Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Czwartek, 3 listopada 2011, godz. 19:00
Liga Europy - Grupa C
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 54' Radović
  • 68' Radović
  • 90+4' Kucharczyk
3 (0)
Herb Rapid Bukareszt Rapid Bukareszt
  • 65' Teixeira
1 (0)

Sędzia: Stefan Johannesson
Widzów: 30786
Pełen raport

Wypowiedzi pomeczowe

Maciej Skorża (trener Legii): Jesteśmy dziś bardzo szczęśliwi, bo w dobrym stylu wychodzimy z grupy. Radość jest tym większa, że dokonaliśmy tego przed własną publicznością, przy szczelnie wypełnionym stadionie. Potwierdziło się, że kluczowe do awansu będą wygrane z Rapidem i Hapoelem u siebie. Pomogła nam wygrana w Bukareszcie, ale bez dobrej postawy u siebie awansu by nie było. Teraz nasz cel to fotel lidera a grupie.
Co do meczu, to jestem pełen uznania dla Rapidu. Wiedziałem, że zagrają z determinacją, ale nie spodziewałem się, że aż tak dużo będzie im wychodziło. To goście dominowali na początku, a my ograniczaliśmy się do przeszkadzania im. Pomogła nam czerwona kartka dla rywali. Potrzebowaliśmy jednak czasu, żeby poukładać grę. Brakowało nam gry w poprzek boiska i rozciągnięcia pola. To ułatwiało Rapidowi neutralizowanie nas. Zmieniliśmy to po przerwie. Jednak i wówczas goście potrafili być groźni.

Pierwsze trafienie Miroslava Radovicia uspokoiło naszą grę. Niestety goście wyrównali, ale na szczęście remis trwał tylko trzy minuty i niezawodny Radović znów trafił. Rapid chyba już wtedy nie wierzył w wygraną. Końcówka meczu to wspaniała akcja naszych młodych graczy.

Răzvan Lucescu (trener Rapidu): Gratuluję Legii – zdobyli sześć punktów w meczach z nami. Nie dziwi mnie to, bo to rywal, który wie jak wykorzystać potknięcia innych zespołów. Te dwa mecze to trzy wyrównane połowy, w których obie strony walczyły jak równy z równym. Momentami nawet byliśmy lepsi od Legii. Jednak różnica polegała na tym, że byliśmy w pewien sposób naiwni. Pokazaliśmy to i dwa tygodnie temu, i dziś. Legia zasłużyła na punkty, bo wiedziała jak wykorzystać nasze błędy. My tego nie potrafiliśmy.

Dzisiejszy mecz zaczęliśmy bardzo dobrze. Kontrolowaliśmy sytuację i wywieraliśmy presję na rywali. Było dużo stałych fragmentów gry. Ale ok. 25. minuty obraz gry uległ zmianie i Legia zaczęła dochodzić do głosu. Po przerwie było już gorzej. Gospodarze wykorzystali okazję i zdobyli gola. Odgryźliśmy się im, ale rywal był dziś w wybornej formie. To dla nas frustrujące, ale musimy przyjąć porażkę i wyciągnąć z niej wnioski.

Mój gracz dostał czerwoną kartkę, ale nie mam nic do zarzucenia arbitrowi. Do piłkarza mogę mieć uwagi, ale nie będę ich przekazywał publicznie.

Życzę Legii wiele sukcesów w dalszej fazie rozgrywek.

Michał Kucharczyk: Na pewno radość jest nie do opisania, bo udało się awansować do fazy pucharowej Ligi Europy. Tym bardziej, że mecz od początku był dla nas trudny i się nie układał. Nie wiem z czego to wynikało, bo przecież już trochę spotkań mieliśmy za sobą. Porównując mecz w Bukareszcie oraz przy Łazienkowskiej, to w Rumunii był lepszy w naszym wykonaniu. Wiem, że w poniedziałek gramy z Jagiellonią i każdy się boi powrotu do ligowej rzeczywistości. W europejskich pucharach odnosimy sukcesy i później są obawy o mobilizację na rywala, który czeka na nas w ekstraklasie. Jednak udowadniamy, że potrafimy oddzielić występy w Lidze Europy od polskich rozgrywek, czego efektem jest awans i wysokie miejsce w tabeli.

Michał Żewłakow: Dziękuję za gratulacje. Nawet nie wiem jeszcze jaka jest atmosfera w szatni, bo przyszedłem wyjątkowo prosto do dziennikarzy. Podejrzewam, że jest euforia, bo jest to sukces namacalny i taki, który odnieśliśmy w miarę szybko. Nie wiem czy były osoby, które na początku sezonu potrafiły przewidzieć taki scenariusz. To jest sukces dla wszystkich, którzy pracują w Legii. Nie tylko dla zawodników, trenerów, ale także pracujących na górze.
Paradoksalnie wyjście na prowadzenie sparaliżowało nas. Nie wiem czy wdało się rozluźnienie. Sama świadomość, że gramy z przewagą zawodnika i prowadzimy 1-0, czy świadomość tego, że Rumuni już kompletnie odpuszczą? Nie wiem. Na pewno ujawniła się mądrość Rumunów. Szansa pozostania w grze o awans wymykała im się z rąk, a mieliśmy 20 minut, które nie powinny się przytrafić. Tylko postawa Dusana Kuciaka sprawiła, że straciliśmy tylko jedną bramkę. Poza tym Rapid wykazał się dziś determinacją. Postawili wszystko na jedną kartę, bo przyjechali tu wygrać. Za wszelką cenę chcieli objąć prowadzenie, co dałoby im przewagę psychologiczną. Aczkolwiek w pierwszej połowie daliśmy radę przetrzymać ich ataki. Zagrożenie po stronie gości było jedynie po stałych fragmentach.
Fakt, że zespół z Bukaresztu przegrał z nami, nie zmienia tego, że Rapid jest dobrze poukładaną drużyną. To jest ekipa, która może nie posiada wielu indywidualności powalających na kolana, ale potrafią grać kombinacyjnie. Nie ma ludzi, którzy kopią do przodu lub walczą tylko siłowo. Myślę, że sam dwumecz ze Śląskiem pokazał, że ta ekipa ma spory potencjał. Jednocześnie cieszę się, że my wyglądamy bardziej dojrzale, w porównaniu z Legią z początku sezonu. Dzięki czemu potrafimy sobie poradzić z takim zespołem dwukrotnie.
Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że awansujemy z fazy grupowej. Zresztą niewielu było takich optymistów, którzy by napisali taki scenariusz. To jest coś takiego, co rodzi się po drodze. Poszczególne mecze hartowały nas, sprawiały, że zaczęliśmy wierzyć w siebie. Myślę, że nasza pozycja w lidze to też nie jest przypadek. Poza tym takie mecze pucharowe, szczególnie dla młodszych zawodników, to taka porcja doświadczenia, która będzie procentować w ich kolejnych latach kariery.
O dopingu kibiców mogę powiedzieć tylko jednym słowem – wzór! To było coś, co... porywa, dodaje sił. Człowiek ma świadomość, że są tu ludzie, którzy ciągle wierzą i to w ciężkich momentach pcha do przodu.

Jakub Wawrzyniak: Mimo tego, że graliśmy z przewagą zawodnika przez większość meczu, wydaje mi się, że po zdobyciu pierwszej bramki pozwoliliśmy rywalom na zbyt wiele. Jednak to teraz nie ma już większego znaczenia. Cieszymy się z awansu. Udało się strzelić trzy bramki. Wydaje mi się, że wszyscy, którzy zawitali dziś na stadion powinni być zadowoleni – raz, że z wyniku, a dwa, że sprostaliśmy zadaniu. Teraz czas na PSV. Świętowanie nie będzie długie. Zostaliśmy zaproszeni na krótkie spotkanie na terenie obiektu Legii, a później rozjedziemy się w swoje strony, do rodzin.
Wszyscy dookoła wskazywali na to, że uda się przeciwnika pokonać. Cieszy to, że cała presja pozostała w szatni. Uważam, że w pierwszej połowie nie mieliśmy pomysłu na grę i jak wykorzystać przewagę jednego zawodnika. Po zmianie stron zdobyliśmy bramkę na 1-0 i... wiadomo co było dalej. Cieszymy się niesamowicie.
Gdyby ktoś we wrześniu powiedział, że awansujemy z grupy, to bym powiedział, że... realnie ocenia siłę Legii Warszawa (śmiech). Jest to duży sukces. Na pewno mamy świadomość, że oceniamy ten sukces przez pryzmat tego, że Legia nie występowała dawno na tym etapie rozgrywek. Dodatkowo ten awans przyszedł szybko i pozostałe dwie potyczki w grupie nie mają już większego znaczenia. Tym samym zwycięstwo smakuje lepiej. Teraz chcę wygrywać każde kolejne mecze. Wszyscy chcemy tego, żeby mecze Legii w Europie były rzeczą normalną, a nie dziełem przypadku. Chodzi o regularność, powtarzalność, żeby ta ekipa się tego nauczyła.
Ostatnio na mecze przychodziło 20-23 tysiące kibiców. Dodajmy do tego co najmniej 7 tysięcy fanów i wydaje mi się, że jest naprawdę duża różnica. Na boisku było to odczuwalne. Czasami są takie momenty, że człowieka zatyka, gdy słyszy się to wsparcie z trybun. W moim przypadku, miałem słabsze chwile na murawie, ale jak spojrzałem na trybuny, to zmęczenie mijało.

Michał Żyro: W akcji, w której Alexa dostał drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę, to była walka bark w bark. Chciałem wygrać to starcie i pójść z akcją do przodu. On zrobił ruch ręką i mnie uderzył. Nie wiem czym, ale nie symulowałem, bo dostałem w głowę i się przewróciłem. Bolało mnie przy żuchwie, ale nie prosiłem o zmianę, bo w takim meczu nie mogłem zejść z boiska.
Legia wróciła na swoje miejsce to i jest najważniejsze. Na pewno wdzięczny jestem trenerowi za to, że na mnie postawił w takim meczu. Aczkolwiek to nie koniec, bo przed nami kolejne mecze i nie spocznę na laurach. Nadal będę ciężko pracował na treningach, bo chcę grać regularnie w pierwszej drużynie. Jednak najpierw odpocznę, bo piątek mamy wolny.

Maciej Rybus: Po pierwszej połowie nasza gra nie napawała optymizmem. Nie mieliśmy wielu dogodnych sytuacji, ale po zmianie strony zdobyliśmy trzy bramki i cieszymy się ze skuteczności na naszym obiekcie. Nie ma co ukrywać, że dziś jesteśmy szczęśliwi. Do tej pory największym sukcesem był awans do tej grupy. Jednak nie chcieliśmy na tym poprzestać i postawiliśmy sobie nowy cel – awans. Awans, który udało się osiągnąć dosyć szybko, bo po czterech kolejkach. Przed nami jeszcze dwa spotkania, w których będziemy chcieli się pokazać z jak najlepszej strony. Na pewno grupa jest wyrównana i nie sądziliśmy, że na początku listopada będziemy cieszyć się z wyjścia z niej. Wręcz przeciwnie, spodziewałem się walki do samego końca.
Przed meczem trener Skorża uczulał nas, że co by się nie działo na boisku, to mamy grać do końca. Tak jak ze Spartakiem czy Hapoelem, walczyliśmy do końca, co przyniosło w rezultacie sukces.
Rumuni dziś wystawili rezerwowego bramkarza i na pewno nie jest łatwo grać przy takiej publiczności. Miał dwa wyjścia – albo zaliczyć mecz życia, albo czuć się niepewnie między słupkami. Była druga z opcji. Nie czuł się pewnie na przedpolu i to był jeden ze słabszych punktów Rapidu.