|
Warszawa - Sobota, 21 maja 2011, godz. 15:45 Ekstraklasa - 28. kolejka |
|
Legia Warszawa
- 45+3' Cabral (k)
- 90+1' Szałachowski
|
2 (1) |
|
Wisła Kraków
| 0 (0) |
Sędzia: Paweł Gil Widzów: 19236 Pełen raport |
|
|
Plażowicze to my!
Już przeróżne protesty mamy za sobą. Takiego jak ten sobotni - jeszcze nie mieliśmy w naszej historii. Głupie pomysły premiera sprawiły, że prawdziwi kibole postanowili dostosować się do całej absurdalnej sytuacji zamykania stadionów. Łazienkowska tego dnia zamieniła się w kąpielisko...
Nie będzie niczego
Kolejne pomysły premiera Donalda Tuska mogły doprowadzić wszystkich do szału. Nic dziwnego, że w końcu ktoś postanowił stanąć okoniem. Nie wiadomo co prawda, czy premier lubi łowić ryby, ale na pewno prawdziwi kibice zupełnie go nie interesują. To bowiem oni nie mogli obejrzeć już kilku meczów sezonu. A "Donek" machał szabelką niczym dobrze znany obywatel Białegostoku i kandydat na prezydenta, Krzysztof Kononowicz i postanowił, że nie będzie niczego.
Kononowicz i koza
Nic więc dziwnego, że na przedmeczowy happening zaproszony został wspomniany "Konon", który zasłynął właśnie hasłem "Nie będzie niczego". Pojawił się o godzinie 14:30 pod Źródłem, co ciekawe w asyście żywej kozy. Po kilkudziesięciu pamiątkowych zdjęciach z fanami, wszyscy zgromadzeni przemaszerowali z hasłem "Matołów u władzy dostatek" w okolice stadionu. Tam Kononowicz wygłosił kilkuminutowe przemówienie m.in. o gumie do żucia Donald, którą po wyżuciu(???) należy wypluć. Prosił również o głosy w najbliższych wyborach. Przed bramkami wejściowymi odbył się jeszcze okolicznościowy konkurs. Pytanie było dość proste: "Rudy, wredny i zamyka stadiony to"..., a nagrodą były "gumki". Koza o imieniu Donald musiała pozostać przed bramami, bo była zbyt długa kolejka do punktu wyrabiania kart kibica. "Ch... z zakazami..." pomyślał z pewnością koziołek matołek i nie próbował wchodzić na stadion. Kononowicz (z KK) nie miał z tym problemów.
Zero tolerancji!
Ochroniarze na Legii nie mieli tego dnia wobec kibiców żadnych skrupułów. Niektórych wypraszano ze stadionu bez podania przyczyny czy choćby przebadania alkomatem (witamy w państwie prawa!). Właściwie pół pubu na Ł3 to osoby, które na mecz nie weszły w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Szkoda, że nikt nie sprawdził nawet czy faktycznie cokolwiek piły. Właścicielom klubu warto przypomnieć, że kultura powinna obowiązywać ochronę nie tylko w lożach VIP, ale i przy bramkach dla zwykłych "kiboli". Wiele osób ponownie było oburzonych zachowaniem panach w żółtych kubraczkach, którzy w trybie rozkazującym wydawali polecenia: "Odwróć się", itp. Zwracanie uwagi wspaniałym ochroniarzom skutkowało zabraniem karty kibica. Państwo prawa, wiadomo.
Raz, dwa, raz, dwa, trzy - plażowicze to my
Na trybuny dostał się jednak popularny "Konon". Podobnie jak setki plażowiczów, którzy przynieśli koła ratunkowe, piłki plażowe, dmuchane materace, czepki, maski, okularki, ręczniki i tym podobne. Naprawdę, pod względem wyposażenia plażowicze wyglądali bardzo dobrze. Chociaż nasi forumowicze ostrzegali, że stadion należy zamknąć, wojewoda mazowiecki, nie wiedzieć czemu, uznał miejscówkę przy Łazienkowskiej jako bezpieczną. W ostatniej chwili uznał jednak plażę jako średnio bezpieczną i wywiesił czerwoną flagę. Musieliśmy się więc obyć bez kąpieliska. Trudno, co robić!
Cała Legia zawsze razem
W czasie meczu z Wisłą dopingu nie było. Trzeba przyznać, że hasło "Cała Legia zawsze razem" zadziałało. Szacun. Tym razem nie było łamistrajków, z którymi mieli problemy choćby ostatnio wiślacy. My potrafiliśmy protestować cały mecz, w przeciwieństwie do pewnej miejscowości w Małopolsce. Wiele razy w trakcie spotkania skandowano nazwisko Kononowicza. Człowiek w charakterystycznym sweterku w jelonki, chwycił w końcu za mikrofon i pozdrawiał zebranych niczym Papież. Jego przemówienia były przerywane skandowaniem nazwiska "przyszłego prezydenta RP". Ten dodatkowo wymachiwał "eLką" ułożoną z palców. Inna sprawa, że mało kto słyszał wypowiedź Kononowicza. Nie miało to jednak większego znaczenia - skoro u "Donka" nie będzie niczego, nikt nie miał nic przeciwko, żeby nie było niczego u pierwowzoru.
Nawet podczas "Snu o Warszawie" stadion pierwszy raz w historii całej pieśni wysłuchał w milczeniu, a na Żylecie machano rękoma raz na lewo, raz na prawo. Niczym na koncercie Majki Jeżowskiej.
Ratownik czuwał
Przez większość meczu z Wisłą kibice grali w piłkę plażową (bez ścinania!), smarowali się olejkiem przeciwsłonecznym i wygrzewali się na ręcznikach. W powietrzu fruwały koła ratunkowe i tym podobne. Ratownicy dbali jednak o to, by nikt nie wypływał na zbyt głęboką wodę.
Robert Mateja to polskich skoków nadzieja
Po przerwie legijny młyn rozstąpił się. W jego sercu pojawiło się żywe hasło "Twardy kibol z młyna". Legioniści skandowali ponadto wiele różnych okrzyków, także odnoszących się do ogólnopolskich sportowców - Adama Małysza, Roberta Kubicy czy "Roberta Matei - naszych skoków nadziei". Fanom nie brakowało inwencji twórczej i tak grali w siatkówkę plażową (przez siatkę), było przeciąganie liny i konkurs piosenek. W tym repertuarze nie zabrakło "Kolorowych jarmarków", "Chałupy welcome to", "Lodów bambino", "Białego misia", "Mydełka Fa" i tym podobnych. Odśpiewano także dobrze znane w halach siatkarskich "W stepie szerokim", skandowano "Defense", "Ostatni" itp. Atmosfera została rozgrzana do czerwoności....
Kukła "Donka"
... Aż we wszystko wmieszał się niejaki Donald T. Kukła, tudzież dmuchana lalka, przypominająca premiera w garniaku (jak to, na plażę w garniaku?) zajęła miejsce na gnieździe. W ręku trzymała wąż ogrodowy. "Ole, to my kibole" - skandowali od razu zebrani wokół kibice. Postać Donalda nie miała żadnych uwag odnośnie kibicowskiej anarchii (nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu!). Właściwie wszystkim należą się z pewnością zakazy stadionowe. Tym bardziej, że cały stadion (nie licząc VIP-ów) rytmicznie podskakiwał w rytm hasła "Kto nie skacze ten za Tuskiem, hop hop hop".
Polscy sędziowie
Wiele osób, mimo wszystko, uważnie śledziło poczynania naszych piłkarzy na boisku. Te nie były zbyt spektakularne, ale na osłabionego mistrza Polski wystarczyło. Po obu bramkach zresztą była skromna radość. W końcu to nie protest przeciwko piłkarzom, a do tego warto zaznaczyć, że poza kilkunastosekundową ekstazą wybuchów radości nie było. Nie brakowało natomiast "uprzejmości" wobec Patryka Małeckiego, który próbując rozwścieczyć kibiców (zakaz!) kilkakrotnie energicznie pokazywał na klubowe godło. Trzeba jednak przyznać, że w trakcie meczu żadna antywiślacka pieśń nie popłynęła. Plażowicze wyluzowali się do tego poziomu, że także sędziów traktowali z przymrożeniem oka - "Sędzia kalosz" i "Polscy sędziowie, to są niedobrzy panowie" - to jedyne okrzyki wznoszone względem arbitrów.
Wolność słowa
Po meczu wszyscy podziękowali piłkarzom za walkę i przede wszystkim wygraną. Nawet w groźniejszych sytuacjach podbramkowych mogli oni liczyć na koło ratunkowe ;). Wcześniej na trybunie zachodniej wywieszono hasło "Wolność słowa art. 54", odnoszące się do zapisu w Konstytucji RP, a piłkarze po meczu w większości rozumieli wk... kiboli na to, czego ci na górze zrozumieć nie potrafią.
Frekwencja: 19236
Kibiców gości: 0 (zakaz)
Doping Legii: 0 (protest)
Autor: Bodziach