|
Warszawa - Czwartek, 7 lipca 2016, godz. 17:30 Superpuchar Polski - Finał |
|
Legia Warszawa
|
1 (1) |
|
Lech Poznań
- 22' Makuszewski
- 65' Nielsen
- 90+1' Formella
- 90+3' Formella
| 4 (1) |
Sędzia: Krzysztof Jakubik Widzów: 14310 Pełen raport |
|
|
O Wołyniu pamiętamy...
Mecz o Superpuchar w tym roku miał rangę prawie żadną. Tyle, że w klubowym muzeum moglibyśmy poszczycić się jednym pucharem więcej. Tylko tyle i aż tyle. Niestety, drugi raz z rzędu, naszym kosztem, Superpuchar zdobyli lechici. Przed meczem nie brakowało głosów, że w sytuacji, gdy jeden klub zdobywa mistrza i krajowy Puchar, spotkania o SP nie powinny być organizowane.
Fanatycy nie mają jednak co narzekać, że wakacje krótsze, godzina do bani i problemy z dojazdem - naszym obowiązkiem jest stawienie się na trybunach i zdzieranie gardeł. Sami w końcu wybraliśmy takie życie. Nie ma więc co marudzić, by marudzić - był mecz, trzeba było wszystkie prywatne i zawodowe sprawy w miarę możliwości ustawić tak, by tego dnia stawić przy Łazienkowskiej. Abstrahując już od beznadziejnej pory w środku tygodnia, utrudnień na mieście związanych ze szczytem NATO - bilety na spotkanie były w atrakcyjnej cenie. Karneciarze musieli zapłacić zaledwie 10 złotych za wejściówkę na Żyletę.
Bez przyjezdnych
Frekwencja na trybunach była zdecydowanie poniżej tej, którą wypracowaliśmy w rundzie wiosennej minionego sezonu, ale i tak lepsza niż prognozowano jeszcze kilka godzin przed jego rozpoczęciem. Ostatecznie na naszym stadionie stawiło się ok. 14,5 tysiąca fanów. Najlepiej wypełniona była oczywiście Żyleta. Prestiż meczu był bez wątpienia mniejszy również z powodu zakazu wyjazdowego, jaki ciążył na lechitach. Po ostatnim finale PP na stadionie Narodowym poznaniacy zostali ukarani bardzo surowo - nie dość, że nie obejrzą żadnego meczu w najbliższej edycji Pucharu Polski (również w roli gospodarza), to jeszcze nie mogli pojawić się przy Łazienkowskiej na Superpucharze. Sektor gości pozostał więc pusty.
Przedmeczowy "konkurs"
Tego dnia organizatorem meczu był PZPN, który niestety nie zorganizował dla kibiców żadnego konkursu. Jeden z fanów postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, aby choć trochę urozmaicić czwartkowe popołudnie przy Ł3. W trakcie rozgrzewki na boisku dość niespodziewanie pojawił się jeden z fanów, który zaczął wykopywać piłki rozgrzewającym się lechitom. Raz za razem kolejne futbolówki leciały w stronę Żylety. Po chwili okazało się również, kto jest bardziej zwrotny - kibic spokojnie wymanewrował ochroniarza i wrócił na trybuny. Po kilku minutach doszło do drugiej części "konkursu" na identycznych zasadach - ten sam fanatyk ponownie pojawił się na murawie, ale tym razem po wykopaniu kilku piłek, został zatrzymany przez ochronę, która zupełnie nie zrozumiała nowej formuły przedmeczowych konkursów. Na nic się zdały okrzyki "Zostaw kibica" - po wsparciu ochroniarzy, "organizator konkursu" został zawinięty.
W trakcie spotkania prowadziliśmy doping jak na każdym innym meczu, choć ten z pewnością mógł stać na wyższym poziomie. Przez pierwszych kilka minut z gniazda dowodził "Szczęściarz", później zmienił go lekko spóźniony "Staruch". Mimo straconej bramki, wiara w fanatykach z Żylety nie umarła, wręcz pobudziła nas do jeszcze większego wysiłku. Pieśń "Warszawska Legio zawsze o zwycięstwo walcz" miała obudzić również naszych zawodników. To częściowo udało się, bowiem w końcu doprowadziliśmy do remisu, który pozwalał poważnie myśleć o wygranej konfrontacji z Lechem.
O Wołyniu pamiętamy...
Podczas meczu z Lechem na Żylecie pojawiła się dawno niewidziana flaga "Duma i Sława", która przez ostatnie lata wywieszana była w Elblągu. Na gnieździe tymczasem wywieszone zostało płótno "UEFA supports terrorism". Na trybunie Deyny tymczasem wywieszony został baner "11 lipca 1943. Wołyń - PamiętaMY", nawiązujący do rzezi Wołyńskiej. Wspomniana rocznica tragicznych wydarzeń przyniosła kilka okazjonalnych okrzyków, które wznosili warszawiacy - skandowano m.in. "O Wołyniu pamiętamy, banderowcom żyć nie damy!", czy "J... UPA i banderę, hej!". W 73. minucie spotkania miała miejsce minuta ciszy upamiętniająca wszystkich, którzy zginęli na Wołyniu 73 lata temu. Chwilę później cały stadion odśpiewał hymn narodowy - oczywiście wszystkie cztery zwrotki.
Piłkarze wygwizdani
Sytuacja na boisku nie zwiastowała niczego dobrego - poznaniacy w drugiej połowie ponownie wyszli na prowadzenie. Lekko zaskoczeni takim obrotem spraw, śpiewaliśmy przez dobrych kilka minut na pełnej mocy "Nie poddawaj się, ukochana ma...". Tym razem nasze wsparcie nie do końca przyniosło zamierzony efekt. Zamiast doprowadzenia do remisu, w doliczonym czasie przyjezdni strzelili dwie bramki i wyrównali najlepszy w swojej historii wynik w meczu z Legią, wygrywając 4-1. Po trzecim golu kibice z większości trybun zaczęli pędzić do wyjścia, jeszcze tłoczniej przy bramkach było po golu numer 4. Żyleta dopingowała do końca, śpiewając "Ole ole, ole ola", chociaż kompromitujący wynik z pewnością do tego nie zachęcał. Dopiero po końcowym gwizdku piłkarze zostali wygwizdani. Po chwili ze środka boiska podziękowali Żylecie za wsparcie, ale i tym razem w odpowiedzi usłyszeli gwizdy. Mamy jedynie nadzieję, że podobnie jak przed rokiem beznadziejny mecz o Superpuchar, zwiastować będzie całkiem udany sezon. Mamy nadzieję, bo cóż nam więcej pozostało? Najważniejsze teraz, by przygoda w europucharach nie zakończyła się już na pierwszym rywalu...
Przed nami wyjazdowy mecz ze Zrinjskim Mostar, który odbędzie się w Bośni już w najbliższy wtorek. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, że naszym obowiązkiem jest godne reprezentowanie Legii - nie jedziemy tam na wycieczkę krajoznawczą. W kolejną sobotę przy Łazienkowskiej mecz z Jagiellonią, na który mobilizują się kibice gości. Frekwencja na naszym stadionie powinna być zdecydowanie lepsza niż w czwartek.
P.S. Na meczu wywieszone były transparenty "Veled vagyunk Csabika" (Jesteśmy z tobą Csabika - trans dla kibica Ujpestu) oraz "Łysy trzymaj się PDW".
Frekwencja: 14 310
Kibiców gości: 0 (zakaz)
Autor: Bodziach