|
Warszawa - Czwartek, 4 sierpnia 2011, godz. 19:00 Liga Europy - 3. runda eliminacyjna |
|
Legia Warszawa
|
0 (0) |
|
Gaziantepspor Kulubu
| 0 (0) |
Sędzia: Darko Ceferin (Słowenia) Widzów: 20118 Pełen raport |
|
|
Wypowiedzi pomeczowe
Maciej Skorża (trener Legii): Cieszę się że stanęliśmy na wysokości zadania i utrzymaliśmy zaliczkę z Turcji. Obroniliśmy wynik, choć prawdę mówiąc przy naszej grze Turcy byli mniej groźni niż u siebie. Rzadziej pojawiali się pod naszą bramką i takie były nasze załozenia. Brawa dla piłkarzy za realizację założen taktycznych – no z małymi wyjątkami. W dwumeczu nie straciliśmy gola z drużyną, która gra bardzo ofensywnie. To cieszy przed nowym sezonem, bo w poprzednim nasza defensywa była słaba. Słowa uznania dla drużyny za charakter, grę do końca i kontrolowanie przebiegu spotkania. Mecz nie był piękny, ale ważny jest efekt i awans.
Co do słów trenera Kafkasa, to świadczą one o tym, że po pierwszym meczu chciał złapać się wszystkich środków, żebyśmy zmienili naszą filozofię gry. Naszym celem było zneutralizowanie ich atutów i to się nam udało. Zapowiadali, że wysoko wygrają, a nie strzelili nawet gola. Albo coś się im nie udało, albo przeciwnik był dla nich za dobry. Naszym celem jest awansowanie i to się udało. Jako trener mam dobierać taktykę i dobrałem taką, która dała nam awans.
Zmiana Vrdoljaka była spowodowana jego żółtą kartką. Z tureckiej ławki poszła informacja, że ma być polowanie na niego, czyli prowokowanie go. W środku pola łatwo o dużo fauli. Nie chciałem kończyć meczu w dziesiątkę i wszedł Janusz Gol.
Przed meczem czuliśmy presję, bo oto nagle byliśmy faworytem. Wiedzieliśmy, że ważne będzie pierwsze 20 minut gry. Wtedy Turcy zdobywają dużo goli. Chcieliśmy przetrzymać początek i to się nam udało. Wyszły nam 2-3 akcje z kontry i poczuliśmy, że rywal nie jest taki groźny. Wkradło się u nas rozluźnienie i rywale zaczęli dominować. Później to uporządkowaliśmy. Szkoda, że nie udało się wygrać przed naszą wspaniałą publicznością.
Tolunay Kafkas (trener Gaziantepsporu Kulubu): To co mówiłem wczoraj, jest aktualne. Nie przegraliśmy z drużyną piłkarską a z antyfutbolem. Nie znam zawodnika z nr. 25 w Legii, ale gdy nasz gracz był kontuzjowany, on nie wybijał piłki na aut. Gracze Legii atakowali moich piłkarzy. Niestety nie przeszliśmy dalej. Nic więcej nie mam do powiedzenia. Nie wiem z czego śmieją się polscy dziennikarze.
Jakub Wawrzyniak: Jestem szczęśliwy, że awansowaliśmy do kolejnej rundy. Taki był cel nadrzędny przed dzisiejszym meczem. Mówiliśmy sobie w szatni, że nie liczy się styl, lecz wynik dający awans. Osiągnęliśmy cel i w mej subiektywnej ocenie, w dobrym stylu. Gaziantepspor był z pewnością rywalem agresywnym, ale również wymagającym. Grali szybką, techniczną piłkę, na wysokim poziomie.
Jak spojrzymy na budżet, jakie transfery potrafią poczynić, to robi to wrażenie. Jednak to boisko wszystko weryfikuje i mimo wysokiego potencjału przeciwnika, nie udało im się zdobyć przez 180 minut bramki. Nam ta jedna, zdobyta w Turcji, wystarczyła.
To, czego nam zabrakło, to przetrzymywania piłki, wybijania Turków z rytmu. Jednak celem nadrzędnym był awans, bez względu na styl. Oczywiście, fajnie strzelać dużo bramek przed tak fantastyczną publicznością, ale to była sprawa drugorzędna. W spotkaniach ligowych to powinno wyglądać już dużo lepiej. Miejmy nadzieję, że tak będzie.
Przez całą przerwę między sezonami mieliśmy zadanie domowe do zrealizowania, czyli wyciągnąć wnioski z poprzednich rozgrywek. To co przez lata było znakiem firmowym Legii, w ostatnich miesiącach nie funkcjonowało. Od początku tego sezonu, wydaje mi się, że dobrze to wygląda w meczach o stawkę. Po tych dwóch spotkaniach, i z Żalgirisem, uważam, że dobrze funkcjonujemy jako zespół i przynosi to efekty. Teraz trzeba to przełożyć na potyczki ligowe oraz dwumecz w IV rundzie.
Jakub Rzeźniczak: Mecz był bardzo emocjonujący. Mieliśmy zaliczkę przed rewanżem i chcieliśmy za wszelką cenę nie stracić gola. Dlatego też było trochę spięć czysto piłkarskich, jak również tych nieco pozaboiskowych, że tak to ujmę. Na szczęście obyło się bez czerwonych kartek, choć kilka żółtych zobaczyliśmy. Aczkolwiek to też jest część futbolu. Na pewno cieszy wygrana w dwumeczu na zero z tyłu. Tym bardziej, że Turcy mieli w swoich szeregach naprawdę dobrych graczy w formacjach ofensywnych. Pragnę jednak podkreślić, że w obronie pracowała nie tylko część defensywna, ale cały zespół. Począwszy od Daniela Ljuboji, a na Wojtku Skabie kończąc. Graliśmy blisko siebie i to przyniosło efekt w postaci czystego konta.
Artur Jędrzejczyk: Założenia były takie, że miałem wejść wcześniej na boisko. Aczkolwiek często się tak zdarza, że ostatnią roszadę przeprowadza się w 90. minucie, jako zmianę taktyczną, aby urwać trochę czasu. Udało się zremisować, co dało nam awans i z tego się cieszymy. Teraz czekamy na rywala. Sam mecz należał do bardzo ostrych, ale taka jest piłka. Trzeba walczyć, żeby awansować do kolejnej fazy rozgrywek. Dzisiaj pokazaliśmy, że potrafimy to robić z takimi drużynami. Wiedzieliśmy, że rywale potrafią grać dobrą techniczną piłkę, a naszym celem było podejść wysoko i atakować.
Nie zgadzam się z trenerem gości, że graliśmy antyfutbol. Gdyby tak było, to byśmy takiego wyniku nie osiągnęli. Zarówno w Turcji, jak i nie w Warszawie nie zaprezentowaliśmy się słabo, bo gdyby tak było, to w kolejnej rundzie grałoby Gaziantepspor.