Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Dortmund - Wtorek, 22 listopada 2016, godz. 20:45
Liga Mistrzów - 5. kolejka
Herb Borussia Dortmund Borussia Dortmund
  • 17' Kagawa
  • 18' Kagawa
  • 21' Sahin
  • 29' Dembele
  • 32' Reus
  • 52' Reus
  • 81' Passlack
  • 90+3' Rzeźniczak (sam.)
8 (5)
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 10' Prijović
  • 24' Prijović
  • 57' Kucharczyk
  • 83' Nikolić
4 (2)

Sędzia: Martin Stroembergsson (Szwecja)
Pełen raport

Europa na zakazie

Wyjazd do Dortmundu od momentu losowania fazy grupowej Ligi Mistrzów cieszył się niemal takim samym zainteresowaniem jak ten do Madrytu. Kibicowsko był to na pewno numer jeden, ponieważ kibice z Westfalenstadion słyną z dobrego dopingu i ciekawych opraw. Atrakcyjne były też formy dojazdu, bo do Niemiec - bez problemu można było wybrać samochód, samolot lub pociąg. Niestety po wydarzeniach w Madrycie UEFA nałożyła zakaz wyjazdowy dla zorganizowanej grupy kibiców stołecznego klubu.
Mimo to część z nas nie mogła sobie darować takiej przygody i na przekór wszystkim ruszyliśmy w drogę.

Niektórzy dotarli na miejsce wcześniej, ale szybko się zorientowali, że Dortmund to nie Las Vegas, a ośrodek przemysłowy słynący z wydobycia węgla kamiennego oraz hutnictwa. Osoby żądne przygód i dobrej zabawy wybrały się więc do oddalonego o 70 km Dusseldorfu, a nieliczni do Holandii. W dniu meczu na ulicach Dortmundu już od rana można było spotkać znajome twarze z wyjazdowych szlaków. Zbieraliśmy się w grupki i rozmawialiśmy przy zimnym piwku. Około południa w centrum miasta faktycznie zaczęło się coś dziać... otwierały się jarmarki świąteczne i każdy mógł zjeść wursta, precla lub coś słodkiego. Z biegiem czasu musieliśmy jednak zmienić taktykę i chodzić w mniejszych grupkach, ponieważ smutni panowie wyczuli, że coś jest na rzeczy, a my nie chcieliśmy wdawać się w zbędne dywagacje. W szeregach niemieckiej policji było sporo polskojęzycznych "najemników", więc trzeba było uważać co i kiedy się mówi, ponieważ bardzo chcieli to wykorzystać. Kibiców Borussii nie trudno było spotkać na ulicach. Prawdopodobnie każdy mieszkaniec Dortmundu identyfikuje się z tym klubem. Nie ma znaczenia czy to prezes w garniturze, matka z dzieckiem, starsza pani czy "żul" - niemal każdy nosi herb BVB jako dodatek do ubioru.

fot. Mishka / Legionisci.com

Część osób weszła na stadion bez problemu, ale później opowieści o turystach odwiedzających dziadków w Zagłębiu Ruhry chyba się znudziły stewardom i postanowili trochę uprzykrzyć nam życie. Ochrona dbała abyśmy zajmowali dokładnie te sektory, które mamy na biletach. Już przed pierwszym gwizdkiem sędziego zaznaczyliśmy swoją obecność głośnymi śpiewami. Spotkanie zaczęło się po naszej myśli, a po bramce Aleksandara Prijovicia na 1-0 cały stadion usłyszał nasze głośne "jeeessst!!!". Nikt nie krępował się z okazywaniem radości, więc bez problem można było ujrzeć rozrzuconych po stadionie legionistów. To był odpowiedni moment na solidne przegrupowanie. Wprawdzie ochronie niezbyt to się spodobało, ale nikt ich o to nie pytał, więc po chwili staliśmy na jednym sektorze zlokalizowanym w górnej części trybuny i dawaliśmy z siebie wszystko. Zebraliśmy się tam w ponad 300 osób. Świetnie wychodziła nam szczególnie pieśń "Jesteśmy zawsze tam...". Każdy nakręcał kolegę, a za bębny służyły nam krzesełka. Jako że spotkanie przebiegało w bardzo niecodzienny sposób, to w pewnym momencie zaczęło się prawdziwe "piekło". Zrezygnowaliśmy z kurtek i koszulek i wspieraliśmy przez cały czas naszą drużynę. Doping gospodarzy był dość dobry jak na zachodnie standardy, ale na pewno nie raz daliśmy znać o sobie, co na tak wielkim obiekcie i stosunkowo małej grupie jest godne pochwały. Bardzo spodobała nam się przyśpiewka gospodarzy "Ole, jetzt kommt der BVB!" , którą szybko "przetłumaczyliśmy" na język polski... "Ole, jeb... BVB!"

Młyn Borussii przez cały czas machał flagami na kijach. Miejscowi zaprezentowali też kilka transparentów, które wyrażały ich zdanie o wszelkich zakazach, które nakłada europejska centrala: "Football without fans is nothing! Fuck UEFA mafia!" i "Stop bans for fans! Fuck UEFA".

fot.

Po ostatnim gwizdku podziękowaliśmy piłkarzom za walkę oraz daliśmy im znać, że "Ch... z zakazami, hej Legio jesteśmy z Wami!". Wyjście ze stadionu obyło się bez problemów. Kilkanaście minut po zakończeniu meczu zebraliśmy się pod stadionem i przemaszerowaliśmy na znajdującą się niedaleko stację metra, z której udaliśmy się do centrum skąd każdy poszedł w swoją stronę.

Na pewno był to wyjazd jakiego dawno nie było i każdy kto nie skusił się na wypad do zachodnich sąsiadów mimo zakazu, powinien tego żałować. Mamy nadzieję, że jeszcze w tym sezonie czeka nas co najmniej jeden wyjazdowy mecz po Europie, ale to już w nogach piłkarzy i naszych gardłach podczas meczu z Sportingiem. W niedzielę widzimy się we Wrocławiu!

Autor: Wiktor