|
Warszawa - Sobota, 19 lipca 2014, godz. 20:30 Ekstraklasa - 1. kolejka |
|
Legia Warszawa
|
0 (0) |
|
GKS Bełchatów
| 1 (1) |
Sędzia: Daniel Stefański Widzów: 8699 Pełen raport |
|
|
Słaba gra, słaba frekwencja
Frekwencja na Łazienkowskiej leci na łeb, na szyję, a wyniki osiągane przez piłkarzy nie wróżą szybkiej poprawy tego stanu rzeczy. Dodając do tego dość wysokie ceny biletów, znacznie mniejszą liczbę wykupionych karnetów i okres wakacyjny, można się poważnie zastanawiać, jak wyglądać będą trybuny naszego stadionu po kolejnych tak fatalnych meczach.
O ile spotkanie o Superpuchar Polski potraktowane zostało przez Legię ulgowo - szansę dostali młodzieżowcy, którzy przynajmniej walczyli i wbrew temu co mówił trener "wkładów do koszulek" - byli bliscy wygranej, to w ostatnich dwóch meczach coś było nie tak. Trudno przejść, wobec tak bezpłciowej gry, do porządku dziennego. Właściwie wszyscy czekali aż rozpocznie się skandowanie "Legia grać...", ale tym razem można je było usłyszeć dopiero po końcowym gwizdku sędziego.
Dobry wyjazd GKS-u
Naprawdę słabo wygląda liczba osób na ostatnich naszych meczach, a gra piłkarzy na pewno nie zachęca do przychodzenia na stadion tych niezdecydowanych. W końcu kolejny raz świętować mogą przyjezdni... Akurat kibice GKS-u Bełchatów nieźle zmobilizowali się na pierwszy wyjazd po powrocie do ekstraklasy. Zajęli zdecydowaną większość miejsc górnej trybuny w sektorze gości i przez cały mecz prowadzili doping. Ten wzmógł się po bramce dla ich drużyny. Trzeba przyznać uczciwie, że przyjezdni bawili się nieźle i byli słyszalni, szczególnie w momentach, gdy zmieniany był u nas repertuar, a także po zakończeniu spotkania.
Frekwencja tylko w przybliżeniu
Jeszcze w nawiązaniu do frekwencji... Nasz klub nie podaje w tym sezonie liczby widzów na trybunach. Zastanawialiśmy się ostatnio dlaczego, ale jedyna odpowiedź jaka przychodzi do głowy, to wstyd. 12, 10, a teraz niespełna 9 tysięcy kibiców - to fatalny wynik jak na mistrza Polski. Na każdej trybunie na sobotnim meczu było mnóstwo wolnych miejsc. Dość niefortunnie wybrano moment powiększenia sektora rodzinnego, biorąc pod uwagę godziny rozpoczęcia spotkań (20:30 lub 20:45).
Gwizdy
Żyleta od samego początku starała się wspierać swoją drużynę głośnym dopingiem. Mimo słabej postawy piłkarzy na boisku, nie było ani szydery, ani gwizdów (te pojawiały się przy akcjach gości w celu ich zdeprymowania), ani bluzgów. W pierwszej połowie głośno śpiewaliśmy m.in. "Ole ole", hit z Wiednia, czy "Za kibicowski trud". W repertuarze pojawiło się także "Ja kocham Legię lalalalala". W doliczonym czasie gry nasze gwiazdy straciły bramkę i gdy schodziły do szatni, żegnały ich gwizdy publiczności. Żyleta akurat w tym nie uczestniczyła, bo skończyła doping, gdy zawodnicy już zeszli z boiska.
Legia walcząca do końca?
Przez cały czas obowiązywała zasada, skandowana raz na jakiś czas - "Legia walcząca, Legia walcząca do K.O.ńca". Pewnie, gdyby udało się coś ustrzelić i wygrać po dramatycznej końcówce, hasło to można by uznać za przewodnie. Niestety, pozostało jedynie marzeniem kibiców. Starali się? Na pewno wielu piłkarzy przebywających na boisku, nie dało z siebie sto procent. W pierwszej połowie najbardziej zasuwał młodziak Ryczkowski, gdy Pinto raz po raz udowadniał, że Legia to dla niego za wysokie progi. Może poradziłby sobie w III-ligowych rezerwach, lub klubie partnerskim?
Do boju...
W drugiej połowie fani Legii od 70. minuty nakręcali się przy pieśni "Hej Legia gol". Wychodziło nieźle, były momenty, gdy brzmiało to naprawdę nieźle, ale tym razem nie natchnęło naszych grajków do strzelania bramek. Wcześniej nieźle wychodził nam Hit z Wiednia. Im bliżej było końca meczu, tym częściej pojawiały się sugestie - czas zarzucić "Legia grać...". Zamiast tego, cały czas pojawiał się okrzyk o "Legii walczącej do końca" i pieśń "Do boju Legio marsz!". Było kilka sytuacji, po których pojawiły się pretensje do sędziów ("PZPN, PZPN j..., j... PZPN"), ale uczciwie - to nie oni mieli wpływ na końcowy wynik, tylko brak pełnego zaangażowania wszystkich graczy, mających na swoich koszulkach herb, który zobowiązuje do walki. Nas tymczasem zobowiązuje hasło "Legia albo śmierć" - nie poddajemy się, jesteśmy do końca za Legią, na dobre i na złe. Dopiero po końcowym gwizdku przyszło rozliczenie tych, którzy kolejny raz z rzędu nie są w stanie godnie reprezentować naszych barw.
Legia grać!
"Legia grać, k... mać" - skandowali kibice z Żylety, chwilę po tym, jak sędzia odgwizdał koniec meczu. "Co wy robicie, wy naszą Legię hańbicie" - śpiewano chwilę później. Tym razem piłkarze podeszli pod naszą trybunę, gdzie przybijali piątki, ale chętnych do tego nie było zbyt wielu. Najwyższy czas wziąć się do roboty! Na wyjazdach fani Legii, po takich spotkaniach jak ostatnio, zazwyczaj zachęcali piłkarzy do "powrotów z buta". Może rozwiązaniem, będzie sprzątanie trybun przez zespół po tak kompromitujących występach?
Oldschoolowe oflagowanie
Przy okazji warto zwrócić uwagę na oflagowanie naszej trybuny na meczu z GKS-em. Pojawiło się sporo wysłużonych flag, w tym 30-metrowa barwówka, prezentowana ostatnio, a także inne, które nie wisiały na naszych trybunach naprawdę długo. Oprócz nich swój debiut zaliczyła nowa flaga "Marki". Legioniści, w nawiązaniu do jednego z wywiadów z Wojtkiem Hadajem, wywiesili transparent "Dziękujemy Hadajowi, chcemy nowego spikera!!!".
Przed nami wyjazd do Dublina, na miejmy nadzieję, nie ostatni mecz w europejskich pucharach. Później nie dane nam będzie pojechać na Cracovię (zakaz wyjazdowy po meczu z Jagiellonią) i... prawdopodobnie mecz przy Łazienkowskiej z Celtikiem. Wszystko w nogach piłkarzy.
Frekwencja: 8700
Kibiców gości: 435
Flagi gości: 3
Autor: Bodziach