! Warszawaaa!".
W drugiej połowie zaprezentowaliśmy kolejną oprawę - sektorówkę z podobizną kibica w masce przeciwgazowej, którą uzupełniały czerwone i zielone folie aluminiowe. Na szczycie trybuny pojawiły się transparenty na kijach układające się w hasło "Stadionowi zadymiarze". Dopełnieniem wszystkiego była pirotechnika, która... skutecznie zadymiła sektor.
Nasi piłkarze nie zasłużyli na szczególną uwagę. Z perspektywy trybun wydawało się, że "wojskowi" nie przestraszyli się rywali, byli zespołem lepszym, ale niestety byli bardzo nieskuteczni. Na wyjątkowe słowa uznania zasługuje Wojciech Skaba, który wielokrotnie ratował legionistów z opresji. Po końcowym gwizdku piłkarze zostali przez nas nagrodzeni brawami za ambicję.
Po ok. 30 minutach mogliśmy wyjść z sektora i udać się podstawionymi autobusami na dworzec.
Na miejscu okazało się, że do drugiego popsutego pociągu dołączono trzeci, tym razem sprawny, skład i wszyscy wyruszyliśmy w drogę powrotną do Warszawy w miarę zadowoleni – w miarę, bo okazało się, że z pociągów poginęła część pozostawionych przez kibiców rzeczy. Podróż przebiegła jednak bardzo spokojnie i w stolicy zameldowaliśmy się kilka minut po północy.
Frekwencja: 36240
Kibiców gości: 2287
Flagi gości: 30
Doping Lecha: 7
Doping Legii: 8
Autor: Hugollek