Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Sobota, 21 kwietnia 2012, godz. 13:30
Ekstraklasa - 27. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    0 (0)
    Herb Lech Poznań Lech Poznań
    • 25' Rudnevs
    1 (1)

    Sędzia: Robert Małek
    Widzów: 26744
    Pełen raport

    Protest zawieszony, doping słaby

    Długo nie było wiadomo, czy mecz z Lechem rozegrany zostanie z udziałem kibiców gości. Ostatecznie wojewoda mazowiecki łaskawie zgodził się na wpuszczenie lechitów. Ci prowadzili bardzo dobry doping i zakpili z Bogusława Błędowskiego. Legioniści na ten mecz zawiesili protest, ale poziom dopingu był daleki od ideału.

    Korki i brak miejsc parkingowych
    Przed meczem obie ekipy zapewniły, że nie dojdzie do zachowań niezgodnych z prawem i głównie dzięki temu wojewoda wydał pozwolenie na wpuszczenie kibiców gości. "Oświadczenia stowarzyszeń kibiców są czymś nowym, wierzę w ich wiarygodność i nie wolno nam z tej szansy nie skorzystać" - powiedział Jacek Kozłowski. Poznaniacy do Warszawy przyjechali pociągiem specjalnym w półtora tysiąca. Legioniści tymczasem mieli niemały problem z dotarciem na stadion. Korki w promieniu kilku kilometrów były nie do opisania. Znalezienie miejsca parkingowego na godzinę przed meczem to jak szukanie igły w stogu siana. Niektórzy jechali nawet na prawą stronę Wisły, by tam zostawić pojazdy...

    Nie dało się bez bluzgów
    Przed meczem wydawało się, że obie strony nie będą bluzgać na przeciwników. Tak było do czasu. Lechici jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego nie wytrzymali i odśpiewali "W nienawiści do tej drużyny...", co niektórzy przyjęli z uśmiechem. "No, przynajmniej będzie normalnie" - dało się słyszeć na Żylecie. I po chwili obustronne bluzgi były już na porządku dziennym. Inna sprawa, że w porównaniu z poprzednimi meczami nie było ich jakoś specjalnie dużo.

    Pomnik dla Deyny
    Przed meczem na stadionie przeprowadzono ostatnią już zbiórkę pieniędzy na pomnik dla Kazimierza Deyny. Jego odsłonięcie zaplanowano na 6 czerwca. Miejmy nadzieję, że funduszy wystarczy.

    Kibice sukcesu?
    Na początku spotkania wydawało się, że tego dnia możemy dać czadu. Poziom decybeli jeszcze przed rozpoczęciem meczu pokazywał drzemiący w nas potencjał. Szkoda tylko, że koło 25. minuty faktycznie zaczął... drzemać. Po kwadransie była miazga przy pieśni "Legia gol allez allez", ale 10 minut później była już cienizna. To było mniej niż 40 procent naszych możliwości. Trudno powiedzieć co sprawiło, że zamuła wkradła się w nasze szeregi. Czy to wina pogody, zmęczenia (wątpliwe), czy kibiców sukcesu? Odpowiedzcie sobie sami. Nagle nie dość, że zrobiło się znacznie ciszej, to jeszcze zupełnie nie wychodziło równe śpiewanie. To, że Lecha słychać było na naszej trybunie, to skandal.

    Czas na wyciągnięcie wniosków
    Inna sprawa, że lechici mieli powody do radości, bo już w 25. minucie wyszli na prowadzenie i nie oddali go już do końca spotkania. Nie tłumaczy nas to jednak wcale! Co prawda po przerwie było lepiej. Nagle okazało się, że można śpiewać równo z bębnem, a na dodatek przez kilkanaście minut na Żylecie było konkretnie. Ale to i tak zdecydowanie za mało jak na nasze możliwości. Bardzo dobrze wychodziło nam "Hej Legia gol", a także "Ole ole, ole ola", które trochę obudziło z letargu pozostałe trybuny. Nie ma sensu się pastwić i powtarzać po raz piąty tego samego - dziś było fatalnie i każdy z nas musi wyciągnąć z tego wnioski, wziąć to do siebie i od wtorkowego meczu w Kielcach, zapier... na maksa. Dla przypomnienia - my jesteśmy Legia Warszawa i od nas się wymaga.

    "Bogusia Błędowska ultrasa szanuje"
    Poznaniacy kilka raz odpalali pirotechnikę - głównie strobo i ognie wrocławskie. Po jednej z tych pirotechnicznych prezentacji wywiesili "montowane" z pojedynczych liter hasło "Bogusia Błędowska jest prokibicowska. Ultrasa szanuje i piro promuje". Trzeba przyznać, że pomysłowo. Swoją drogą, lechici sporo bluzgali na dyrektora ds. bezpieczeństwa na Legii, za co otrzymali porcję braw, nie tylko od Żylety. Poza tym Lech zaprezentował balony w barwach, konfetti i odpalał kolejne porcje piro - nic jednak nie poleciało na murawę ani w sektory gospodarzy.

    Walczyć, trenować!
    Pod koniec spotkania nasz zespół zerwał się ataków, ale na nic się one zdały. "No to przej... mistrza" - mówili wkurzeni kibice. Miejmy nadzieję, że tak nie będzie, ale tak czy inaczej, piłkarze dali ciała, ale i my nie możemy powiedzieć, że swoją robotę wykonaliśmy jak należy. Po meczu świętowali jedynie goście "z krainy kwitnącej bulwy". A wiadomo, że jak świętuje Lech, nie może zabraknąć pieśni pod adresem Legii. Kompleks stolicy jest w Wielkopolsce powszechny. Nasi piłkarze pod nasz sektor nie podeszli. Skandowaliśmy pod ich adresem "Walczyć, trenować, Warszawa musi panować". Kilku piłkarzy biło brawo, reszta wcześniej poszła do szatni.

    Przed nami ostatnie mecze sezonu. We wtorek pojedziemy do Kielc, za tydzień zagramy u siebie z Jagiellonią, a za dwa tygodnie, miejmy nadzieję, będziemy świętować mistrzostwo Polski po meczu z Koroną. Niestety prawdopodobnie nie będziemy mogli jechać do Gdańska (zakaz za Wisłę). Wielka szkoda, bo pojemność sektora gości sprawia, że mógłby to być dla nas wyjazd rundy. Nie pozostaje więc nam nic innego, jak wyciągnięcie wniosków z sobotniego meczu, na którym pokazaliśmy się słabo.

    Frekwencja: 26744
    Kibiców gości: 1548
    Flagi gości: 21

    Doping Legii: 7
    Doping Lecha: 9,5

    Autor: Bodziach