Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Brugia - Czwartek, 5 listopada 2015, godz. 19:00
Liga Europy - 4. kolejka
Herb Club Brugge KV Club Brugge KV
  • 39' Meunier
1 (1)
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
    0 (0)

    Sędzia: Marijo Strahonja (Chorwacja)
    Widzów: 19000
    Pełen raport

    Jesteśmy zawsze tam!

    Właściwie ostatnie trzy spotkania Legii w fazie grupowej Ligi Europy były meczami "ostatniej szansy". Wyniki osiągane przez naszych zawodników na szczęście nie miały żadnego wpływu na zainteresowanie wyjazdem do Brugii. Komplet biletów rozszedł się błyskawicznie, a legioniści na trybunach pokazali się z bardzo dobrej strony. Pod względem dopingu był to jeden z najlepszych wyjazdów ostatnich lat.
    Fani z Łazienkowskiej do Brugii podróżowali na różne sposoby. Wiele osób wybrało tanie lotnicze połączania Modlin - Charleroi, ale w drogę ruszyło również wiele samochodów, busów i autokarów. Trasa nie była zbyt męcząca i już w środę w Belgii dało się zobaczyć spore ilości warszawiaków, którzy szczególnie wieczorem szukali możliwości do dobrej zabawy na mieście. Z tym było różnie, bowiem w Brugii nocą właściwie zamiera życie. Trzeba jednak przyznać, że łysy z UEFA dawno nie wylosował nam tak ładnego miasta. Nie brakowało więc chętnych do zwiedzania, ani tych, którzy w dniu meczu raczyli się lokalnymi browarami. Policja obstawiła przede wszystkim dworzec główny, gdzie dokonywano szczegółowej kontroli osobistej, głównie w celu znalezienia środków pirotechnicznych.

    fot. Woytek / Legionisci.com

    Zbiórka przed czwartkowym spotkaniem miała miejsce na jednym z głównych placów miasta. Stamtąd kolejnych 3,5 kilometra pokonaliśmy pieszo. Policja obstawiająca maszerujących kibiców nie robiła żadnych problemów - starali się nie prowokować. Zanim weszliśmy na plac znajdujący się bezpośrednio przy wejściu na stadion, czekała nas trzykrotna kontrola biletów (później miały miejsce dwie kolejne). Tam natomiast znajdowała się scena, z której, tak jak w Eindhoven, puszczana była muzyka, a także można było zakupić przekąski i browary. Przy wejściu na stadion odbywała się bardzo szczegółowa kontrola osobista. Na mniej więcej godzinę przed pierwszym gwizdkiem sędziego, zameldowaliśmy się w sektorze gości w komplecie. Trybuny gospodarzy tymczasem świeciły wówczas pustkami. Co ciekawe, Belgowie na trybunę, gdzie znajdował się ich młyn - za drugą bramką - zapełnił się dopiero na 5 minut przed rozpoczęciem meczu. Podobnie zresztą pozostałe trybuny.

    Sektor gości na stadionie Clubu Brugge znajduje się w narożniku, za jedną z bramek. Ten jest dość stromy i dzięki temu widoczność jest bardzo dobra. Ponadto znaczna jego część znajduje się pod dachem, dzięki czemu nasz doping był świetnie słyszalny na całym stadionie. Tylko punkty cateringowe wyglądają trochę jak z lat 90-tych w Polsce. Osobne kolejki do zakupu hot-dogów, osobne do zakupu napojów (w tym również piwa), do tego brak możliwości płatności kartą, nie mówiąc o warunkach sanitarnych. Ale nie najeść się, czy napić, przyjechaliśmy w końcu do Brugii, tylko by odpowiednio reprezentować i sławić nasz klub.

    Od początku spotkania staraliśmy się dawać z siebie wszystko. Wraz z nami pojawili się przedstawiciele wszystkich zgód, w tym liczna grupa FC Den Haag. Legioniści, którzy przed meczem zakupili bilety na sektory gospodarzy, nie mieli większych problemów z wejściem na nasz sektor. Mimo to na skraju trybuny prostej, z lewej strony naszego sektora, pojawiło się kilkadziesiąt osób w białych koszulkach, którzy przez całe spotkanie starali się głośno wspierać Legię. Przez jakiś czas śpiewaliśmy zresztą "Warszawę" i "Za nasze miasto" na dwie strony, co wychodziło naprawdę przyzwoicie. Nasi gracze z pewnością mogli czuć się jak u siebie. Doping gospodarzy z naszej perspektywy, mimo że melodyjny, nie miał takiej mocy jak ryk dochodzący z gardeł warszawiaków. W trakcie meczu kilka razy pozdrawialiśmy nasze zgody, w tym oczywiście obecnych na naszym sektorze fanów z Hagi. "We love you Den Haag, we do" - niosło się z naszego sektora.

    Prawdziwy pokaz naszych możliwości miał miejsce w drugiej połowie. Wtedy przez ponad 30 minut jechaliśmy z całych sił "Jesteśmy zawsze tam, gdzie nasza Legia gra...", rytmicznie przy tym klaszcząc. Z każdą minutą śpiewaliśmy coraz głośniej, a gdy wydawało się, że osiągnęliśmy już maksimum możliwości, nastąpiło kilkanaście sekund na nabranie sił i ryknęliśmy jeszcze głośniej. Można jedynie żałować, że w tym okresie spotkania naszym zawodnikom nie udało się zdobyć wyrównującej bramki, bowiem wówczas mogliśmy pobić to, co udało się nam osiągnąć kilka dobrych lat temu w Wiedniu.



    Przez całą drugą połowę lało niemiłosiernie. Odczuli to jednak, oprócz zawodników, tylko fani zasiadający na skraju naszego sektora. Około 60. minuty padło hasło "Cała Legia bez koszulek", po czym cały nasz sektor pozbył się okryć wierzchnich. Doping w drugiej części spotkania można uznać jako jeden z najlepszych w ostatnim czasie podczas naszych meczów wyjazdowych. Po "Jesteśmy zawsze tam...", bardzo dobrze wychodziło nam "Hej Legia gol". Tuż przed końcem meczu odśpiewaliśmy jeszcze hymn narodowy. Końcowy gwizdek sędziego wcale nie zakończył dopingu z naszej strony. Gospodarze świętujący zwycięstwo, zasiadający w pobliżu naszego sektora, zaczęli bić brawo naszej ekipie.

    fot. Mishka / Legionisci.com

    Po meczu podziękowaliśmy piłkarzom za walkę okrzykiem "Walczyć, trenować...", po czym jeszcze jeszcze dobrych kilka minut pośpiewaliśmy. Belgowie w ciągu pięciu minut opuścili stadion. My zaś poczekaliśmy na trybunach przez około 40 minut, po czym w deszczu przyszło nam maszerować w stronę centrum. Ci, którzy nie mieli samochodów zaparkowanych w pobliżu stadionu, zmokli niemiłosiernie. Złapanie taksówki na tej trasie graniczyło z cudem, więc nic dziwnego, że większość nas była przemoczona do suchej nitki.

    Zdecydowana większość legionistów w Brugii została jeszcze parę dni - tak, by zdążyć na niedzielne spotkanie ligowe z Pogonią. Pojedyncze osoby ruszyły furami zaraz po meczu, zaś pierwsza ekipa samolotowa, wystartowała w piątkowy poranek.

    Przed nami mecz z Pogonią na naszym stadionie, po którym nastąpi kolejna przerwa reprezentacyjna. Przed spotkaniem prowadzona będzie przed Sports Barem zbiórka dla czworonożnych psów. Portowcy do Warszawy przyjadą pociągiem specjalnym.

    Szanse na awans do 1/16 finału LE mamy znikome, ale jak informują statystycy, cały czas są - ponoć na poziomie 1,75 procenta. Tak więc nie wszystko stracone ;). Bez względu na wyniki osiągane przez naszych piłkarzy, naszym obowiązkiem jest godne pożegnanie się z tegoroczną edycją europucharów - przy Łazienkowskiej zagramy jeszcze z duńskim FC Midtjylland, zaś w grudniu pojedziemy do Neapolu. Zgodnie z hasłem "Ch... z wynikami, hej Legio jesteśmy z wami", godnie reprezentujemy barwy do końca.

    Frekwencja: 19 000
    Kibiców gości: 1 500
    Flagi gości: 9

    Autor: Bodziach