|
Kielce - Sobota, 14 września 2013, godz. 20:30 Ekstraklasa - 7. kolejka |
|
Korona Kielce
- 59' Janota
- 77' Sobolewski
- 89' Sobolewski
|
3 (0) |
|
Legia Warszawa
- 23' Radović
- 25' Dwaliszwili
- 47' Dwaliszwili
- 67' Kucharczyk
- 69' Dwaliszwili
| 5 (2) |
Sędzia: Tomasz Musiał Widzów: 10098 Pełen raport |
|
|
Rozgrzewka przed Lazio
Na Koronę, podobnie jak na Cracovię, bilety rozchodziły się dość opornie - wszystkie 710 wejściówek udało się sprzedać dopiero po trzeciej turze zapisów. Duża ilość wyjazdów, miesiąc obfitujący w wydatki, wszystko można zrozumieć. Jednak o ile zakład, że gdybyśmy grali np. w Poznaniu, taka sama pula rozeszłaby się zapewne w trzy, ale godziny - nie dni...?
Do Kielc tym razem wybieraliśmy się samochodami. Późna pora rozpoczęcia meczu sprawiła, że wyruszaliśmy o nietypowej porze, bo dopiero o godz. 15. Zbiórkę zaplanowano pod Legią. Problem w tym, że w sobotę parkowały tam autokary strajkujących związkowców, a na stadionie odbywał się turniej tenisa, tak więc ulice były pozamykane, a dojazd mocno utrudniony. Część osób fartem lub sposobem dostała się bezpośrednio na Łazienkowską, reszta musiała zostawić swoje auta w okolicy lub pod Źródłem i na zbiórkę udała się pieszo. Pod stadionem można było napotkać grupki kibiców rewidowane przez oddziały uzbrojonych po zęby policjantów - ciężko stwierdzić, czemu miało to służyć... Wiadome było, że w podobnej sytuacji niemożliwe jest wyruszenie spod stadionu kolumną, dlatego po pół godzinie ustalono, że spotykamy się wszyscy na podwarszawskiej stacji. W zamieszaniu nie wszyscy dotarli na zbiórkę, jednak dużej części się to udało.
W miarę uporządkowaną kolumną udało nam się dojechać pod Kielce. Dalej rozdzieliły nas światła, spontaniczne postoje małych grup, które dezorientowały jadących z tyłu itd. (nie każdy chyba rozumie, na czym polega jazda kolumną i jaki jest jej sens...), tak więc wiele aut wjeżdżało do miasta na własną rękę, w ciemno szukając później drogi. Policja tylko częściowo przygotowała się na taki obrót sprawy. Na większości skrzyżowań stały radiowozy, które wypatrywały samochodów z Warszawy i kierowały je we właściwą stronę. Mimo wszystko, były to działania mocno nieskoordynowane i co pewien czas trzeba było zawracać i kluczyć, nim udało się nawrócić na właściwą drogę. Część osób wykorzystała sytuację na poszukiwanie przygód, co w kilku przypadkach skończyło się na dokładnej rewizji aut przez policję. Koniec końców, na niecałe 2 godz. przed rozpoczęciem spotkania wszyscy dotarliśmy na parking pod stadionem.
Pogoda tradycyjnie - jak to w kieleckim ;) Wchodzenie na sektor przebiegało dość sprawnie. Głównym tematem rozmów przed meczem był oczywiście wyjazd do Rzymu, do którego pozostało zaledwie kilka dni. Trasa, koszty, hotele, środki transportu - mieliśmy ostatnią okazję, żeby wymienić się pomysłami i informacjami.
Sektor wypełniliśmy szczelnie, a większość osób pamiętała, żeby założyć białe bluzy lub koszulki, co dawało bardzo dobry efekt wizualny, podobnie jak później, kiedy klaskaliśmy czy podnosiliśmy szale. „Staruch” już przed meczem mobilizował do głośnego dopingu, przypominając, że do najbliższego wyjazdu - nie licząc Lazio - mamy ponad miesiąc, warto więc przed przerwą pokazać się z jak najlepszej strony.
Trybuny Korony, oprócz młyna, świeciły pustkami. Przed spotkaniem powitaliśmy gospodarzy wypominając im, że przyszli na stadion „dlatego, że my tu gramy”, były też wzajemne uprzejmości. Zaczęliśmy od donośnego "Mistrzem Polski jest Legia", później utrzymywaliśmy poziom, skandując "Legia Warszawa" i przez kilka minut to samo śpiewając. Młyn Korony zaczął równie dobrze, chociaż na naszym sektorze słychać ich było słabo - to dlatego, że mocno koncentrowaliśmy się na własnym dopingu. "Niepokonane miasto" ciągnęliśmy głośno przez dłuższą chwilę. W 8 minucie mało brakowało, a stracilibyśmy pierwszą bramkę - nie została jednak uznana (spalony). Umilkła przedwczesna radość Korony, a my nakręcaliśmy się do jeszcze głośniejszego śpiewu.
"Jesteśmy zawsze tam" skandujemy naprawdę głośno - później będziemy o tym przypominać wielokrotnie w trakcie meczu. „Staruch” nakręca: "Pokażmy, na co nas stać!". Pozdrawiamy gospodarzy tradycyjnymi "Deszczami", a później przypominamy piłkarzom - "dziś Warszawa czeka na zwycięstwo" i zachęcamy ich do wysiłku "Hej, Legia gol!". "Ma być przez cały czas tak głośno, jak głośno to kończycie!" zagrzewa nas „Staruch”. Skandujemy "Żyleta", a następnie przez dziesięć minut jedziemy "hitem z Wiednia". W 23. minucie spotkania bramka zdobyta przez wojskowych mobilizuje nas jeszcze bardziej - chwilę później kolejna. Piłkarze świętują blisko sektora gości, a my zachęcamy ich do dalszej walki. "Moja jedyna miłość", "Ja kocham Legię", "Będą kibice za Legią szli", "Dziś zgodnym rytmem" - repertuarem wyrażamy naszą radość.
Chwilę, w której tańczymy walczyka Korona wykorzystuje na bluzgi. Na odpowiedź nie musi długo czekać. Żeby przypomnieć im, kto jest zdobywcą tytułu, śpiewamy "Mistrzem Polski". Dobrze wychodzą nasze hity: "Szkoła, praca...", "W tramwaju jest tłok", "My kibice z Łazienkowskiej".
Po gwizdku kończącym pierwszą połowę i po rozpoczęciu drugiej kolejny raz przypominamy: "Jesteśmy zawsze tam!". Piłkarzy wracających na boisko wita "Czarna eLka". Jeszcze nie wszyscy zdążyli wrócić na sektor, a już po trzech minutach od gwizdka świętujemy kolejną bramkę, "wyginając śmiało ciała". "Trójka do zera, trafiła Legia frajera!" :)
„Staruch” przypomina trochę klasyki: "Śpiewajmy hej sialala", "Centralny Wojskowy", "CWKS-ie mój", "Gwizdek sędziego". Z dumą odśpiewujemy "Niepokonane miasto". "Zabawcie się trochę, więcej radości!" zachęca „S.”, tańczymy więc walczyka do "Moja jedyna miłość". Chwilę później to Korona cieszy się ze zdobytej bramki, co jednak nie psuje nam humorów.
"Ceeee...e!" zarzuca gniazdowy, a kiedy Korona próbuje nas obrażać odpowiadamy "twoja stara" i "Hanior". Nie może zabraknąć kilku słów do konfidenta - głośno skandujemy, co myślimy: "Hanior cwel!". Kiedy śpiewamy "Legia Warszawa to nasza duma i sława" piłkarze strzelają czwartego i piątego gola, dając nam powód do jeszcze większej dumy. Nad stadionem znowu niesie się chóralne "Mistrzem Polski". Pozdrawiamy zgody, nie brakuje również pozdrowień dla braci za kratami. Śpiewamy "Nasza Legia najlepsza w Polsce jest" i przypominamy, co robi z MKS-em. ;) Do „Legia Warszawa” klaszczemy dziś wyjątkowo równo, wsłuchując się w bęben. Trochę jednak obniżamy loty, co szybko zauważa „Staruch”, zachęcając do jeszcze większego wysiłku. W międzyczasie Korona zdobywa drugą bramkę, co jednak nie wpływa na poprawę ich dopingu. "Coście tak cicho" - dopytujemy się.
Trzy razy śpiewamy "hymn Warszawy", nim w końcu wychodzi satysfakcjonująco. "To się śpiewa dwa razy głośniej, przyłóżcie się, niech nas usłyszą" - zagrzewa „S.” - „Posłuchajcie, jaka tu cisza. Pokażmy, jak się dopinguje!” Po kilku podejściach udaje nam się zaśpiewać "Warszawę" na tyle głośno, że „S.” chwali - "Zajebiście!". Z równym entuzjazmem śpiewamy "Za nasze miasto" i "My kibice z Łazienkowskiej". "Legia albo śmierć, rozumiecie, co śpiewacie?!" nakręca gniazdowy. Śpiewamy więc jeszcze głośniej.
Na trzy minuty przed końcem Korona zdobywa bramkę. "Legia gol!" zachęcamy piłkarzy do zwiększenia przewagi nad przeciwnikiem. Nasz doping nie milknie nawet po końcowym gwizdku. Na koniec z dumą śpiewamy "Mistrzem Polski" i dziękujemy piłkarzom głośnymi oklaskami. Jeszcze tylko wspólnie odśpiewana "Warszawa", a następnie przypominamy przed Lazio "Tylko zwycięstwo". Głośno pozdrawiamy też Kubę Rzeźniczaka.
Po meczu „Staruch” dziękuje wszystkim za zaangażowanie w doping. Było naprawdę dobrze. Zachęca również, żeby każdy kto może, brał wolne i wybierał się do Rzymu. Po pół godzinie zostajemy wypuszczeni do samochodów. Imponującą kolumną wracamy do Warszawy, gdzie meldujemy się po 2 nad ranem. A już w czwartek widzimy się w Rzymie! :)
Frekwencja: 10098
Kibiców gości: 710
Flagi gości: 3
Doping Korony: 6
Doping Legii: 8
Autor: Agnieszka