✔ Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności. ROZUMIEM
Po wyjazdowej porażce w Brugii, która zmniejszyła szanse Legii na wyjście z grupy Ligi Europy niemal do zera, wszyscy liczyliśmy na dobry występ naszego zespołu podczas ligowej potyczki z Pogonią Szczecin. Pojedynek z "portowcami" nie przyciągnął zbyt wielu legionistów na stadion i to mimo że oba zespoły sąsiadowały z sobą w tabeli, a od wyniku meczu zależało, która drużyna znajdzie się na drugim miejscu.
Może niektórzy kibice przestraszyli się porywistego wiatru, który dawał o sobie znać tego dnia w Warszawie ;). Tym z kolei, którzy zameldowali się na Estadio WP, ów wiatr musiał "przewiać" gardła, ponieważ doping nie stał na dobrym poziomie.
Na gnieździe pojawił się tym razem Szczęściarz i starał się zachęcać zgromadzonych do regularnego, głośnego dopingu. Niestety, jego prośby w ciągu całego meczu poskutkowały zaledwie kilka razy. Tradycyjnie przed pierwszym gwizdkiem sędziego odśpiewaliśmy "Sen o Warszawie" oraz "Mistrzem Polski jest Legia". By ta ostatnia piosenka nie była jedynie piękną metaforą, lecz stała się za kilka miesięcy niezaprzeczalnym faktem, "wojskowi" nie mogli sobie pozwolić na stratę kolejnych ligowych punktów. Staraliśmy się ich wspierać w odniesieniu zwycięstwa, ale sami przeżywaliśmy wokalny kryzys.
Kibice ze Szczecina dość szczelnie wypełnili górną część sektora dla gości i przez całe spotkanie dopingiem wspierali swój zespół. Fani "portowców" wywiesili też kilkanaście flag.
Chwilę po rozpoczęciu spotkania odtańczyliśmy walczyka "Labada", pozdrowiliśmy nasze zgody i odśpiewaliśmy "Ole, ole, ole, ola" na dwie trybuny. Nawet zazwyczaj bardzo głośne "Ceeeee" brzmiało znacznie ciszej niż zwykle. Warto jednak podkreślić, że odświeżyliśmy utwór "Gwizdek sędziego rozpoczyna wielki mecz".
W trakcie odśpiewywania "Legia, Legia, Legia, Legia goool" doświadczyliśmy jedynego pozytywnego momentu tego meczu. Tomasz Brzyski dośrodkował piłkę w pole karne, a tam w pogotowiu stał już Tomasz Jodłowiec, który z najbliższej odległości pokonał golkipera gości. Legioniści objęli prowadzenie, które, jak się później okazało, miało wartość trzech punktów. My wpadliśmy w szał radości i z tego powodu chwilę później nuciliśmy przyśpiewkę o niepokonanym mieście.
Momentami prezentowaliśmy się naprawdę dobrze. Przy hicie z Wiednia oraz "Legia gol, allez allez", które "wałkowaliśmy" przez dobrych kilka minut, poziom decybeli na "Żylecie" podniósł się zdecydowanie. Na kolejne przyśpiewki nie starczyło nam już jednak energii, choć ożywialiśmy się podczas "pozdrawiania" Patryka Małeckiego czy Polskiego Związku Piłki Nożnej.
W przerwie na chwilę na gniazdo wszedł "Staruch" i zaprosił wszystkich na uroczystości związane z jubileuszem dziesięciolecia Nieznanych Sprawców: koncert charytatywny na rzecz Łukasza "Brunka" Doleckiego, który odbędzie się 14 listopada w klubie "Iskra" oraz na urodziny grupy, które będą świętowane przy Łazienkowskiej podczas meczu ze Śląskiem 21 listopada.
Drugą połowę pojedynku ze szczecinianami rozpoczęliśmy z przytupem. Fajnie wychodziło nam śpiewanie "Do boju, Legio marsz!". Nie najgorzej było też z "Ole, ole, ole, ola" oraz z "Legiaaaa! Legia Warszawa!". Kiedy wydawało się, że wychodzimy na prostą, nagle znowu coś "siadło". Nawet gdy usiedliśmy na żylecie by po chwili wstać i wykrzyknąć "Hej Legia gol!", to nie było tej mocy, jakiej oczekiwaliśmy.
Krótko przed końcem meczu ponownie odśpiewaliśmy "Mistrzem Polski jest Legia", by chwilę później przez kilka minut po raz kolejny skupić się na nuceniu "hitu z Wiednia". Ten wychodził nam naprawdę nieźle.
Gdy sędzia Tomasz Musiał użył swojego gwizdka ostatni raz, spiker zapytał nas o zwycięzcę tego pojedynku. Jak nietrudno się domyślić, odpowiedź mogła być tylko jedna. Kilka minut później do "Żylety" podeszli nasi zawodnicy. Zaśpiewaliśmy z nimi wspólnie "Ole, ole, ole, ola", a po chwili przypomnieliśmy im, że muszą walczyć i trenować, bo stolica musi panować. By ich ku temu zachęcić, zaintonowaliśmy "Mistrz, mistrz, Legia mistrz!".
Mecz przeciwko Pogoni z pewnością będzie należeć do tych, o których chcemy jak najszybciej zapomnieć i to nie tylko ze względu na to, że był on nudny, ale przede wszystkim dlatego, że zaprezentowaliśmy się kiepsko na trybunach. Okazję do rehabilitacji będziemy mieć już za półtora tygodnia – w środę 18 listopada o 20:45 spotykamy się ponownie przy Łazienkowskiej. Tym razem "wojskowi" rozegrają rewanżowe spotkanie w ramach 1/4 finału Pucharu Polski, a ich przeciwnikami będą zawodnicy Chojniczanki Chojnice. Kilka dni później zagramy ze Śląskiem.