✔ Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności. ROZUMIEM
Sędzia: Daniel Stefański Widzów: 22040 Pełen raport
Strzelcie k... osiem goli
Prawie miesiąc bez wyjazdu to fatalny czas dla fanatyków. Tyle właśnie minęło od naszego meczu w Kielcach, na którym byliśmy obecni na legalu. W między czasie nie doszedł do skutku nasz wyjazd do Białegostoku, z powodu rzekomego remontu okolic sektora gości, a do Dortmundu mieliśmy zakaz i na stadionie BVB stawiła się znacznie mniejsza liczba fanów spod znaku czarnej eLki, niż byłoby to w przypadku normalnego wpuszczenia nas na trybuny.
Warto dodać, że remont w Białymstoku miał potrwać do połowy grudnia, tymczasem zakończony został zaraz po meczu z Legią i lechici normalnie do B-stoku pojechać będą mogli. Zwykły zbieg okoliczności.
Do Wrocławia pojechaliśmy pociągiem specjalnym, który o godzinie 10:20 ruszał z dworca Warszawa Zachodnia. W dość chłodny niedzielny poranek ruszyliśmy w stronę Dolnego Śląska i po około pięciu godzinach podróży dotarliśmy do miejsca docelowego - stacji kolejowej znajdującej się nieopodal sektora gości na wrocławskim stadionie. Przemarsz pod wejście na naszą trybunę zajął nam jakieś pięć minut, więc ze sporym zapasem czasowym zameldowaliśmy się na trybunie. Na dwie i pół godziny przed rozpoczęciem spotkania, miejscowych było niewielu - widać było jedynie ultrasów Śląska, rozwieszających malowane transparenty do przygotowanej oprawy. Kolejny raz można powiedzieć, że wrocławianie bardzo dziwnie dobierają czcionki do swoich opraw, ale to już nie nasze zmartwienie. Nie nasz cyrk, nie nasze owce - jak mówi ulubione powiedzenie byłego już trenera Legii rodem z albańskich stepów.
Już przed wyjazdem okazało się, że dolnośląska policja wraz z działaczami Śląska zabronili nam wniesienia na stadion malowanej sektorówki. Rzekomo to ona miała umożliwić legionistom odpalenie pirotechniki. Jak się okazało, również bez niej nasz sektor rozświetlony został blaskiem rac. Frekwencja na stadionie Śląska tego dnia była zdecydowanie wyższa niż na poprzednich spotkaniach wrocławskiego klubu, choć i tak daleka od ideału, biorąc pod uwagę pojemność obiektu oraz ceny biletów - znacznie niższe niż choćby przy Ł3. Ostatecznie na trybunach pojawiło się 22 tysiące kibiców, w tym spora liczba dzieci z wrocławskich szkół oraz 1265 legionistów. Większość miejscowych na trybunach zasiadło tuż przed pierwszym gwizdkiem.
Na wyjście piłkarzy na murawę, odśpiewaliśmy "Mistrzem Polski jest Legia", a ponad naszymi głowami powiewało kilkaset flag na kiju w legijnych barwach, jak również odpalonych zostało kilkadziesiąt rac. Początek meczu był fenomenalny w wykonaniu naszego zespołu - już w 23. sekundzie wyszliśmy na prowadzenie, a po siedmiu minutach prowadziliśmy już 3-0. "Zrobimy im Borussię" - pomiędzy świętowaniem kolejnych bramek, pojawiły się tego typu hasła. Także Śląsk postanowił uczcić hokejowy wynik. Kilka minut po golu numer 3 w młynie gospodarzy zaprezentowana została oprawa. Pomiędzy dwoma wywieszonymi sporo wcześniej transparentami "Fanaticos Est, Semper Virens", rozciągnęli malowaną sektorówkę z zieloną postacią. Całość uzupełniły ognie wrocławskie.
Nasz doping tego dnia stał na niezłym poziomie, ale "Staruch" raz po raz nakręcał wszystkich do jeszcze większego wysiłku - tak, by przekrzyczeć wrocławian. Sytuacja na boisku tego dnia sprawiła, że mogliśmy ze spokojem obserwować kolejne akcje, bez nerwowego spoglądania na zegar. Spora w tym zasługa trenera Magiery, na którego cześć pod koniec spotkania wykonaliśmy dobrze znaną pieśń "Aejaejaeja Jacek Magiera". Pod adresem gospodarzy poleciało tymczasem "Przyszliście chamy, dlatego że my tu gramy". Tekst ten idealnie pasuje do liczby kibiców Śląska, co zresztą na pomeczowej frekwencji potwierdził trener WKS-u mówiąc "Dziś kibice przyszli na Legię, ale mam nadzieję, że zrobimy tak iż będą przychodzili na Śląsk".
Do wychodzących po przerwie piłkarzy skandowaliśmy "Zróbcie dziś to dla kiboli, strzelcie k...ie 8 goli". Ostatecznie skończyło się na czterech, za co nie mamy większych pretensji do zawodników ;). W drugiej połowie najlepiej wychodziła nam pieśń "Nie poddawaj się...", która naprawdę konkretnie niosła się po całym stadionie. Co ciekawe, mecz prowadzony był przy mocno ograniczonej liczbie wzajemnych uprzejmości. Śląsk w drugiej części spotkania zaprezentował jeszcze konkretne racowisko - gdy pierwsza partia rac dogasała, gospodarze odpalali kolejne, przez co przez dobrych kilka minut konkretnie świeciło się za jedną z bramek.
Po zakończeniu meczu podziękowaliśmy piłkarzom za wygraną, zaśpiewaliśmy wspólnie "Warszawę", po czym przyszło nam czekać 1,5 godziny na opuszczenie trybun. W końcu doczekaliśmy się otwarcia bram i udaliśmy się do pociągu. Droga powrotna mijała nam w bardzo dobrych nastrojach. W Warszawie zameldowaliśmy się około 3:30 nad ranem, a po dotarciu do domu, część osób mogła zbierać się prosto do roboty. Takie życie fanatyka.
Przed nami jeszcze jeden wyjazd w tym roku - za dwa tygodnie Legia zagra w Gliwicach. Wcześniej jednak dwukrotnie wspieramy nasz zespół przy okazji meczów z Wisłą Płock oraz Sportingiem.
P.S. W naszym sektorze zawisły następujące flagi: Centralny Wojskowy Klub Sportowy, Radomiak, czaszka, Squadron, Wyszków, Jesteśmy waszą stolicą, (L), Legia, Legia Warszawa, 1916, Legia w koronie