Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Sobota, 9 sierpnia 2014, godz. 20:30
Ekstraklasa - 4. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 46' Vrdoljak
  • 49' Kosecki
  • 64' Vrdoljak (k)
  • 70' Sa
  • 80' Sa
5 (0)
Herb Górnik Łęczna Górnik Łęczna
    0 (0)

    Sędzia: Jarosław Przybył
    Widzów: 10344
    Pełen raport

    Fuck UEFA

    To, co się wydarzyło w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin, przypomina tragifarsę. Jeszcze w środę wieczorem wszyscy cieszyliśmy się jak dzieci, że po pokonaniu Celtiku Glasgow w dwumeczu aż 6-1 marzenia o Lidze Mistrzów są naprawdę realne. Wystarczyło tylko jeszcze pokonać ostatniego przeciwnika w 4. rundzie kwalifikacyjnej i nasz klub, po ponad 18 latach przerwy, walczyłby o najwyższe europejskie cele w fazie grupowej tych prestiżowych rozgrywek.

    No właśnie, walczyłby… W ciągu 36 godzin nasze łzy radości zamieniły się w smutek, niedowierzanie i niewyobrażalną wściekłość. Komisja Dyscyplinarna UEFA dopatrzyła się występu w meczu rewanżowym zawieszonego za czerwoną kartkę z poprzedniego sezonu Ligi Europy Bartosza Bereszyńskiego i ukarała Legię walkowerem 3-0 na korzyść szkockiego klubu, co na podstawie przepisu o golach zdobytych na wyjeździe oznaczało, że to Celtic zagra w rundzie play-off do Champions League. Niektórzy pewnie powiedzą, że takie są przepisy, że prawo to prawo. Nie będę tego negował, bo przez to „niedopatrzenie”, przez ten „urzędniczy” błąd faktycznie złamano prawo. Chyba wszyscy odczuwamy jednak niesamowite poczucie krzywdy, ponieważ ta kara ma niewiele wspólnego z duchem sportowej rywalizacji. Nasi piłkarze zostawili serce na boisku i ten wyrok uderza przede wszystkim w nich. Walczyli jak lwy tylko po to, żeby dostać ochłap w postaci czwartej rundy eliminacyjnej do Ligi Europy i to w dodatku z drużyną z Aktobe, które leży na pograniczu Europy i Azji.

    Obecnie musimy się skupić na wspieraniu naszych zawodników, bo oni jak nigdy wcześniej tego wsparcia naprawdę potrzebują. Właściciele klubu zamierzają się odwołać od decyzji UEFA. Czy to coś da, czas pokaże. Sprawiedliwość jest silniejsza nawet od prawa. Tego się trzymajmy!

    Konfrontacja z łęcznianami nie przyciągnęła na trybuny naszego stadionu zbyt wielu widzów. Ba, wydaje nam się, że przybyło chyba najmniej kibiców w tym sezonie, choć oficjalna liczba widzów, którą podał klub to 10 344.

    Na gnieździe tym razem pojawił się „Szczęściarz”. Goście przyodziani w zielone koszulki przybyli do stolicy w przyzwoitej liczbie 300 osób. Wywiesili trzy flagi, z których jedna należała do zaprzyjaźnionej Chełmianki, a także jeden transparent odnoszący się do pamięci o Romanie Dmowskim. Łęcznianie koncentrowali się na dopingu dla swojej drużyny. Zarówno oni, jak i my oszczędziliśmy sobie wzajemnych uszczypliwości.

    Tematem przewodnim, który poruszaliśmy zarówno przed, jak i w trakcie spotkania, była piątkowa decyzja UEFA, przez którą Legia została pozbawiony marzeń i wyeliminowana z gry o Ligę Mistrzów. Już na długo przed rozpoczęciem meczu z naszych gardeł niosły się przyśpiewki ku pokrzepieniu serc, nawiązujące do zaistniałej sytuacji: „Ch*** z działaczami…”, „Ch*** z wynikami…”, a także „Ch*** z układami, hej Legio jesteśmy z Wami!”. Mimo wyraźnych pustek na trybunach odwiedzili nas przyjaciele z Sosnowca, których piłkarze rozgrywali swój mecz w pobliskim Legionowie. Na stadionie pojawiła się także delegacja fanów zaprzyjaźnionego FC Den Haag.

    Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem skandowaliśmy imię i nazwisko zawodnika Górnika Sebastiana Szałachowskiego, który w latach 2005-2011 reprezentował barwy naszego klubu. Po odśpiewaniu „Snu o Warszawie” zaśpiewaliśmy to, co tego dnia nam zdecydowanie najlepiej wychodziło i pozwalało choć częściowo pozbyć się negatywnych emocji. „Fuck UEFA!” niosło się po całym stadionie. Po „pozdrowieniu” UEFA odśpiewaliśmy „Mistrzem Polski jest Legia!”. Kolejny raz nie pozostawiliśmy także suchej nitki na byłym zawodniku „wojskowych” Wojciechu Kowalczyku, który przepowiadał, że Celtic „zgwałci” Legię.

    Mimo że w pierwszej połowie spotkania nasz repertuar był dość bogaty (przećwiczyliśmy większość piosenek śpiewanych przy Łazienkowskiej, m.in. „Gwizdek sędziego rozpoczyna wielki mecz”, „W tramwaju jest tłok”, „Moja jedyna miłość” czy „Dziś zgodnym rytmem”), jego wykonanie pozostawiało sporo do życzenia. Brakowało w nim zaangażowania i polotu. Ożywialiśmy się przede wszystkim wtedy, kiedy szkalowaliśmy europejską federację piłkarską. Nawet specjalnie z tej okazji przerobiliśmy utwór „Chociaż ciężki jest czas”, w którym hasło „PZPN” zastąpił zwrot „UEFA wciąż”.
    Zatańczyliśmy także „Labadę”, pozdrowiliśmy nasze zgody oraz przypomnieliśmy, która trybuna w Polsce jest tą najlepszą. Zdecydowanie najdonośniej wychodziło nam śpiewanie hitu z Wiednia, „Ole, ole, ole, ola” oraz „Legia gol allez, allez”. Nie zapomnieliśmy także o przyśpiewce „My kibice z Łazienkowskiej”, która w zaistniałych okolicznościach stanowiła bardzo wymowny utwór.

    Na trybunach pojawiło się kilka transparentów: Czwarty raz został wywieszony transparent skierowany do spikera, życzenia wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia dla Pauliny i Kuby, „Agatko jesteśmy z Tobą!” i „V kolumna – won z Legii”.

    Drugą połowę rozpoczęliśmy od przyśpiewki z rzadka goszczącej na naszym stadionie. „Do boju Legio marsz!” – krzyczeliśmy głośno. Przebieg pierwszej części rywalizacji zapowiadał bicie głową w mur, a tymczasem tuż po rozpoczęciu drugiej odsłony spotkania nasze nawoływanie przyniosło skutek – Ivica Vrdoljak głową pokonał bramkarza rywali. Uradowani kibice głośno skandowali imię i nazwisko kapitana legionistów. Emocje nie zdążyły jeszcze na dobre opaść, a Legia prowadziła już 2-0! Tym razem doskonałe dośrodkowanie Radovicia wykorzystał Kuba Kosecki. Po raz pierwszy od dłuższego czasu mogliśmy śmiało wyginać ciało i tego dnia wyginaliśmy je jeszcze kilka razy. ;)

    W ciągu kolejnych minut meczu skupialiśmy się na śpiewaniu „Ole, ole, ole, ola”, a następnie ponownie zatańczyliśmy legijnego walczyka. W 64. minucie rywalizacji zawodnik Górnika Tomislav Božić sfaulował w polu karnym Radovicia. Sędzia wyrzucił go z boiska i podyktował rzut karny dla „wojskowych”. Do piłki Ivica Vrdoljak i przełamał się po dwóch wcześniejszych nieudanych próbach. 3-0! Trybuny eksplodowały i zaśpiewały „Vrdoljak Ivica, kocha Cię cała stolica!”. To chyba raz na zawsze ucięło spekulacje tych, którzy sądzili, że fani Legii przez cały czas byli wściekli na Ivicę za chybione karne z pierwszego meczu z Celtikiem na Estadio WP.
    Chwilę później boisko opuścił żegnany skandowaniem i głośnymi brawami Marek Saganowski. Wiedząc, że zwycięstwo mamy już w kieszeni, krzyczeliśmy „Śpiewajmy hej sialala”. Na miejscę „Sagana” trener Henning Berg wpuścił na boisko Orlando Sa i trzeba przyznać, że miał nosa. Sa okazał się bowiem katem łęcznian, wbijając im kolejne dwie bramki w ciągu dziesięciu minut. Gdy sędzia zagwizdał po raz ostatni, zaśpiewaliśmy hymn naszego klubu.

    Po meczu chwilę ciszy na stadionie wykorzystali fani Górnika, zarzucając „Nigdy nie zginie, nasz Górnik nigdy nie zginie!”. Łęcznianie, podobnie jak my, walczyli swego czasu z „okupantem”, który zmienił nazwę ich klubu.

    Po meczu piłkarze przyszli podziękować nam za doping. Utwierdzaliśmy ich w przekonaniu, żeby niczym się nie martwili, a zwłaszcza piątkową decyzją: „Ch*** z układami, hej Legio jesteśmy z Wami!”. Razem zaśpiewaliśmy „Ole, ole, ole, ola” oraz „Warszawę”, a na sam koniec jeszcze raz zaintonowaliśmy hit „Fuck UEFA!”.

    Frekwenca: 10344
    Kibiców gości: 303
    Flagi gości: 4