✔ Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności. ROZUMIEM
Koniec długiego weekendu, piękne słońce i temperatura przekraczająca 20 stopni... Pewnie wiele osób ten czas przeznaczyło by na wyjazd z rodziną lub znajomymi nad jezioro czy grilla, ale nie kibice Legii. Nasz klub grał mecz ligowy, więc nasza obecność na Ł3 była obowiązkowa. Szkoda tylko, że zamiast skupić się na zdzieraniu gardeł, wiele osób jakby myślami było gdzieś na Hawajach. Czas na rachunek sumienia. Z frekwencją na bakier
Kolejny raz w tym sezonie frekwencja na naszym stadionie pozostawiała wiele do życzenia. Ani termin, ani pogoda, ani ceny biletów czy gra zawodników nie mogą być wytłumaczeniem dla tak słabego wyniku, jakim jest ledwie niecałe 16 tysięcy osób na trybunach. Gdzie są te osoby, które tak ochoczo kupują bilety na finał PP czy też będą kupowały wejściówki na Lecha lub ostatni mecz sezonu ze Śląskiem? Swoją drogą, kolejny raz z rzędu liczba sprzedanych biletów/karnetów, podawana przez oficjalną stronę, ma się nijak do liczby osób na stadionie. Różnica 500 osób byłaby jeszcze do wytłumaczenia, ale gdy kolejny raz brakuje ponad 2 tysiące... to już trochę dziwne.
Na ryż do Bangladeszu
Niestety tego dnia spora część osób na stadionie już po pierwszej połowie, starym zwyczajem "Różyka", powinna zostać wysłana na ryż do Bangladeszu. Nasz doping był po prostu fatalny. Bez pierd... i bez rytmu - tak tylko można określić to, co działo się na Żylecie w pierwszych 45 minutach. "Szczęściarz" próbował w dosadnych słowach przekazać, że to nie przystoi kibicom zasiadającym na tej trybunie. Jak się komuś nie chce śpiewać, są inne miejsca na stadionie. "'Trójka' za doping to maksimum co możecie wystawić" - takie informacje dochodziły do niżej/wyżej podpisanego. Jak najbardziej uzasadnione.
Wredna baba mobilizuje do bluzgów
To że w pierwszej połowie nie przekrzyczeli nas przyjezdni, to tylko i wyłącznie wina słabej liczby i dopingu lechistów. Nic dziwnego, że w przerwie gniazdowy i jego pomocnicy na górnej trybunie apelowali do wszystkich o rachunek sumienia. Co nieco pomogło, ale do ideału i tak było daleko. W pierwszej połowie najgłośniej śpiewaliśmy... pod adresem gdańszczan. A wszystko za sprawą "wrednej baby z Łazienkowskiej", której apele, nie pierwszy już raz, przynoszą skutek odwrotny od zamierzonego. I tak, kolejne teksty z głośników wywoływały coraz głośniejsze bluzgi, w tym wypadku "gdańska k... aejaejao...". "Może ona powinna nawijać z głośników cały mecz, nawet przy pieśniach dla Legii?" - zastanawiano się na trybunach.
Słaby wyjazd Lechii
Okrzyki fanów Legii pod adresem lechistów - "Hej k..., gdzie macie szmaty?" - chyba dotarły do sektora gości z lekkim opóźnieniem. Przyjezdni wywiesili siedem swoich flag oraz 3 transparenty dopiero po przerwie. Przez większość meczu coś tam śpiewali, ale na Żylecie słyszalni byli tylko w momentach "zmiany płyty". Lechia wypadła słabiutko przede wszystkim pod względem frekwencji. Widać, że bez zgód wyjazd w półtora tysiąca to dla nich za wysokie progi.
Sektorówka w kształcie koszulki
W drugiej połowie na Żylecie przez kilka minut prezentowana była stara sektorówka, pamiętająca jeszcze czasy dawnej Żylety - koszulka z logo Królewskiego. Ci, którzy liczyli na pokaz pirotechniczny przy tej okazji, musieli obejść się smakiem. Ale spokojnie - przedmeczowa zbiórka na oprawy oraz informacje od Nieznanych Sprawców zwiastują z pewnością kolejne, najwyższych lotów choreografie na kolejnych meczach. Pamiętajcie jednak, że każda oprawa bez odpowiedniego poziomu decybeli może cieszyć co najwyżej na fotografiach.
Niepokonane miasto...
Kilkanaście minut po wznowieniu drugiej połowy Kosecki dał Legii prowadzenie. Trzeba przyznać, że właśnie w tym momencie osiągnęliśmy najwyższy poziom decybeli. Było tak, jak powinno być cały mecz. Z dobrych momentów na pewno można odnotować jeszcze pieśń "Ole ole", śpiewaną na dwa głosy pomiędzy dwiema kondygnacjami Żylety. Był dobry moment przy pieśni "Tylko Legia, ukochana Legia, dziś Warszawa czeka, na mistrzostwo Twe...", a jeszcze lepiej wychodziło w końcówce "Niepokonane miasto, niepokonany klub...". W przypadku tej ostatniej pieśni raz jeszcze zwracam uwagę na poprawną wersję "(...) tysiące fanów Twych, zwycięstwa pragną dziś...", podobnie jak w "Szkoła, praca, dziewczyna, rodzina..." - "meczów"!.
Do środy czas na refleksje
Piłkarze Legii, dzięki wygranej, nadal prowadzą w tabeli i miejmy nadzieję, że w tym roku zdobędą podwójną koronę. Po spotkaniu czas na refleksje dla kibiców. Takie mecze jak ten z Lechią nie mogą się nam przydarzać. Do poprawienia zarówno frekwencja, jak i poziom dopingu. Najbliższa okazja do rehabilitacji już w środę, na finale Pucharu Polski ze Śląskiem.