✔ Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności. ROZUMIEM
Warszawa - Sobota, 29 lipca 2017, godz. 18:00 Ekstraklasa - 3. kolejka
Legia Warszawa
71' Hämäläinen
90+4' Kucharczyk
2 (0)
Sandecja Nowy Sącz
0 (0)
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski Widzów: 14397 Pełen raport
Chwila oldskulu
Po serii meczów, w których nasz klub prezentował się dość przeciętnie, żeby nie napisać słabo (wyłączając dwumecz z Finami), przyszedł czas na spotkanie, w którym legioniści mieli obowiązek wreszcie się przełamać i tak zwyczajnie w świecie po prostu je wygrać. Okazja ku temu nadarzała się świetna, bowiem w sobotni wieczór na Łazienkowską przyjeżdżał totalny beniaminek Ekstraklasy – Sandecja Nowy Sącz – drużyna, której kibice bratają się między innymi z naszymi sąsiadami zza miedzy.
Do tej pory oba kluby zmierzyły się tylko raz. Prawie 10 lat temu „Wojskowi” w ramach rozgrywek o Puchar Polski odwiedzili miasto nad Dunajcem, gdzie gładko zwyciężyli 4-0, m.in. po bramce Macieja Korzyma, który obecnie występuje w zespole ze swojego rodzinnego miasta. Wówczas w Nowym Sączu pojawiło się 220 fanów z Warszawy, którzy dzięki uprzejmości władz Sandecji mogli dopingować stołeczną drużynę wbrew woli panów Miklasa i Dziewulskiego, którzy na każdym kroku próbowali utrudniać legionistom wspieranie ich klubu po słynnej już awanturze o Wilno.
Do Warszawy „Sączersi” przyjechali w około 400 osób, a wspierały ich delegacje: Czarnych Jasło, Cracovii Kraków, Stali Mielec, GKS Tychy oraz Polonii Warszawa. Kibice „Czarnych Koszul” nie zostali jednak wpuszczeni na stadion i w rezultacie mecz spędzili na terenie przed sektorem gości. Dlaczego tak się stało dobitnie w pomeczowym komunikacie wyjaśnili Nieznani Sprawcy: "Informujemy, że jako ekipa nigdy nie kiwniemy nawet palcem, żeby pomóc czarnej ścierze w wejściu na Legię i nie zrobimy nic, żeby wymóc na władzach klubu zmianę decyzji o niewpuszczaniu ksp. Jak to było wielokrotnie skandowane w czasie meczu - „Piłka nożna dla kibiców, nie dla k... – polonistów”. Sąsiadki już od dawna nie są i nigdy nie będą traktowane przez nas jak ekipa kibicowska, a pracowali na to przez długie lata. (...)" Cały komunikat NS
Jeszcze przed meczem „Juras” poinformował nas, że podczas tego spotkania zbierane będą podpisy pod petycją do rady miasta w sprawie zajęcia się niszczejącymi pomnikami i miejscami pamięci związanymi z tymi, którzy stracili życie podczas II wojny światowej. Jak nietrudno się domyślić, wszyscy chętnie podpisywali się pod tą szczytną inicjatywą.
Na trybunach zajęliśmy 14000 miejsc, co jak na sezon urlopowy i rangę przeciwnika stanowiło całkiem niezły wynik. Przed pierwszym gwizdkiem tradycyjnie odśpiewaliśmy „Sen o Warszawie”, odpowiedzieliśmy na pytanie, kto wygra mecz i zakomunikowaliśmy wszystkim, kto jest aktualnym mistrzem Polski. Najwyraźniej musiało to bardzo przeszkadzać gościom, którzy prowokowali nas do „wymiany zdań”, w którą szybko się włączyliśmy. „Jazda z k..., hej Legio, jazda z k...!” – wrzeszczeliśmy i chyba byliśmy w tych okrzykach przekonujący, bo po chwili „Sączersi” zajęli się sobą.
Niestety, jeśli chodzi o poziom dopingu, to ten wyglądał mniej więcej tak jak gra piłkarzy. Sporej części osób ewidentnie nie chciało się śpiewać. Gniazdowy dwoił się i troił, żeby zachęcić nas do wytężonej pracy. Próbował rozruszać nas całą gamą legijnych hitów, jednak i to nie pomagało. O tym, że najlepiej nie było, niech świadczy fakt, że kilka razy dźwięk dopingu nowosądeczan przebijał się przez nasze śpiewy na „Żylecie”. Najlepiej było chyba na samym początku, kiedy najpierw „wałkowaliśmy” przerobiony utwór Zbigniewa Wodeckiego, a potem uskutecznialiśmy hit z Wiednia oraz w momentach wymiany „uprzejmości” z sektorem gości. Potem zaczął się jednak wokalny regres, który idealnie wkomponowywał się w poczynania naszych piłkarzy na boisku. Ci niemiłosiernie męczyli się z Sandecją, a ich gra wyglądała tak, jakby zupełnie nie mieli pomysłu na pokonanie bramki strzeżonej przez Gliwę. Kiedy wydawało się, że już będzie łatwiej, bo w 21. minucie spotkania Grzegorz Baran zachował się jak... baran i został karnie usunięty z murawy przez arbitra ze stolicy, a uprzednio pożegnany przez nas gromkim „Wyp...!”, to paradoksalnie zaczęło być jeszcze gorzej. „Wojskowi”, mimo przewagi jednego zawodnika, bili w oczy swoją nieporadnością i nieskutecznością. Jako że widzieliśmy męczarnie naszych grajków, staraliśmy się im pomóc i dobitnie przypomnieć, że są Legią Warszawa – najlepszą drużyną ekstraklasy. „Mistrzem Polski jest ukochana ma...” oraz „Niepokonane miasto” – krzyczeliśmy głośno. Mimo że te dwie przyśpiewki, wieńczące niejako pierwszą część meczu, nie wychodziły nam najgorzej, przyniosły chyba efekt odwrotny od zamierzonego. „Wojskowi” najwyraźniej tak się zestresowali, że potykali się o piłkę. ;)
W przerwie meczu na stadionie miało miejsce miłe wydarzenie – na murawie goszczono jednego z Powstańców, który podziękował zarówno zarządowi klubu, jak i kibicom, za rokroczne zaangażowanie i pamięć o Powstaniu Warszawskim oraz poparł akcję renowacji miejsc pamięci związanych z wojenną tragedią warszawiaków. Dodał, że jest jednym z nas, bo jako młody chłopak mieszkał w pobliżu stadionu i wychował się na Legii. Przytoczył również anegdotę, że gdy długo nie było go w domu, to matka zawsze wiedziała, gdzie go szukać, bo zamiast włóczyć się z kolegami, przychodził na Łazienkowską oglądać treningi piłkarzy. Podziękowaliśmy mu tak pięknie, jak tylko potrafiliśmy, krzycząc donośnie: „Cześć i chwała Bohaterom!”, „Za tę walkę o stolicę, dziś dziękują Ci/Wam kibice” oraz „Legia nigdy nie zapomni!”. Z kolei najmłodszym kibicom przypomnieliśmy pewną przyśpiewkę o mistrzostwie Legii i pewnym spalonym stadionie.
Druga połowa meczu zapowiadała się dużo ciekawiej, przynajmniej pod kątem kibicowskim. Zaczęliśmy krótkim festiwalem zaadresowanym do kibiców Polonii: „Rzeki przepłynąłem, góry pokonałem...” i „Polonia K, Polonia S...”. Trzeba wyjątkowo przyznać, że te przyśpiewki na rywala z Muranowa brzmiały niezwykle melodyjnie. Chwilę później dość długo i z istną pompą uskutecznialiśmy przerobiony na legijną wersję hit „Chałupy welcome to”. Nie gorzej śpiewaliśmy utwór „Szkoła, praca, dziewczyna, rodzina”. W ogóle dało się zauważyć, że w drugiej odsłonie spotkania nabraliśmy wigoru i dostaliśmy nagłego zastrzyku energii. O ile na trybunach wszystko szło ku lepszemu, o tyle na boisku nie zachodziła żadna znacząca zmiana – Legia z jedenastoma piłkarzami nie mogła znaleźć sposobu na dziesięciu graczy Sandecji. Nasza cierpliwość miała swoje granice i około 60. minuty dobiegła końca. „Legia grać, k... mać!” – intonowaliśmy zdenerwowani. W tym samym czasie na środek „Żylety” wjechała sektorówka-herb, a my z zacięciem motywowaliśmy grajków do wytężonej pracy na boisku. „Walczyć Legio, walczyć!” i „My kibice z Łazienkowskiej” – donośnie krzyczeliśmy. W końcu nasz „Weltschmerz” dobiegł końca i mogliśmy się cieszyć z pierwszego gola, którego zdobył Kasper Hämäläinen. Na trybunach nie zapanowała jednak przesadna euforia, bo wiadomo, że legionistów stać było na dużo więcej. „Jeszcze jeden, jeszcze jeden!” – domagaliśmy się kolejnej bramki.
Chwilę później zaintonowaliśmy „Warsaw Fans Hooligans!”, a w sektorze gości dało się zauważyć poruszenie. Grupa kibiców Sandecji próbowała sforsować bramę oddzielającą trybunę dla przyjezdnych od sektora buforowego. Wszystko przez to, że „Sączersi” dostrzegli na „Żylecie” wywieszoną do góry kołami ich flagę „Brygada Bianconeri”, a która została efektownie spalona. Akcję fanów z Nowego Sącza szybko jednak spacyfikowali interweniujący funkcjonariusze policji, którzy weszli na sektor gości. Adekwatnie do sytuacji, zarzuciliśmy „Zostaw kibica!” oraz „Zawsze i wszędzie...” A skoro już wspomnieliśmy o flarach, to warto dodać, że błysk rac użytych do zniszczenia fany nowosądeczan stanowił preludium do ładnego widowiska pirotechnicznego, którym uraczyli nas „Nieznani Sprawcy”. To była chwila takiego starego, dobrego, kibicowskiego „rock and rolla”.
Z każdą kolejną minutą ożywialiśmy się coraz bardziej i choć w naszym repertuarze znalazły się m.in. „Legia, Legia, Legia, Legia goooool”, „Chociaż ciężki jest czas” czy „Ja kocham Legię, ooo, ooo”, to bez wątpienia prym wiodła jedna, ta najnowsza, pieśń: „Legia CWKS, Ciebie po życia kres będziemy wspierać, a wrogów j... Tylko CWKS!”.
Kibice Sandecji próbowali nas prowokować swoimi okrzykami, ale szybko gasiliśmy ich daremne trudy ciętymi ripostami. W ostatniej minucie meczu dzięki indywidualnej akcji "Kuchego" mogliśmy się cieszyć z drugiej bramki dla Legii. „Kuchy king!” – gratulowaliśmy naszemu zawodnikowi świetnej postawy. W końcu można było zaśpiewać „Hej sialala, Legia dziś trzy punkty ma” i skierować okrzyk „Tak to już bywa” w kierunku „Sączersów”. Ekipa z Nowego Sącza, jak na pierwszą oficjalną wizytę przy Łazienkowskiej, zaprezentowała się całkiem przyzwoicie i prowadziła regularny doping dla swojego zespołu. Nie obyło się jednak bez „napinki” w naszym kierunku. Ponadto nowosądeczanie wywiesili siedem flag oraz transparent „Gerard PDW”, a przez część spotkania kibicowali bez koszulek.
Gdy „Wojskowi” podeszli przed naszą trybunę, podziękowaliśmy im - wprawdzie nie za grę, bo tu próżno było doszukiwać się wielu pozytywów, lecz za zwycięstwo, które smakuje zawsze wybornie, niezależnie od postawy na boisku. Zaśpiewaliśmy z nimi „Warszawę”, zapewniliśmy o wsparciu i podkreśliliśmy, że zawsze trzeba walczyć do końca. Na koniec raz jeszcze nagrodziliśmy Kucharczyka za jego bramkę, a on wytwornie się przed nami pokłonił.
Na „Żylecie” zawisło kilka transparentów: „Sieka, wracaj do zdrowia”, „02.08. Legia – Astana, walczymy do końca” oraz „Kibice Razem – kur.. i pedały, którzy zdradzili stare ideały!”. Odnośnie ostatniego transparentu odpowiedni komentarz zamieścili „Nieznani Sprawcy” na swoim Cały fajnpage'u. Zachęcamy do lektury.
Przed nami chyba jedno z najważniejszych spotkań w tej części sezonu. W środowy wieczór legionistom przyjdzie się zmierzyć z Astaną, której ulegli 1-3 w Kazachstanie. Jeśli chcemy, żeby piłkarze zwyciężyli przynajmniej 2-0, a tym samym awansowali do czwartej, decydującej fazy wstępnej do Champions League, nieodzowne będzie nasze wokalne wsparcie. 2 sierpnia musimy stawić się jak najliczniej przy Łazienkowskiej i udowodnić całej piłkarskiej Polsce, że doping kibiców Legii potrafi zdziałać cuda!
Nie zapominajmy, że 1 sierpnia obchodzimy 73. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Program uroczystości znajduje znajdziecie tutaj. Warszawa pamięta! Cześć i chwała Bohaterom!