✔ Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności. ROZUMIEM
Wyjazd do Niecieczy rozpoczął się po godzinie 13 z Łazienkowskiej. Tego dnia pogoda dopisywała, choć upał dał się we znaki wszystkim podróżującym na południe Polski. W trasie jak zwykle mieliśmy obstawę policyjną. Tym razem jakość autokarów, w porównaniu z tymi, którymi jechaliśmy do Żyliny, była dużo lepsza - nie było obaw, że jakiś się zepsuje. Po drodze mijaliśmy wiele malowniczych krajobrazów, a im bliżej docelowej wsi, tym więcej innych wiosek.
Kilkanaście kilometrów przed Niecieczą przejechaliśmy nad naszą piękną Wisłą. Po czterech i pół godziny, krętymi drogami, dotarliśmy do celu. Po wyjściu z autokarów udaliśmy się na spacer, a po krótkim zwiedzaniu całej wsi, weszliśmy bez problemu na sektor. Tego dnia niecieczański obiekt przypominał supermarket: wielka scena za bramką, muzyka, koncert, tańce i miejscowi, którzy robili zdjęcia z nami w tle.
Doping przez większą część pierwszej połowy stał na dobrym poziomie, zaś w drugiej momentami wgniatał w ziemię. Dawno nie było takiego pier...niecia przy "Jesteśmy zawsze tam" i "Moja jedyna miłość". Ciarki przechodziły przez całe ciało. Po drugiej straconej przez legionistów bramce drastycznie się pogorszył. Podczas meczu kilkakrotnie witaliśmy się z gospodarzami przyśpiewkami "Przyszliście chamy, dlatego że my tu gramy", "idźcie buraki na pole zbierać ziemniaki", "Termalica - k... dzika". Na sektorze mocno we znaki dał się wszystkim mocny smród z toalet, a w drugiej połowie czuć już było... obornik z pola. Po raz kolejny z Niecieczy wyjechaliśmy w złych nastrojach. Po meczu się krótka rozmowa z piłkarzami i trenerem.
Jednym z plusów tego wieczoru był niewątpliwie koncert Natalii Szroeder. Po meczu, kiedy to próbowaliśmy namówić piosenkarkę do pokazania trochę ciała, odpowiedziała, że "najpierw musi być randka". Na wyjście z sektora gości czekaliśmy około 25 minut. Następnie zapakowaliśmy się do autokarów i ruszyliśmy w stronę Warszawy. W stolicy zameldowaliśmy się o 3:30 w nocy.