Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Środa, 7 grudnia 2016, godz. 20:45
Liga Mistrzów - 6. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 30' Guilherme
1 (1)
Herb Sporting Clube de Portugal Sporting Clube de Portugal
    0 (0)

    Sędzia: Gianluca Rocchi (Włochy)
    Widzów: 28232
    Pełen raport

    Mroźny wieczór w gorącej atmosferze

    "Posłuchaj wnusiu, dawno temu w grudniu był taki mecz ze Sportingiem..." - tak pewnie za X lat wspominać będziemy wrażenia ze środowego wieczoru młodszemu pokoleniu legionistów. Wieczór przy Łazienkowskiej był mroźny, ale atmosfera na trybunach strasznie gorąca. Niektórzy rozgrzali się do tego stopnia, że dopingowali bez koszulek. Zarówno piłkarze na boisku, jak i fani na trybunach dali z siebie wszystko.
    Ryk "Nie poddawaj się, ukochana ma..." w ostatnich minutach meczu chyba można uznać za najlepszy w naszym wykonaniu pod względem liczby decybeli. Po prostu miazga!

    Wyniki przedostatniej kolejki fazy grupowej Ligi Mistrzów ułożyły się tak, że Legia mogła zapewnić sobie awans do Ligi Europy, nie oglądając się na inne zespoły. Ten fakt sprawił, że ciśnienie przed meczem było olbrzymie. Po coraz lepszych występach Legii w europejskich pucharach, wszyscy wierzyliśmy, że uda się ten cel zrealizować. Bilety zostały już dawno wyprzedane - wszystko poszło na pierwszym etapie sprzedaży pakietów na wszystkie trzy spotkania fazy grupowej LM - można było tylko polować na zwroty, które się pojawiały. Oficjalnie na trybunach zasiadło ponad 28 tysięcy kibiców, w tym grupa kibiców z Portugalii.



    Sporting przyjechał trochę lepiej niż przed czterema laty (120 os.), kiedy nasze kluby mierzyły się w 1/16 finału Ligi Europy. Tym razem było ich nieco ponad 200 i wywiesili 10 niewielkich flag, w tym płótna "Directivo", "Juve Leo", "Brigada on tour". Czy dopingowali swój zespół, to trudno stwierdzić, bowiem przez nasz doping tego dnia nie przebiłby się nikt, szczególnie w takiej liczbie. Na początku spotkania odpalili jakąś świecę dymną i właściwie temat przyjezdnych można by było zamknąć.

    Cały stadion kipiał już sporo przed rozpoczęciem spotkania. Fakt, że większość była zaangażowana w doping, potwierdzały okrzyki "Wszyscy wstają i śpiewają", kiedy nieliczne sektory podnosiły się z krzesełek. Pozostała część wschodniej i południowej cały mecz zdzierała gardła na stojąco. Naprawdę szybko, bo już w pierwszych minutach gry, zanotowaliśmy pierwszy wybuch radości. Ci, którzy nie zauważyli uniesionej wcześniej chorągiewki liniowego, jeszcze jakiś czas dochodzili do siebie. Nie trzeba było długo czekać na reakcję Żylety. "Lalalalala Fuck UEFA" - niosło się z trybun już po chwili. Tego dnia wyjątkowo często europejska federacja piłkarska, która upodobała sobie nasz klub do nakładania kar za wszystko, była pozdrawiana tą właśnie przyśpiewką. Sędzia główny, jak również arbiter liniowy biegający w pierwszej połowie wzdłuż wschodniej, naszym zdaniem robili wszystko, by uniemożliwić Legii przedarcie się pod pole karne przeciwnika.

    W końcu jednak chorągiewka przymarzła liniowemu do spodenek i dwukrotnie puścił akcje naszej drużyny - Prijović sytuacji sam na sam nie wykorzystał, ale w 30. minucie Guilherme dał nam upragnione prowadzenie. Co się wtedy działo na trybunach, to coś niesamowitego. Radość, szał, istne wariactwo! Dopiero po jakimś czasie zaczęło do nas docierać, że jeszcze godzina gry przed nami, ale co tam. Zawsze można strzelić kolejne bramki. Walczący o każdą piłkę legioniści mogli naprawdę imponować - taką Legię chcemy oglądać w każdym meczu. Również na trybunach. Chyba każdy z przybyłych na stadion zdawał sobie sprawę z rangi meczu i wyszło kapitalnie.

    Zdecydowanie najlepiej tego wieczora wychodziły nam trzy pieśni - Hit z Wiednia, "Warszawska Legio, zawsze o zwycięstwo walcz" oraz "Nie poddawaj się...". Ta ostatnia wykonywana była z takim zaangażowaniem, taką mocą, że jeśli nogi graczom Sportingu nie trzęsły się z zimna, to zapewne ze strachu. Ostatnie minuty spotkania to jak można się spodziewać, oprócz pełnego zaangażowania, spoglądanie nie tylko na boisko, ale i czas wyświetlany na telebimach. Ależ dłużył się szczególnie doliczony czas gry, ale w końcu włoski Marciniak dał za wygraną i gwizdnął po raz ostatni. Radości nie było końca i nikt nie opuszczał trybun przedwcześnie. Żyleta odtańczyła jeszcze walczyka labada oraz podziękowała piłkarzom za włożony wysiłek. Ten wieczór, te emocje i radość będziemy pamiętać do końca życia.

    Skazywani na porażkę legioniści po zmianie trenera pokazali klasę. A to nie jest nasze ostatnie słowo. Już w poniedziałek poznamy rywala w 1/16 finału Ligi Europy i dowiemy się, gdzie przyjdzie nam jechać za najwspanialszym klubem na świecie w lutym przyszłego roku. Do końca roku przed nami jeszcze dwa mecze Legii - w niedzielę nasz zespół gra w Gliwicach, a w następny weekend po raz ostatni widzimy się przy Ł3, przy okazji meczu z Górnikiem Łęczna.

    P.S. Przed meczem Nieznani Sprawcy przeprowadzili kolejną zbiórkę dla zwierząt - "Są takie psy, którym należy pomóc".

    Frekwencja: 28 232
    Kibiców gości: ok. 200
    Flagi gości: 10

    Autor: Bodziach