✔ Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności. ROZUMIEM
Zainteresowanie wyjazdem do Chorzowa było naprawdę spore i wiele osób musiało obejść się smakiem. Niestety liczba chętnych ograniczona do minimum (1000 osób), nie miała pozytywnego wpływu na nasz doping. Pod tym względem był to jeden ze słabszych naszych występów w obecnych rozgrywkach. W sektorze gości pojawił się prezes klubu, Bogusław Leśnodorski.
Wyjazd do Chorzowa przebiegał tak jak zwykle - furami do Sosnowca, później pociągiem. Tym razem w Katowicach pojawiły się małe problemy techniczne ze składem, którym podróżowaliśmy, przez co do celu dotarliśmy spóźnieni. Ponadto przedmeczowa ulewa dała się we znaki i większość osób wchodząc na sektor była solidnie przemoczona. Wpuszczanie przebiegało początkowo fatalnie, dopiero z biegiem czasu ochrona uwijała się lepiej. Tak czy inaczej, cała nasza grupa dotarła na stadion Ruchu dopiero pod koniec pierwszej połowy.
Doping, który całkiem nieźle wychodził nam ostatnio na wyjazdach w Krakowie, czy Wrocławiu, tym razem, stał na bardzo słabym poziomie. Wielu osobom brakowało zaangażowania, jakby zapomniały po co jechały 300 kilometrów. Może niektórzy powinni jechać na długi weekend z rodzinką nad jeziorko zamiast na mecz do smutnego Chorzowa?
Przez całe spotkanie wielokrotnie śpiewaliśmy nasz hymn "Mistrzem Polski jest Legia", a także skandowaliśmy "Legia na tronie, Legia w podwójnej koronie". Nie mogło zabraknąć oczywiście "Przeżyj to sam", a dziewczętom z Dyskopolo z okazji ich powrotu na właściwe miejsce przypomnieliśmy starą, piękną pieśń - "Młody legionisto, smutek z twarzy zmaż".
"Staruch" co i rusz próbował zmobilizować wszystkich do wysiłków, ale nie było to proste. "Po co się patrzysz na to boisko, jak tu nic nie widać?" - padło pytanie w stronę jednej z osób, która za bardzo wczuła się w piłkarski spektakl. Niestety, pomagało tylko na moment. Najlepiej chyba w tym marazmie wychodziła nam pieśń "Niepokonane miasto...", chociaż do ideału było bardzo daleko.
Fani Ruchu, wobec walki ich klubu o utrzymanie, na ten mecz mobilizowali się wyjątkowo, a mimo to frekwencja w takich okolicznościach nie zachwyciła. Młyn był liczniejszy niż na ostatnich meczach "Niebieskich", ale i tak prezentował się skromnie. Doping składał się w dużej mierze z bluzgów na Legię. My nie pozostawaliśmy dłużni i kilka razy niosły się po stadionie wrzuty na hanysów. Chorzowianie zaprezentowali skromną oprawę - kartoniadę w barwach, mini sektorówki i hasło "Śląscy ekstremiści". Całość wyszła przeciętnie.
Warto zaznaczyć, że w sektorze gości pojawił się Bogusław Leśnodorski. Ostatnim prezesem, który był z nami na wyjeździe był Marek Pietruszka (podróż Poznania przed kilkunastoma laty). Ciekawe jak zareagowaliby piłkarze, gdyby prezes po meczu poprosiłby ich przy ogrodzeniu o koszulkę ;)
Przebudzenie w naszych szeregach nastąpiło w drugiej połowie ale zdecydowanie za późno. Nieco lepiej śpiewaliśmy przez kilka ostatnich minut meczu, ale i tak do osiągnięcia odpowiedniego poziomu decybeli, brakowało sporo. Warto by wszyscy zastanowili się - po pierwsze, czy dali z siebie wszystko i po drugie, po co jeżdżą na wyjazdy. Jak ktoś lubi się napić w Sosnowcu, może tam jechać bez kupowania biletu na mecz.
W Chorzowie tradycyjnie wspierali nas przyjaciele z Zagłębia Sosnowiec, co oczywiście parę razy podkreślaliśmy okrzykami "Legia i Zagłębie, Zagłębie i Legia...". Pozdrowiona została także bielska Stal, której fani również obecni byli w naszym sektorze. Po meczu podziękowaliśmy piłkarzom - chyba bardziej za zdobycie mistrzostwa niż remis w Chorzowie, część z nich pozbyła się koszulek i... to by było na tyle. Po meczu czekaliśmy 40 minut na wyjście z sektora, po czym z buta udaliśmy się na dworzec, skąd dojechaliśmy do Sosnowca.
Za nami ostatni wyjazd w obecnym sezonie. Niestety poza liczbą, był on słabiutki w naszym wykonaniu. Tymczasem już w niedzielę mecz ze Śląskiem, na którym zabraknie kibiców gości, a my będziemy świętować mistrzostwo Polski na ulicach Warszawy. Miasto próbuje kombinować i odesłać nas jak najdalej od Starówki, ale zapewne będzie to tak skuteczne jak zawracanie kijem Wisły. Ważna uwaga do wszystkich - pamiętajcie, to jest nasze miasto i nikt nie ma przyzwolenia na jego demolowanie. Pilnujcie się nawzajem!