|
Gdańsk - Środa, 11 maja 2016, godz. 20:30 Ekstraklasa - 36. kolejka |
|
Lechia Gdańsk
|
2 (1) |
|
Legia Warszawa
| 0 (0) |
Sędzia: Tomasz Musiał Widzów: 22415 Pełen raport |
|
|
Rosyjska ruletka...
Kompromitacja. Nie można znaleźć innego słowa opisującego to, co wydarzyło się w środę na stadionie w Gdańsku. Legia Warszawa zamiast zagwarantować sobie mistrzostwo Polski, to zaprezentowała się niczym klub walczący o utrzymanie. Nie bez winy jest Stanisław Czerczesow, który przekombinował z wyjściowym składem i posadził na ławce rezerwowych kilku podstawowych graczy. Lechia 2-0 Legia.
Już w 5. minucie Lechia miała znakomitą okazję do wyjścia na prowadzenie. Do dalekiego podania doszedł Flavio Paixao, który wygrał pojedynek bark w bark z Tomaszem Brzyskim, ale strzelając nieznacznie chybił obok słupka. Kilkadziesiąt sekund potem przebudowany wyjściowy skład Legii stworzył pierwsze zagrożenie. Kasper Hamalainen dograł do Michała Masłowskiego, ostatecznie piłka znalazła się u stóp Michaiła Aleksandrowa, którego uderzenie było niedokładne. Chwilę potem Bułgar podał do rozpędzonego Nemanji Nikolicia, a ten przegrał pojedynek z wychodzącym Vanją Milinkoviciem-Saviciem. W 19. minucie lechiści przedarli się prawą stroną, skąd w szesnastkę dośrodkował Milos Krasić i w porę zdołał interweniować Adam Hlousek. Za moment Lechia objęła prowadzenie. Sławomir Peszko dopadł do wybitej piłki z pola karnego i huknął z półwoleja z kilkunastu metrów, nie dając szans Malarzowi na skuteczną obronę. Przez kolejne minuty legioniści wyglądali na boisku jak dzieci zagubione we mgle. Liderzy tabeli nie mogli odnaleźć się w roli goniących wynik i ich ataki były z łatwością rozbijane przez rywali. Dopiero w 34. minucie Tomasz Brzyski dośrodkował do Kaspera Hamalainena, lecz jego próba nie mogła zagrozić bramkarzowi gospodarzy. Tuż przed przerwą szczęścia spróbował z kolei Sebastian Mila. Pomocnik gospodarzy mocno strzelił zza linii i pewnie piłkę złapał Arkadiusz Malarz. Pierwsza połowa upłynęła pod znakiem przewagi gospodarzy, którzy tego dnia wyglądali na boisku o wiele lepiej od pretendentów do tytułu mistrzowskiego.
Na drugą połowę Legia wyszła bardziej zmotywowana, aby jak najszybciej odrobić jednobramkową stratę. W 50. minucie wszelkie marzenia gości rozwiał Milos Krasić. Pomocnik otrzymał piłkę przed szesnastką, przedryblował Guilherme i mierzonym uderzeniem po raz drugi zmusił Arkadiusza Malarza do wyciągnięcia piłki z siatki. No i cóż... Zaczęły się powoli przypominać poprzednie przegrane mistrzostwa tym bardziej, że tego dnia na boisku Legia prezentowała się KATASTROFALNIE. W ich akcjach nie było niczego - ani dynamiki ani tym bardziej jakiegokolwiek pomysłu. Potem Lechia wyszła jeszcze z akcją dwóch na jednego, która źle wykończył Krasić niecelnie podając do swojego kolegi. Akcje Legii w ofensywie? Zapomnijcie. Tego nie dało się oglądać.
Autor: Wiśnia