Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Bydgoszcz - Wtorek, 3 maja 2011, godz. 18:30
Puchar Polski - Finał
Herb Lech Poznań Lech Poznań
  • 29' Injac
1 (1)
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 67' Manú
1 (0)

Sędzia: Paweł Gil
Widzów: 16000
Pełen raport

Puchar jest nasz!

Wyjazd do Bydgoszczy będziemy wspominać latami, więc ci, którzy wybrali majówkę z rodzinką zamiast wspierania Legii, mają czego żałować. Fani Legii zaprezentowali się na trybunach naprawdę konkretnie - prezentując bardzo dobre oprawy, a po meczu świętując zdobycie trofeum na murawie. Z porażką nie mógł pogodzić się Lech, ale i tak nie zepsuło nam to fiesty.

Cztery specjale
Chociaż poznaniacy mieli ponad dwa razy bliżej do Bydgoszczy niż my (tylko 130 km), na trybunach stadionu Zawiszy było ich o 1000 osób mniej. Legioniści do Bydgoszczy przyjechali czterema pociągami specjalnymi. Organizacja przejazdu była na wysokim poziomie (wsiadanie, catering, wydawanie szalików), a osoby, które nie potrafiły się dostosować do standardów, były surowo pouczane i na kolejny wyjazd już nie pojadą. Co prawda jeden z pociągów tuż za Warszawą popsuł się, ale dość szybko udało się naprawić usterkę i wszyscy na czas dotarli na miejsce. Stacja docelowa to Bydgoszcz Leśna, skąd fani ruszyli z buta na znajdujący się już dość blisko stadion. Dla okolicznych mieszkańców było to spore wydarzenie. Tylko tu także dało się zauważyć bydgoskiego Zawiszę.

Wokół stadionu było sporo policji, która pilnowała, by legioniści nie spotkali się z lechitami. Na mieście faktycznie obie grupy nie miały ze sobą kontaktu. Przed wejściem na sektory Legii znajdował się catering - jeszcze przed stadionem można było zjeść kiełbaskę na przygotowanych stolikach. Samo wchodzenie na stadion przebiegało sprawnie. Bilet z kodem kreskowym trzeba było przytknąć do czytnika, następnie weryfikowano dane z biletu z dokumentem tożsamości i zaraz można było udać się na trybuny. Poruszanie się pomiędzy poszczególnymi sektorami było swobodne.

Legia liczniejsza
Lechici zajęli sektory, w których przed rokiem siedzieliśmy z Pogonią na meczu z Jagiellonią. Było ich na oko 1 tys. mniej i wszyscy ubrani byli na niebiesko. Skromna grupa lechitów zasiadła także na sektorze neutralnym, przy ich trybunie. Mniej więcej godzinę przed meczem, kiedy już większość z nas była na stadionie (niekoniecznie na sektorze), daliśmy próbkę naszych możliwości. Wyszło nieźle. Wiele osób, gdy zobaczyło, że doping będzie prowadzony na skraju trybuny krytej, przeszła z innych sektorów na środek, przez co niektóre skrajne miejsca przerzedziły się.

Spiker gawędziarz
Czas pozostały do rozpoczęcia meczu umilał nam niezapomniany spiker. Jak gadać dużo i o niczym wie to najlepiej. Co parę minut informował nas o godzinie oraz raz po raz wymyślał historyjki, których nie dało się słuchać (panie, skąd pan je bierze?). Jak się dowiedzieliśmy, na co dzień jest on spikerem na żużlowych meczach Polonii Bydgoszcz. Wyrazy współczucia ;)

Oprawa pierwsza klasa
Na wyjście piłkarzy fani Legii zaprezentowali świetną oprawę. Na wszystkich sektorach pojawiło się hasło "ULTRAS" z kartoników, a obok z szarf ułożono legijnego buldoga. Kartoniada na wyjeździe to rzadkość - a jeszcze takich rozmiarów i tak świetnie wykonana... K(L)asa! Lech tego dnia pod względem ultras nie pokazał zupełnie nic i była to największa niespodzianka wieczoru. Także oflagowanie poznaniaków, które pojawiło się na ogrodzeniu mniej więcej w 15. minucie meczu pozostawiało wiele do życzenia. Dziwi to tym bardziej, że do Bydgoszczy mieli dwa razy bliżej.

Premier Wybiórczej, czy obywateli?
Zaraz po rozpoczęciu meczu fani Legii i Lecha zaczęli opuszczać swoje sektory. Spiker biadolił coś o przegrupowywaniu i ciągach komunikacyjnych, ale nikt nie zważał na marudę. Kibice chcieli pokazać swoje niezadowolenie wobec nagonki, jaka ma miejsce w mediach i odwracanie przez rząd uwagi obywateli od prawdziwych problemów. Lechici pozostawili pusty sektor, Legia tymczasem wywiesiła w nim kilka transparentów: "Donald - premier Wybiórczej, czy obywateli?", "Jak nie pójdziecie po rozum do głowy... tak będzie wyglądał każdy stadion ligowy!", "Chcemy sprawiedliwości - czy to wiele? Być traktowani jak wszyscy obywatele!!!", "Warszawiacy przeciw Wybiórczej!", "Społeczeństwu oczy mydlicie - wszystkiemu winni kibice", "Wczoraj Mysia, dzisiaj Czerska!". Ten pierwszy, dotyczący Donalda Tuska zerwała ochrona.

Za trybunami fani skandowali hasła anty PZPN i anty GW. Pojechano także z dziennikarzami, którzy lubują się w pisaniu bredni. Po kilku minutach fani wrócili na trybuny, wywiesili flagi i zaczęli doping.

Lech głośniejszy w I połowie
Trzeba przyznać, że w pierwszej połowie lepiej dopingowali poznaniacy. Ich sektory lepiej się zgrywały, śpiewały dłuższe pieśni i do tego... ich drużyna prowadziła. Znacznie lepiej z naszej strony było po przerwie. Wtedy przez dobrych kilka minut śpiewaliśmy hit z Wiednia, co wychodziło nam naprawdę nieźle. Podobnie zresztą jak "Legia gol allez allez". Po bramce Manu na naszych sektorach zapanował szał radości. Odpalono parę rac i od tego momentu wrzuciliśmy drugi bieg. Lech w tym czasie głośne śpiewy przeplatał z momentami ciszy.

Piękny zachód słońca
Gdy słońce powoli zachodziło, na naszym łuku ultrasi zaprezentowali naprawdę konkretny pirotechniczy show. Już wcześniej odpalono mnóstwo petard oraz race po bramce, ale ognie wrocławskie, race i świece dymne w połączeniu z achtungami dały naprawdę niezły efekt. Chmura dymu przesuwała się nad boiskiem w stronę oficjalnych gospodarzy meczu, którzy tego dnia mogli podziwiać tylko nasze ultrasowanie.

Pod względem wokalnym Lech najlepiej pokazał się tuż przed końcem dogrywki. Dosłownie przy ostatnim rzucie wolnym ryknęli dwa razy głośniej niż przez cały mecz. Przyśpiewka nie trwała jednak zbyt długo, bo zaraz sędzia zarządził konkurs rzutów karnych.

Karne na "naszą" bramkę
Ostatnio w finale PP również wygraliśmy po karnych, więc wiele osób było dobrej myśli. Część jednak starała się nie patrzeć na boisko, zakrywając twarz dłońmi. Co bardzo ważne, wylosowano, że karne były strzelane na bramkę przy naszych trybunach. Wojtek Skaba mógł czuć się znacznie pewniej, bo legioniści co chwila go pozdrawiali. Przez większość czasu śpiewaliśmy "Legia, Legia Warszawa", przestając tylko gdy do piłki podchodził lechita - wtedy standardowo były gwizdy i buczenie.

Wawrzyniak nie miał wyboru
Już pierwszy rzut karny sprawił, że mieliśmy przewagę. Nerwów nie brakowało do samego końca. Przy stanie 4-4, kiedy do piłki podchodził Jakub Wawrzyniak, wiele osób przeskoczyło ogrodzenie i przy bandach reklamowych czekało na rozstrzygnięcie, by móc świętować z piłkarzami zdobycie pucharu. Wawrzyniak strzelił pewnie i po chwili kilkaset osób w białych koszulkach skakało z radości razem z zawodnikami. Często osoby, które widziały się pierwszy raz w życiu padały sobie w ramiona. Cichuteńko było tylko w sektorze Lecha.

Feta i avanti na murawie
Poznaniacy dość długo nie mogli się zdecydować czy wyjść ze stadionu, czy poczekać do dekoracji. Ta się przeciągała, bowiem legioniści nadal świętowali z piłkarzami na boisku, a najlepiej chyba bawił się Michał Kucharczyk, który pokazał, że potrafi tańcować na różnych nawierzchniach. W czasie zabawy na środku boiska ochrona ustawiła się w rządku, by nie dopuścić warszawiaków do sektora ubranego na niebiesko. Gdy już większość kibiców wróciła na sektor, na bieżnię wysypał się Lech. Szybko z drugiej strony nastąpił odwrót, a do starcia obu ekip nie doszło. Poznaniacy dość długo walczyli z policją, która szybko wystrzeliła w ich kierunku gumowe naboje. Legionistów zapędzano na sektor przy pomocy gazu. Część fanów próbowała zaprowadzić porządek na murawie, ale w podziękowaniu od policji otrzymywała porcję gazu na twarz.

Na koniec lechici zaczęli wyrywać krzesełka, którymi atakowali policję i ochronę. Niektóre wyrywano tylko po to, by je... wyrwać. KO zaliczył także jeden z kamerzystów, który kręcił zajścia pod sektorem Lecha. Zakończenie finału Pucharu Polski trochę się przeciągnęło.

Puuuchar jest nasz
W końcu pojawili się piłkarze do dekoracji. Najpierw lechici, których pytano, gdzie mają medale z 2004 roku. Arboledzie przypomniano natomiast, gdzie lubi pogrzebać palcami. I w końcu na boisku pojawili się zdobywcy Pucharu Polski. "Puchar jest nasz, ten puchar do nas należy, nie damy nikomu, nikomu nie damy, ten puchar do LEGII należy.... Puuuuuchar jest nasz...." - oj, pośpiewaliśmy sobie w końcu. Piłkarze pokazali, że potrafią się dobrze bawić i po chwili zrobili rundę honorową z pucharem, którego nie obawiali się przekazać na chwilę kibicom. Media oczywiście najbardziej podchwyciły moment przekazania trofeum "hersztowi" ;)

Świętowanie
Spiker coś mruczał, że na stacji jest już podstawiony pierwszy specjal, ale nikt na to nie zważał. Długo nie opuszczaliśmy stadionu. Wcześniej uczyniła to Pogoń, skandując "Pogoń żegna Legię". Przy okazji serdeczne podziękowania dla wszystkich zgód obecnych z nami w Bydgoszczy (Pogoń, Zagłębie, Olimpia, Den Haag).

W końcu skierowaliśmy się w stronę stacji kolejowej. W pociągach trwała zabawa na całego, ale tego nie da się tak łatwo opisać. Dodać należy, że nie brakowało osób podróżujących autokarami i samochodami, którzy na trasie urządzili racowisko. Wszyscy oblewali zdobycie pucharu. Zdarte gardło, zmęczenie i tym podobne schodzą dziś na dalszy plan. Chyba nikt z obecnych nie powie, że nie było warto jechać do Bydgoszczy... Wszak to najliczniejszy nasz wyjazd od kilkunastu lat! A już niedługo będzie nam dane pojeździć za Legią po Europie.

P.S. Nieznani Sprawcy dziękują wszystkim kibicom za pomoc przy oprawie.

Frekwencja: 16000
Kibiców Lecha: 6000
Kibiców Legii: 7000

Flagi Lecha: 24
Flagi Legii: 36

Doping Lecha: 8
Doping Legii: 8
Oceny dopingu z sektora neutralnego.

Autor: Bodziach