✔ Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności. ROZUMIEM
Sędzia: Daniel Stefański Widzów: 9000 Pełen raport
Chorzowscy kamieniaRze i szabRownicy
Pod koniec minionego tygodnia prawie wszyscy żyli losowaniem fazy grupowej Ligi Mistrzów i ogarnianiem biletów lotniczych do Madrytu i Lizbony, tudzież zapewnieniem sobie miejsca na meczach domowych Champions League. Chyba właśnie zamieszanie europejskimi pucharami sprawiło, że część osób jakby zapomniała o naszym ligowym obowiązku, czyli obecności w Chorzowie, który co prawda nie do końca przypomina Madryt, ale w niedzielny wieczór było tam nie mniej słonecznie.
Wyjazd do Chorzowa zaplanowano na niedzielne południe z dworca Warszawa Zachodnia. Podróż pociągiem specjalnym mijała bez problemów i po postoju w Sosnowcu, gdzie dosiedli się nasi bracia z Zagłębia, ruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Chorzowa. Po niespełna 4-godzinnej podróży, z dworca Chorzów Batory ruszyliśmy z buta w eskorcie policji w kierunku stadionu, który jak na dzisiejsze realia, jest najbardziej odstającym od standardów obiektem w polskiej ekstraklasie, szczególnie pod względem widoczności. Eskortująca nas policja przy bramkach wejściowych na stadion odpaliła armatkę wodną z dwiema szczyptami gazu, do tego traktowała niepełnosprawnych kibiców Legii w agresywny sposób - zupełnie tak, jakby kule, którymi podpierają się były kijami baseballowymi...
Warto dodać, że chorzowianie odpowiednio przed meczem przygotowali się na nasz przemarsz, jego trasę "upiększając" hasłami skierowanymi w naszą stronę, świadczącymi o swoich kompleksach.
Od momentu pojawienia się na pastwisku, znajdującym się tuż za sektorem dla przyjezdnych, mieliśmy ponad 90 minut do rozpoczęcia meczu. Przy panującym tego dnia upale i braku jakiegokolwiek zadaszenia stadionu, nie było to najmilsze półtorej godziny, ale w końcu doczekaliśmy się rozpoczęcia spotkania.
Ruch pojawił się na tym meczu w dobrej liczbie - na trybunach było łącznie ok. 9 tysięcy kibiców. W młynie wywiesili m.in. płótno "FCK ISIS" oraz transparent skierowany do jednego ze swoich fanów przebywających po drugiej strony muru. Od początku meczu w sektorze znajdującym się bezpośrednio za buforem, zaczęła zbierać się chorzowsko-łódzka brać, która po kilkunastu minutach spotkania, wywiesiła na ogrodzeniu transparent skierowany w stronę naszego sektora - "Legio chcecie zostać naszym fanclubem???". Szybko odpowiedzieliśmy gospodarzom okrzykiem "Żydek, Niemiec i milicjant - to jest wasza koalicja". Oczywiście nie mogło zabraknąć wzajemnych uprzejmości.
W drugiej połowie chorzowianie, wzorem swoich przyjaciół z RTS-u, zaczęli ciskać w nasz sektor kamieniami. Kilka osób ucierpiało, a kamienie przez kilkanaście minut fruwały w końcu w obie strony. "Niebiescy" po pewnym czasie ruszyli na bramkę za swoją trybuną i byli bliscy wyrwania jej. Zanim jednak to nastąpiło, zza stadionu wybiegły "kaski", które ustawiły się wzdłuż ogrodzenia na buforze, uniemożliwiając rozwalenie furtki. W tym momencie chorzowianie całą amunicję zaczęli kierować w policję. Ci odpowiadali gazem oraz petardami rzucanymi w sektory gospodarzy (również z gazem). Z naszego sektora intonowane były odpowiednie okrzyki - "Zawsze i wszędzie..." oraz "Hej k..., zostaw kibica". Po kilkunastu minutach sytuacja uspokoiła się, a chorzowianie opuścili dotychczasowy sektor, przenosząc się bliżej młyna.
Z naszej strony doping tylko momentami stał na niezłym poziomie. Mieliśmy kilka głośniejszych pieśni, poza tym bez szału. Powodów do radości nie brakowało, bowiem nasi gracze wygrali drugi mecz ligowy w tym sezonie i choć widoczność z sektorze gości jest beznadziejna, piłkę w siatce jeszcze jako tako da się zauważyć. Dopingu chorzowian nie ma co oceniać - na tym stadionie akustyka jest prawie taka sama jak widoczność. Ruch odpalił w trakcie meczu... jedną racę. Nie wiemy co miała ona coś symbolizować - może niski stan konta ultras Niebieskich?
Po meczu, gdy miejscowi opuszczali trybuny i rozchodzili się po swoim mieście, nam pozostało spędzenie na trybunie półtorej godziny, a następnie kolejnych 30 minut na chorzowskim pastwisku. W między czasie dowiedzieliśmy się, że gospodarze postanowili zawiązać nową grupę - szabRownicy, która w niektórych wagonach naszego "specjala" pozostawiła niezły syf. Pomeczowy przemarsz na dworzec był szybki i sprawny, podobnie jak podróż powrotna i około 2:30 zameldowaliśmy się w Warszawie.
Przed nami przerwa na mecze reprezentacji, po której na trybuny wrócimy za dwa tygodnie, kiedy czekać nas będzie wyjazdowy mecz z Termaliką, a parę dni później mecz przy Ł3 z Borussią Dortmund.