✔ Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności. ROZUMIEM
Zgadnij kto to? Nie ma sprawy, poznaliśmy plany wiślackiej oprawy
Jeszcze kilka lat temu mecze Legii z Wisłą decydowały o mistrzostwie Polski. Początek sezonu dla obu ekip nie jest udany, więc niektórzy zastanawiali się czy ta wizyta na stadionie przy Reymonta, nie była ostatnią na pewien czas. Na wyjazd do Krakowa pojechało 990 legionistów. Wiślacy, którzy po zmianie "frontu", przeżywają kryzys dotyczący frekwencji w młynie, na spotkanie z Legią zebrali się w najlepszej liczbie w obecnym sezonie.
Łącznie na trybunach pojawiło się niespełna 19,5 tysiąca kibiców. W młynie "Białej Gwiazdy" zawisło kilka płócien, w tym flagi Lazio i Polonii Przemyśl.
Warszawiacy do Krakowa przyjechali pociągiem specjalnym, który o 15:45 wystartował z dworca Warszawa Gdańska. Kilka minut po 19 dojechaliśmy na krakowski dworzec, gdzie czekały na nas autobusy przegubowe, którymi po kilkunastu minutach ruszyliśmy w stronę stadionu. Wchodziliśmy na stadion dwoma wejściami, ale trzeba przyznać, że zajmowanie miejsc na sektorze przebiegało bardzo sprawnie. Dzięki temu ponad połowa naszej grupy pojawiła się na trybunach na początek meczu, a pozostali w pierwszych 20 minutach. Nie da się ukryć, że na niektórych stadionach, jak na przykład w Kielcach, można by się było zastanawiać, czy jest sens w ogóle podchodzić do bramek wejściowych, bo zanim wszyscy weszliby na stadion, spotkanie dawno by się zakończyło. W Krakowie oprócz tradycyjnego przeszukiwania przyjezdnych, ochrona stosuje wykrywacze metali.
Wiślacy na mecz z nami przygotowali oprawę, a że spotkania z Legią są dla nich nadal wyjątkowe, po raz pierwszy od bardzo dawna, odpalili pirotechnikę. Prezentacja Wisły składała się z malowanego transparentu "Zgadnij kto to...?" oraz malowanej sektorówki przedstawiającej po bokach cztery postacie, a w centrum kibica w kominiarce w białą gwiazdą. Chwilę później odpalili czarne świece dymne oraz kilkadziesiąt rac.
O tym, że szykując oprawę na mecz z Legią, należy liczyć się z ripostą, przekonała się już niejedna ekipa w Polsce. Także tym razem prezentacja krakusów została wcześniej rozpracowana, efektem tego był malowany transparent w naszym sektorze - "Poznajemy kto to jest. Ruchu dziwka, Widzewa pies". Później w sektorze gości zawisło siedem flag.
Nasz doping rozkręcał się z minuty na minutę, wraz z zapełnianiem naszego sektora. Nie mogło oczywiście zabraknąć obustronnych uprzejmości. Oprócz dobrze znanych przyśpiewek pod adresem gospodarzy, nie brakowało również pieśni pod adresem nowych układowiczów krakusów - Ruchu i Widzewa, do ich śpiewania zachęcaliśmy również sektory gospodarzy.
Wiślacy na jednej z bocznych trybun wywiesili transparent zachęcający do wspierania koszykarek w meczu Euroligi - "Kraków jest nasz, nie jest to ściema... niech znów zapełni się Tauron Arena. 26.10.2016 godz.19:30". My zaś w drugiej połowie bardzo głośno i dość długo śpiewaliśmy "Hej Legia gol" oraz "Nie poddawaj się...". W ostatnim kwadransie sędzia odgwizdał rzut karny dla miejscowych, ale skuteczna interwencja Arka Malarza sprawiła, że to my mogliśmy cieszyć się, jakby... właśnie to nasz zespół objął prowadzenie. Mimo walki piłkarzy do ostatniej minuty, gola nie doczekaliśmy się, ale ich zaangażowanie zostało nagrodzone brawami.
Po zakończeniu meczu jeszcze dobrych kilkanaście minut dawaliśmy znać o sobie. Nie mogło oczywiście zabraknąć okazjonalnych przyśpiewek pod adresem napinających się miejscowych - "Warszawa prosi, nie bijcie nas komandosi", czy specjalnie dedykowanej wiślakom wersji "Od najmłodszych lat" z fragmentem "Kto dziś cię wy... - Misiek, czy Pietrucha?". Na opuszczenie stadionu czekaliśmy ponad godzinę. Po tym czasie mogliśmy załadować się do podstawionych autobusów, którymi szybciej niż przed meczem dotarliśmy na dworzec, a stamtąd ruszyliśmy pociągiem do stolicy. W Warszawie byliśmy około 4 nad ranem.
Teraz przed nami wyjazdowe spotkanie ze Sportingiem Lizbona, które odbędzie się już w najbliższy wtorek. W sobotę zaś przy Łazienkowskiej dopingujemy nasz zespół przy okazji meczu z Lechią.