|
Warszawa - Wtorek, 26 lutego 2013, godz. 18:15 Puchar Polski - 1/4 finału |
|
Legia Warszawa
- 51' Saganowski
- 63' Jędrzejczyk
- 89' Saganowski
- 90+1' Dwaliszwili
|
4 (0) |
|
Olimpia Grudziądz
| 1 (1) |
Sędzia: Marcin Szrek Widzów: 11696 Pełen raport |
|
|
Wypowiedzi pomeczowe
Jan Urban (trener Legii): Już myślałem, że skomplikujemy sobie spotkanie. Choć pierwsza połowa nie była taka zła. To są jednak puchary i gra się o jak najlepszy wynik. Po przerwie rozwiązaliśmy nasz problem. Mecz trwa 90 minut i każdy gol się liczy. Wygrana w końcówce, ale zasłużona. W przerwie w szatni była cisza. Czasami cisza jest bardziej ekspresyjna niż okrzyki. Jasne, że mogłem się wyżyć i krzyczeć. To byłoby jednak za łatwe. Porozmawiałem z piłkarzami i powiedziałem im, że konieczna jest walka, bycie bliżej rywali i kreowanie większej liczy okazji do zdobycia goli.
Tomasz Jodłowiec zszedł z boiska z powodu kontuzji. Ma stłuczone biodro i nie mógł grać dalej.
Nieźle współpracowali dziś Marek Saganowski i Wladimer Dwaliszwili. Może w pierwszej połowie nie szło im za dobrze, ale później było już tylko lepiej. Dobrze zaprezentował się też Tomasz Brzyski, który wydaje się coraz większym kandydatem do regularnej gry.
Zagraliśmy dziś bez Danijela Ljuboji i choć wygraliśmy 4-1, to uważam, że skuteczność u nas szwankowała. "Ljubo" jest graczem, przez którego przechodzi wiele akcji. Czasami zbyt długo przetrzymuje piłkę i opóźnia grę. Ale dla nas to jest bardzo ważny zawodnik, co pokazał chociażby na jesieni.
Tomasz Asensky (trener Olimpii): Gratuluję Legii zasłużonej wygranej. Szkoda, że przegraliśmy aż tak wysoko. Zabrakło kilku minut, a nadal zachowalibyśmy realne szanse przed meczem rewanżowym. Niestety zabrakło nam koncentracji. Cieszę się, że mieliśmy okazję zagrać z takim rywalem i na takim stadionie. Przekonaliśmy się, co to znaczy spotkać się z Legią, która jest rozpędzona w drodze po mistrzostwo Polski. Świetnie grało się w takiej atmosferze i przy tej otoczce. Postraszyliśmy Legię, bo do przerwy było 1-0 dla nas. Szkoda tej końcówki. Wiedzieliśmy, że Legia ruszy do ataków, bo nie ma powodów do zadowolenia. Mieliśmy grać blisko siebie i liczyć na kontrataki. Wiedzieliśmy, że rywale są groźni. Może trochę nie wytrzymaliśmy kondycyjnie. Ale tak to jest, gdy rywal gra piłką, a my za nią biegamy. Do tej pory mieliśmy też znikomy kontakt z naturalną nawierzchnią. Przenosiny ze sztucznej nawierzchni na naturalną nie są łatwe.
Pamiętajmy, że przed meczem byliśmy skazywani na porażkę. Walczyliśmy, ale to była wojna na wykrwawienie. Skończyło się naszą porażką.
Marek Saganowski: Czuję ulgę, bo przede wszystkim udało się wygrać spotkanie. Natomiast z bramek się po prostu cieszę. Na pewno pierwsza połowa ułożyła się dla gości tak, jak sobie tego życzyli - gra na zero z tyłu, kontratak i zdobycie bramki. To na pewno mieli w planach. Z kolei nam było coraz trudniej. Każdy wie, że jak Legia nie zdobędzie szybko gola, to z upływem czasu jest nerwowo. Na pewno nie czułem dzisiaj tremy. Obaw o zdrowie też nie było, bo sprawdziłem organizm w sparingach, a dziś był drugi mecz o stawkę, w którym byłem 90 minut na murawie. Nie było czasu pomyśleć, że coś się może stać.
Może brakuje wszystkim trochę zgrania. Dzisiaj zagrałem z przodu z Wladimerem. Współpraca zaczyna się układać jak z Danijelem Ljuboją, kiedy to wzajemnie sobie asystowaliśmy. Dzisiaj było podobnie – on mi podał, ja jemu oddałem, więc są dobre rokowania. Można powiedzieć, że jestem graczem, z którym każdemu dobrze się układa.
Myślę, że o kwestiach awansu do półfinału nie ma co przesądzać. Wiem, że na papierze ładnie to wygląda i każdego się gromi, ale trzeba wywalczyć przez 90 minut, a sądzę, że w Grudziądzu będzie jeszcze większa walka. Jednak najpierw czeka na nas GKS Bełchatów. Plan jest prosty – komplet punktów.
Tomasz Jodłowiec: Uważam, że sędzia popełnił błąd przy akcji bramkowej dla Olimpii. Dostałem mocno w biodro od tyłu, gdzie przeciwnik nie był zainteresowany piłką. Chciałem utrzymać się jeszcze na nogach, ale nie byłem już w stanie.
W pierwszej połowie gra się nie kleiła. Brakowało ostatniego podania, co było według mnie przyczyną, że był taki, a nie inny wynik. Dodatkowo rywale mieli jeszcze siły, nie odstawiali nogi, ale po zmianie stron role się odwróciły i to nam gra się lepiej układała. To zwycięstwo pomogło nam jako drużynie, a myślę, że okazała wygrana z Bełchatowem jeszcze bardziej poprawi nastroje w szatni. Owszem, GKS zremisował z Wisłą Kraków, ale mecz meczowi nierówny. Należy docenić przeciwnika, ale musimy patrzeć przede wszystkim na siebie.
Wladimer Dwaliszwili: Bardzo się cieszę ze strzelonej bramki, a także z dobrego wyniku, który udało się dzisiaj osiągnąć. Tym bardziej, że w drugim meczu wiosną zdobyliśmy aż cztery bramki – więcej niż w Kielcach. Owszem, do przerwy przegrywaliśmy 0-1, ale w drugiej połowie musieliśmy szybko się obudzić i tak się stało.
Artur Jędrzejczyk: Jak było w przerwie w szatni? A wy byście krzyczeli? Wiedzieliśmy, że po zmianie stron musimy zagrać swoją piłkę i pokazaliśmy to. Wiedzieliśmy też, że goście będą walczyć i zostawią serce na boisku. Wyszliśmy bardziej zdeterminowani i gra wyglądała o niebo lepiej. Cieszą nas te cztery bramki, szczególnie, że przegrywaliśmy 0-1. Co prawda wygraliśmy 4-1, ale nie czujemy się jeszcze półfinalistami. Jest jeszcze drugi mecz i w Grudziądzu musimy zaprezentować się tak samo, jak dziś w drugiej odsłonie. Zresztą tak powinniśmy zacząć od pierwszego gwizdka sędziego.
Miroslav Radović: Czy zlekceważyliśmy rywala? Trudno powiedzieć. Na pewno pokazali, że potrafią grać w piłkę. Wiadomo, że większość drużyn, które tu przyjeżdżają, cofa się. I dopóki starcza im sił, dopóty wygląda to u nich dobrze. Za bardzo nie mieliśmy pomysłu na rywali, ale po zmianie stron udało się zrealizować założenia. A cel był jasny – strzelić jak najwięcej bramek, aby mieć dobrą zaliczkę. Oczywiście ten wynik nie daje nam od razu awansu, bo w pucharach zdarzają się niespodzianki i na wyjeździe też należy wygrać. Zrobimy wszystko, aby tak się stało.
Marcin Smoliński (Olimpia Grudziądz): Myślę, że w drugiej połowie zabrakło przede wszystkim konsekwencji. Mówiliśmy sobie w szatni, żeby nie stracić od razu bramki, bo Legia na nas ruszy, bo musiała to wygrać. Efekt był taki, że Marek Saganowski szybko zdobył gola. A później była już tylko "obrona Częstochowy". Gospodarze niemal do 90. minuty prowadzili tylko 2-1 i dla nas byłby to... dobry rezultat, który można było wziąć w ciemno. Wtedy mielibyśmy szanse przed rewanżem. Niestety skończyło się inaczej.
Teraz jest już 4-1 i każdy zdrowo myślący nie powie, że Olimpia wygra u siebie 3-0 z Legią. Jednak my będziemy chcieli zagrać dla swoich kibiców, bo jakby nie patrzeć, to warszawski zespół może być najważniejszym przeciwnikiem w historii klubu. Zatem zaprezentujemy ambicję i wolę walki, tak jak dziś w pierwszej połowie. Postaramy się o dobry rezultat.