✔ Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności. ROZUMIEM
Wyjazd do Gdańska miał być tym, po którym świętować mieliśmy kolejny tytuł Mistrza Polski. Niestety szampany muszą poczekać na otwarcie do niedzieli. W środowy wieczór na stadionie Lechii stawiła się liczna grupa warszawiaków, która głośnym dopingiem wspierała swój zespół. W drodze powrotnej nie było jednak zabawy, na jaką liczyli wszyscy, którzy wzięli urlopy na czwartek.
Do Gdańska ruszyliśmy w środowe popołudnie dwoma pociągami specjalnymi z Warszawy Wschodniej. Podróż przebiegała bardzo sprawnie i po niespełna 4 godzinach jazdy zameldowaliśmy się na stacji znajdującej się nieopodal nowego stadionu w Gdańsku. Stamtąd w obstawie przemaszerowaliśmy pod wejście na sektor gości, a jako że byliśmy na miejscu ponad 3 godziny przed rozpoczęciem meczu, miejscowych nie było jeszcze widać. Wejście na stadion przebiegało dość sprawnie i sporo przed meczem zaznaczyliśmy swoją obecność.
Lechiści dość mozolnie zapełniali trybuny swojego stadionu, ich młyn zaczął prezentować się przyzwoicie dopiero tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Pierwsze uprzejmości miały miejsce przed rozpoczęciem spotkania. Miejscowi próbowali przerobić naszą pieśń "Za nasze miasto i za te barwy", ale jej efekty nie były zbyt dobrze słyszalne po drugiej stronie stadionu, gdzie znajduje się sektor dla przyjezdnych. My od samego początku głośnym dopingiem wspieraliśmy piłkarzy do walki na całego. Zaczęliśmy od "Jesteśmy zawsze tam..." w wersji "trójmiejskiej" ("aejao gdańska k..."). Nie zdążyliśmy jeszcze sprawdzać wyniku meczu Ruch - Piast, gdy Lechia wyszła na prowadzenie i droga do mistrzostwa wydłużyła się. Teraz do świętowania potrzebowaliśmy dwóch bramek.
Przez kolejnych kilkanaście minut z naszego sektora niosło się głośne "Nie poddawaj się, ukochana ma...". Niestety widząc boiskowe poczynania piłkarzy, można było mieć wątpliwości, czy zdają sobie sprawę z wagi tego meczu. Niestety potwierdziło się to po przerwie, kiedy na drugą bramkę gdańszczan, nasi zawodnicy odpowiedzieli zaledwie jednym, do tego niecelnym uderzeniem.
Tego dnia miejscowi na ogrodzeniu spalili kilkanaście szalików i pojedyncze koszulki Legii. Straż kilka razy podejmowała próby gaszenia szali, w końcu jednak dali sobie spokój i ogień na ogrodzeniu w młynie BKS-u tlił się prawie do końca meczu.
Mimo niekorzystnej sytuacji na murawie, nasz doping nie słabł nawet na moment. Wykonywany w akompaniamencie trzech bębnów wychodził naprawdę świetnie. W drugiej połowie oprócz 20 flag w naszym sektorze, wywieszone zostały trzy transparenty - "Tadek GSD dużo zdrowia!", "Edek (L) wracaj do zdrowia", "Złomek - PDW. Mławska wiara". W Gdańsku przez cały mecz śpiewaliśmy zaledwie kilka pieśni, każdą z nich ciągnąc przez dobrych kilkanaście minut. Jedną z nich była "Warszawska Legio zawsze o zwycięstwo walcz". Kilka minut przed końcem meczu, "przyłączyliśmy" się do jednej z pieśni lechistów, odpowiadając na nią przeciągłym "k...a".
Niestety po końcowym gwizdku świętować mogli miejscowi, którzy dzięki wygranej nadal mają szansę na grę w europejskich pucharach. Nam pozostaje wierzyć, że w niedzielę nasi zawodnicy pokonają Pogoń i zdobędą upragnione mistrzostwo Polski. Po meczu piłkarze usłyszeli głośne "Jesteśmy z wami" oraz "Walczyć, trenować".
Po meczu mieliśmy odczekać zaledwie kilkanaście minut na opuszczenie stadionu. Ostatecznie na wyjście z sektora poczekaliśmy około godziny, co było i tak najlepszym wynikiem w porównaniu z poprzednimi naszymi wizytami na tym stadionie (rekord to ponad 2,5h). Dość sprawnie zapakowaliśmy się do podstawionych pociągów i ruszyliśmy w stronę Warszawy. Choć w niektórych wagonach nie brakowało zabawy, ta w niczym nie przypominała tej, jaka panowałaby w przypadku wygranej naszej drużyny. Plany ze środy trzeba więc przełożyć na niedzielę. Miejmy nadzieję, że tym razem trener nie zagra już tak zachowawczo, a piłkarze będą walczyć na całego. Nie wyobrażamy sobie innej możliwości niż wspólne świętowanie mistrzowskiego tytułu na Starówce.
Gorąco zachęcamy wszystkich kibiców, by przed meczem z Pogonią wesprzeć głośnym dopingiem naszych koszykarzy, których dwie wygrane dzielą od awansu do ekstraklasy. W sobotę mecz finałowy na Bemowie rozpocznie się o 18:00, w niedzielę o 13:00. Bezpośrednio po tym drugim, będzie można bezpłatnie dojechać spod hali na Łazienkowską i bez problemów zdążyć na mecz z Pogonią.