Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Bielsko-Biała - Środa, 1 kwietnia 2015, godz. 20:00
Puchar Polski - 1/2 finału
Herb Podbeskidzie Bielsko-Biała Podbeskidzie Bielsko-Biała
  • 84' Korzym
1 (0)
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 24' Masłowski
  • 30' Vrdoljak
  • 71' Kucharczyk
  • 87' Kosecki
4 (2)

Sędzia: Mariusz Złotek
Widzów: 5864
Pełen raport

Prima aprilis

1 kwietnia to międzynarodowy dzień robienia sobie psikusów. W dniu pierwszego półfinałowego meczu przeciwko zespołowi Podbeskidzia o piłkarski Puchar Polski wszystko wydawało się żartem – począwszy od pogody, która kpiła z kibiców, zmieniając się jak w kalejdoskopie (a to wychodziło słońce, a to padał deszcz, a to można było doświadczyć silnych porywów wiatru czy śnieżnej zawiei…), przez wynik ze Stargardu Szczecińskiego, w którym drugoligowa drużyna Błękitnych, w składzie której znaleźli się m.in. strażak czy więzienny „klawisz”, pokonała 3-1 poznańskiego Lecha, a skończywszy na samym wyniku z Bielska-Białej – TS przegrało z nami 1-4. Przypadek? ;)

Tego dnia byliśmy zresztą świadkami jeszcze jednej niespodzianki. Ta miała miejsce na samych trybunach Stadionu Miejskiego przy Rychlińskiego 19. Jako że bielski obiekt w dalszym ciągu znajduje się w budowie (choć koniec budowy już blisko), wydawało się, że kwestia wspierania Legii na Pogórzu Śląskim będzie niemożliwa. Otóż nie! Wszystko za sprawą skrzętnej akcji naszych bialskich „układowiczów”, którzy kilka dni przed pucharowym pojedynkiem nabyli bez żadnych problemów bilety na sektory gospodarzy.

W dniu meczu zaczęliśmy wchodzić na stadion w kilku-/kilkunastoosobowych grupach, po czym zebraliśmy się w jednolity kolektyw blisko... młyna fanów Podbeskidzia. W liczbie ponad dwustu osób połączone siły BKS, legionistów i naszych przyjaciół z Sosnowca zajęły miejsca na jednym z górnych i dolnych sektorów budowanego obiektu, blisko narożnika, po czym fani Stali, jak gdyby nigdy nic, wywiesili swoją flagę „BIELSZCZANIE”. Jako że kibice zgromadzili się w jednym miejscu, to ani ochrona ani dyrektor ds. bezpieczeństwa nie zdecydowali się na interwencję. Jedyne, co uczynili, to oddzielili gospodarzy od „gości” minikordonem.

Warto odnotować, że kibice Podbeskidzia, którzy tworzyli młyn, dopingowali swój zespół z twarzami… zasłoniętymi chustami i kominiarkami. Co więcej, „Górale” dali ciała na całej linii – najpierw wywieszając swoją flagę „Bielska Twierdza” do góry kołami, a następnie w żaden sposób nie reagując na obecność wrogiej ekipy podczas własnego meczu.

fot. Mishka

W końcu to, co tego dnia mogło się wydawać co najwyżej primaaprilisowym żartem, stało się faktem – zaczął się regularny i całkiem donośny doping dla Legii. „Jesteśmy zawsze tam!” – niosło się po trybunach bielskiego stadionu. Niektórzy fani Podbeskidzia szeroko otwierali oczy ze zdumienia, nie mogąc uwierzyć, że na ich meczu pojawili się fanatycy lokalnych rywali wraz z legionistami i zagłębiakami. „Legia – Bielsko – Zagłębie” – śpiewaliśmy grzmiąco. Kibice z młyna „Górali” chcieli jakkolwiek zareagować na tę krępującą dla nich sytuację, ale jedyne, na co było ich tego dnia stać, to próby lżenia "Wojskowym". Odpowiadaliśmy im sporadycznie, woląc skupić się na własnym dopingu. Wielokrotnie z naszych gardeł wydobywał się okrzyk „Legia Warszawa!”. Kilka razy intonowaliśmy głośne „Ceeeeeeeee!”. Pozdrawialiśmy także Zagłębie i bialską Stal, dobitnie podkreślając, że w Bielsku panuje tylko BKS. Bramki zdobyte przez Masłowskiego i Vrdoljaka stanowiły miły dodatek do całej sytuacji i wprowadziły w nasze szeregi jeszcze lepszy nastrój.

Drugą połowę spotkania ponownie rozpoczęliśmy od głośnego „Jesteśmy zawsze tam!”. Zresztą tego dnia tę przyśpiewkę można było usłyszeć co najmniej kilkukrotnie. „To my fani z Bielska, zna nas cała Polska!”, „Bielsko jest nasze” czy „Stal, Stal, bialska Stal” to tylko część repertuaru, który intonowaliśmy. Jednocześnie różnorako szydziliśmy z Podbeskidzia, które zdawało się cichnąć z minuty na minutę. Dzięki temu nasz doping był naprawdę wyraźnie słyszalny na całym stadionie. Po tym jak arbiter podyktował rzut karny dla „Górali” za zagranie „Sagana” ręką w polu karnym, do futbolówki podszedł Adam Deja. Dušan Kuciak wybornie obronił jednak jedenastkę, co spowodowało eksplozję radości w naszym sektorze. W podzięce donośnie skandowaliśmy nazwisko naszego golkipera.

fot. Mishka / Legionisci.com

Obserwując wydarzenia boiskowe zachęcaliśmy piłkarzy Legii, by z jeszcze większym impetem napierali na bramkę Podbeskidzia. „My chcemy gola, hej Legio, my chcemy gola!” – krzyczeliśmy. Nasze nawoływania zostały wysłuchane, bo jakiś czas później Kucharczyk pokonał golkipera „Górali”. Nie mogło także zabraknąć przyśpiewki „Trójka do zera, trafiła Legia frajera!”. Podbeskidzie próbowało się odgryźć poprzez intonowanie „Legia! Co?!” na dwie trybuny, lecz zamiast spodziewanej odpowiedzi, otrzymywali od nas ripostę „3-0!”. Gdy zamilkli, próbowaliśmy się dowiedzieć, co było tego powodem. Pytanie „Coście tak cicho?!” pozostało jednak bez odpowiedzi. Jednocześnie zasugerowaliśmy im, aby po meczu schowali szaliki do spodni. ;) „Gracie u siebie, hej Legio, gracie u siebie!” – śpiewaliśmy.

Jedynym momentem, w którym stadion wyraźnie się ożywił, była bramka zdobyta przez ekslegionistę Maćka Korzyma. Radość fanów Podbeskidzia nie trwała jednak długo, bo chwilę później Kuba Kosecki strzelił dla Legii czwartego gola. Jako że było już „pozamiatane”, cenne rady otrzymali kibice gospodarzy, którzy zaczęli opuszczać trybuny: „Zwijać te szmaty i wyp… do chaty!” oraz „Idźcie do domu, my nie powiemy nikomu!”. Na koniec zaśpiewaliśmy jeszcze „Ole, ole, ola, ola” i niespodziewany, niemal primaaprilisowy wyjazd można było uznać za odhaczony.

Warto dodać, że w drugiej połowie meczu w naszym sektorze chłopaki z Jelonek wywiesiły transparent „Michał, trzymaj się! (L)”, skierowany do jednego z kibiców. Po meczu odśpiewaliśmy z piłkarzami „Warszawę” i głośno krzyczeliśmy: „Walczyć, trenować, Warszawa musi panować!”. Futboliści odwdzięczyli się nam brawami, po czym udali się do szatni. My z kolei, przez nikogo nie niepokojeni, swobodnie opuściliśmy obiekt przy Rychlińskiego i udaliśmy się do domów.

Cztery bramki zdobyte na wyjeździe stawiają „wojskowych” w bardzo korzystnej sytuacji przed przyszłośrodowym rewanżem w Warszawie. Właściwie chyba już w tej chwili można stwierdzić, że 2 maja wszyscy widzimy się na finale po prawej stronie Wisły. Wcześniej jednak zagramy ligowy mecz przeciwko Piastowi Gliwice. Ten już w Wielką Sobotę o 20:30.

Autor: Hugollek