Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Kraków - Sobota, 12 marca 2016, godz. 18:00
Ekstraklasa - 27. kolejka
Herb Cracovia Cracovia
  • 8' Jendrisek
1 (1)
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 2' Guilherme
  • 83' Prijović
2 (1)

Sędzia: Bartosz Frankowski
Widzów: 14000
Pełen raport

Tak to już bywa...

Na obiekcie przy Kałuży ostatni raz gościliśmy ponad dwa i pół roku temu – w sierpniu sezonu 2013/2014. Rok później mecz Legii w Krakowie odbywał się bez naszego udziału, a wszystko za sprawą półrocznego zakazu wyjazdowego. Nie dziwi więc, że chętnych do wspierania „wojskowych” - zwłaszcza na tak wrogim terenie - nie brakowało. Ostatecznie w sektorze zameldowało się 774 legionistów wspieranych przez zgody.
Na południe Polski udaliśmy się tradycyjnie pociągiem specjalnym, który wyruszył z Warszawy Zachodniej w samo południe. Przejazd minął nam w iście ekspresowym tempie, bo już o 14:40 przyjechaliśmy na dworzec główny w Krakowie, skąd okrężną drogą zostaliśmy przewiezieni autobusami na stadion. Pod sektorem zameldowaliśmy się przed 16. Do meczu pozostawało dość dużo czasu, co dawało nadzieję, że każdy wejdzie na sektor przed pierwszym gwizdkiem. Jak się jednak okazało, nic bardziej mylnego. Wchodzenie odbywało się bardzo mozolnie, w kilkunastoosobowych grupach. Przed przekręceniem kołowrotka stewardzi skrupulatnie sprawdzali nasze nazwiska na listach, po czym prosili o „uśmiech” do zamontowanej nad bramkami kamery. Gdy już spora część naszej delegacji przeszła drobiazgową kontrolę i znalazła się w sektorze gości, a na wejście czekało jeszcze kilkaset osób, nagle służby odpowiedzialne za ochronę przerwały wpuszczanie. Sądziliśmy, że to tylko chwilowy przestój, ale niestety, kolejne minuty upływały, a sytuacja nie ulegała zmianie. Jakby tego było mało, policjantom chyba nie spodobało się to, że grzecznie czekaliśmy na ponowne otwarcie bram, bo… rozpylili w naszym kierunku gaz, po czym szyderczo się uśmiechali.

Ci, którym udało się wejść na stadion w pierwszej turze, już na długo przed początkiem spotkania „pozdrawiali” zarówno fanów Craxy, jak i zaprzyjaźnionych z nimi naszych sąsiadów zza miedzy. Ponadto po stadionie Cracovii niosły się hasła: „Wpuśćcie kibiców, hej k… wpuśćcie kibiców” i „Piłka nożna dla kibiców”. Jeszcze przed meczem grupa przebywająca w sektorze gości postanowiła w geście solidarności opuścić obiekt. W końcu organizatorzy poszli po rozum do głowy i ponownie zaczęto nas wpuszczać na trybuny, a w tym czasie przegapiliśmy nie tylko bramkę Guilherme, ale i wyrównujące trafienie Cracovii. Z rozpoczęciem regularnego dopingu czekaliśmy prawie pół godziny. Tyle czasu bowiem zajęło wejście na stadion pozostałej części naszej ekipy. Do tego momentu ograniczaliśmy się do wymiany uprzejmości z wykorzystaniem szerokiego repertuaru - m.in. „Rzeki przepłynąłem” czy „Każdy to powie".

fot. Mishka / Legionisci.com

W młynie Cracovii zawisła flaga „Duma Stolicy”, którą przywiozła nieliczna grupa polonistów. Jeśli chodzi o doping gospodarzy, nie należał on do najgorszych, choć przy szczelnym wypełnieniu trybun trudno oprzeć się wrażeniu, że mogli i powinni byli pokazać się z dużo lepszej strony. Punktualnie w dziewiętnastej minucie i szóstej sekundzie spotkania jej fani zaprezentowali ciekawie wyglądającą i bardzo efektowną oprawę – 1906 biało-czerwonych flag na kijach, którymi wymachiwali na zajmowanych przez siebie trybunach. Oprawa nawiązywała do jubileuszu 110-lecia klubu z Krakowa. Dobre wrażenie zrobiła też dwutrybunowa sektorówka, którą krakowianie zaprezentowali w drugiej części meczu. Składały się na nią napis „Kibolska Subkultura Cracovia” oraz dwie postaci przedstawiające zamaskowanych kibiców „pasów”.

fot. Mishka / Legionisci.com

W naszym sektorze doping rozpoczął się w ostatnim kwadransie pierwszej połowy. Zaczęliśmy tradycyjnie od „Mistrzem Polski jest Legia”. Pozdrowiliśmy nasze zgody oraz zaznaczyliśmy swoją obecność odśpiewując „Jesteśmy zawsze tam…”. Zachęcaliśmy również naszych piłkarzy, żeby dawali z siebie wszystko na boisku. „Jazda z k…, hej Legio jazda z k…” – krzyczeliśmy. Na więcej w zasadzie nie starczyło już czasu. Wywiesiliśmy także kilka okolicznościowych transparentów: „Ś.P. Galus 1989 – 2016”, „Pablo wracaj do zdrowia” oraz „Skrzypek zdrowia”.

W drugiej części meczu nasz doping przypominał sinusoidę – dobrze prezentowaliśmy się w jej początkowych i końcowych minutach, podczas gdy środek pozostawiał trochę do życzenia. Dość dobrze, głośno i rytmicznie wykonywaliśmy „Dziś zgodnym rytmem” oraz hit z Wiednia. Cracovii wypomnieliśmy sytuację sprzed lat z Sosnowca oraz jej zamiłowanie do używania sprzętu. Podkreśliliśmy także, że w Warszawie nie ma Polonii. Gospodarze nie wytrzymywali ciśnienia, bo zaczęli rzucać w nasz sektor różnymi przedmiotami, m.in. szklanymi butelkami. Mijały kolejne minuty, a na tablicy świetlnej nadal utrzymywał się niekorzystny, remisowy wynik. Robiliśmy wszystko, co mogliśmy, by zmotywować „wojskowych” do wytężonej walki na murawie. Nasze nawoływania: „Gola, gola, gola, strzelcie k… gola!”, „Legio, klubie Ty nasz, pokaż k…, jak w piłkę grasz!” czy „Legia, Legia, Legia, Legia gooool” nie przynosiły niestety zamierzonego efektu w postaci upragnionego prowadzenia.




W końcu nastąpił jednak przełom. Gdy tylko zaczęliśmy śpiewać nasz wyjazdowy utwór, Igor Lewczuk podał futbolówkę Aleksandarowi Prijoviciowi, a ten skierował ją do bramki rywali. Nasz sektor eksplodował trudną do opisania radością. Ten gol podziałał na nas niczym bateria Duracell o przedłużonym działaniu. Wszyscy zaczęli wydobywać ze swoich gardeł dodatkowe decybele, których próżno się było doprosić przez większą część spotkania. Euforia udzieliła nam się tak bardzo, że nie mogliśmy się powstrzymać przed „ciśnięciem” krakowian. „Tak to już bywa, że Legia z k… wygrywa” i „Przyszliście chamy dlatego, że my tu gramy” – śpiewaliśmy. Staraliśmy się też przypomnieć piłkarzom, żeby utrzymali prowadzenie do końca. „Legia walcząca, Legia walcząca do końca!” – krzyczeliśmy.

Gdy sędzia Frankowski odgwizdał koniec meczu, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Nadal bowiem liderujemy w ligowej tabeli. „Wojskowi” podeszli przed nasz sektor, zebrali brawa i odśpiewali „Warszawę”. Jednocześnie przypomnieliśmy im, że w tym roku interesuje nas tylko mistrzostwo. Zanim opuściliśmy obiekt przy Kałuży, minęła z dobra godzina, a samo wyjście ze stadionu odbywało się w potwornie żółwim tempie - funkcjonariusze wypuszczali nas pojedynczo. W drodze powrotnej na dworzec jechaliśmy już przez miasto, więc po piętnastu minutach dotarliśmy do celu podróży. Jeszcze kwadrans czekaliśmy na pociąg, po czym sprawnie zapakowaliśmy się do wagonów i ruszyliśmy do Warszawy, w której zameldowaliśmy się około 1:30 w nocy.

Przed nami wizyta przy Łazienkowskiej w najbliższą środę. O 18:30 zmierzymy się w ramach Pucharu Polski z Zawiszą Bydgoszcz. Dzień wcześniej w Poznaniu gra Zagłębie Sosnowiec. W kolejną sobotę nas także czeka wyjazd do Wielkopolski. Zapisy w Sports Barze w poniedziałek od 18:00.

Frekwencja: 14 000
Kibiców gości: 774
Flagi gości: 6

Autor: Hugollek